9. Niezbędne kłamstwa.

Pędziłam korytarzem, trzymając za rękę Sergio i czułam się szczęśliwa. Nie wiem co było tego przyczyną. Nowe ciuchy? Bernabeu? Iker? A może sam Sergio?
-Dobra! – Zaśmiał się i zatrzymał przed wyjściem na boisko.
-Co dobra? – Puściłam jego dłoń i się uśmiechnęłam.
-Cała drużyna ma masaż. Twoja klasa jest na siłowni. Pogramy w piłkę – uśmiechnął się zadowolony.
-Chcesz przegrać? – Wyszliśmy na murawę. Usiadłam na trawie i zdjęłam swoje adidasy. Szybko wyjęłam z torby korki i je założyłam. Sergio już stał z piłką w dłoni.
-O co gramy? – Pomógł mi wstać. Wyglądał bosko. Zmierzwione włosy, błyszczące oczy…
-O nic – zabrałam mu piłkę i pobiegłam przed siebie.
-Ej! To nie tak się gra! – Ruszył za mną w pogoń.
-A co? Nie możemy mieć własnych zasad gry? – Zatrzymałam się i kopnęłam do niego piłkę. – Tak w ogóle to powinieneś się teraz masować Canales! – Wzięłam się pod boki.
-A ty powinnaś siedzieć na ławce Rodriguez! – Zaczął podbijać piłkę i robić nią sztuczki.
-Wiesz… – Położyłam się na murawie. – Fajna ta nasza nowa znajomość – uśmiechnęłam się.
-Widzisz? Nie jestem taki zły jak myślałaś – puścił mi oczko.
-Myślałam, że jesteś idiotą i kretynem do n-tej potęgi – roześmiałam się.
-A tu takie zaskoczenie! – Klasnął w ręce. – Pojedziesz z nami do Walencji na mecz?
-Raczej nie. Będę się rozkoszować wygraną w domu – założyłam ręce na głowę. – Poza tym słyszałam, że Olalla ma przyjechać, bo Torres wybiera się na mecz.
-Wielu znasz piłkarzy? – Nadal odbijał piłkę.
-Pewnie niewielu, ale tych co znam… – Westchnęłam. – Komedia – uśmiechnęłam się i wstałam. – Wiesz, lubię puste stadiony. Czuję się tu taka malutka.
-I tak nie jesteś za wielka – powiedział i się roześmiał.
-Widzę, że humorek ci dopisuje – zaczęłam go łaskotać. Złapał mnie za ręce i nim się zorientowałam przerzucił mnie sobie przez ramię i ruszył przed siebie.
-Humorek mam zajebisty. W środę wygramy mecz, czego więcej chcieć?
-Powinieneś być bardziej pokorny wobec życia! Kiedy mnie puścisz? – Zniecierpliwiłam się, ale nie narzekałam! Podobało mi się, że nie muszę używać nóg, a i tak się przemieszczam. Nie przepadałam za używaniem własnych kończyn dolnych, dlatego jeździłam rowerem.
-Jak mi się znudzi. O siemka Cristiano! – Zawołał. Nie widziałam jaki to Cristiano, ale przypuszczam, że sam Ronaldo. Nie kojarzę innego z Realu Madryt.
-Cześć – usłyszałam jego głos. – Cześć Ana – pochylił się i spojrzał mi w twarz. – Co robicie? – Wyprostował się i widziałam już tylko jego nogi.
-Nic – odpowiedział Canales niedbałym tonem. Nosił mnie niczym worek kartofli, ale to się nazywa NIC.
-Znowu dałeś dyla z masażu – roześmiał się Portugalczyk.
-Wkurza mnie to jak mnie ciągle duszą i duszą! – Prychnął.
-No pewnie, jeszcze ci mózg wyduszą – zachichotałam. – Ups! Tam nie ma co wyduszać!
-ANA!!! ANNABELLE!!! RODRIGUEZ!!! – wrzeszczał ktoś wniebogłosy.
-Spokojnie – szepnął Sergio. – Bluza! – Szturchnął kumpla. Cristiano zdjął z siebie białą bluzę i zakrył nią mój tyłek wystrojony w różowe spodenki. Z tego co udało mi się zaobserwować Ronaldo stanął tak, że nie było widać moich dyndających w powietrzu nóg.
-Przepraszam, czy nie widzieli panowie takiej ładnej blondynki? Średniego wzrostu, naburmuszona? – Podeszła do nas moja nauczycielka. Nawet nie wiem jak się nazywa.
-Nie, ładnej blondynki na pewno byśmy nie przeoczyli – zełgał Canales.
-A już na pewno nie naburmuszonej – zaśmiał się Ronaldo.
-Dziękuję i przepraszam za kłopot. Do widzenia! – Zawołała i zapewne odeszła.
-Wcale nie jestem naburmuszona! – Fuknęłam. Sergio postawił mnie na ziemi, a Cristiano wziął z powrotem bluzę.
-W ogóle! – Zamachał rękami brunet. – Wiesz, że teraz cię zajebią w budzie? Zwiewać już pierwszego dnia?
-A myślisz, że ja to tak sama z siebie? To wszystko Canales! – Dzióbnęłam chłopaka w pierś.
-Jasne! Najlepiej na mnie! – Prychnął. Oczy zalśniły mu złowrogo i mimowolnie zrobiłam krok do tyłu.
-SERGIO CANALES DO TRENERA! – Słychać było z głośników.
-Haha… – roześmiałam się. – Masz przejebane!
-ANNABELLE RODRIGUEZ TEŻ! – Dodano.
-Ty też! – Wyszczerzył się radośnie.
-Jesteście chorzy. – Cristiano popukał się w głowę. – Zaraz was ochrzanią i jeszcze się cieszycie? – Wziął piłkę i zaczął ją podbijać.
-A co? Płakać mamy? – Wzruszyłam ramionami. – Chodź – popchnęłam blondyna. – Zobaczymy co nam zrobią – wskoczyłam mu na barana. Sergio nie zaprotestował.

Jose Mourinho patrzył na nas w skupieniu, gdy siedzieliśmy na krzesłach przy jego biurku. Spoglądał raz na mnie, raz na Sergio. Z trudem utrzymywałam powagę. Jestem pewna, że moje oczy błyszczały zupełnie jak blondyna. Też ledwo się trzymał.
-Dyrektorka szkoły jest zdziwiona, że dziewczyna, której ponoć bardzo zależało na tej szkole, ucieka z zajęć – przemówił w końcu. – Ja też jestem zdumiony, że chłopak, który bardzo chce grać, ucieka z masażu, który jest niezwykle ważny dla mięśni.
-Sorry trenerze – spoważniał Sergio. Widać bardzo mu zależy na graniu.
-Tak, jest mu bardzo przykro – pokiwałam głową. Jose spojrzał na mnie.
-A tobie nie? – Uniósł jedną brew.
-Oczywiście, że nie. To w końcu mnie się nudziło i namówiłam go do ucieczki. – Skłamałam. – Widzi pan… – Zamyśliłam się. – Doceniam sportowców, ale sama nie chce nim być. Mieszkam z Ikerem, ale to… – Wskazałam na swoją realową torbę. – To jak dla mnie przesada. Nie mam ulubionego klubu, tylko ukochany kraj. A szkoła? Iker ją wybrał, a nie ja. Sama poszłabym na coś językowego, a tak? Muszę w niej tkwić kilka tygodni i patrzeć jak te laski sapią i się pocą. Nic ciekawego. Dziękuję, że pan się za mną wstawił, ale nie byłabym zrozpaczona jakbym się tam nie dostała.
-Ana… – Westchnął. – Trzeba coś poradzić na to, że nie chcesz chodzić do sportowej szkoły – podrapał się po brodzie.
-Widzi pan, problem polega na tym, że Iker chce, a ja Ikera bardzo szanuje i nie chce mu się sprzeciwiać. Tu jest pies pogrzebany – jęknęłam.
-Pogadam z dyrektorką. Coś się na pewno zaradzi. A teraz sio! – Wskazał nam drzwi. Wstaliśmy i szybko wyszliśmy.
-Jakieś propozycje? – Sergio wziął ode mnie torbę i przewiesił ją sobie przez ramie.
-Żadnych. Marzę o walnięciu się na kanapę i nic nie robieniu. Jedziemy do Ikera? – Uśmiechnęłam się.
-Nie, bo jestem ustawiony z Cristiną – pokręcił głową. – Jednak będę dobrą duszą. Zapraszam, ja panią zawiozę – zaśmiał się.
-To ty masz duszę? – Zdziwiłam się niepomiernie.
-Ana… – Syknął przez zęby.
-Wprawiaj się, wprawiaj, bo może będziesz mnie woził całe wakacje – puściłam mu oczko i zignorowałam jego mordercze spojrzenie.
-Może? Coś straciłaś wiarę w Barcelonę.
-Mou to wielki człowiek – mruknęłam. Tak wielki, że bez problemu może doprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa.
-Wiem – szepnął mi do ucha. – Mój trener – roześmiał się radośnie. Widząc jego uradowaną minę i ja wybuchłam śmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz