Ubrana i gotowa czekałam
przy drzwiach na Sergio, który opowiadał coś przez telefon Ronaldo.
Naprawdę, lepszego momentu nie mogli sobie wybrać.
-Ana! – Obok mnie
stanął Miguel i uśmiechnął się szeroko. – Nie dygaj. Oni są chorzy na
głowę – zaśmiał się. – Poza tym idę z wami. Uśmiechnij się, bratowa! –
Poklepał mnie po plecach.
-Zabawne – burknęłam.
-Madrazo, ruszaj dupę i skończ pierdolić! – Pogonił brata.
-Czemu wy wszyscy mówicie na niego Madrazo? – Zdziwiłam się.
-Bo
nie jest podobny do Canalesów. Uroczy blondynek z niebieskimi oczkami
jakoś nie współgra z brunetami o ciemnych oczach – wzruszył ramionami. –
Ja sam do niedawna uważany byłem za czarną owcę tylko dlatego, że
korzystałem z tego, że mama nade mną skakała.
-A co się stało, że przeszedłeś przemianę? – Włożyłam ręce do kiszeni moich żółtych szortów.
-Mama
dowiedziała się od sąsiadki, że Sergio zostawił Cristinę dla innej
dziewczyny. Wybuchła wielka afera, bo jak nasz grzeczny Madrazo mógł
posunąć się do czegoś takiego – roześmiał się. – Jednak cieszę się, że
to zrobił. Nigdy nie widziałam go szczęśliwszego – spojrzał na zegarek. –
Zaraz się spóźnimy – westchnął.
-Na pewno nie – syknęłam i
pomaszerowałam na balkon. Wyrwałam Sergio telefon i się rozłączyłam. –
Koniec romansu z Żelkiem. Idziemy! – Wzięłam do za rękę. – Masz –
podałam mu swój telefon, który schował do kieszeni.
Wyszliśmy z
mieszkania i piechotą udaliśmy się do knajpki. Musieliśmy przejść przez
park i kilka ulic. Przez całą drogę Sergio i Miguel żartowali i ciągle
się śmiali. A tak niedawno Canales mi mówił, że Mig jest okropnym
gnojkiem. A tu okazuje się, że to fajny chłopak. Młodszy ode mnie
niecały miesiąc.
W końcu dotarliśmy do jakiejś knajpy. Okazało się, że to też dyskoteka.
Zajęliśmy
jeden z największych stolików i czekaliśmy. Miguel opowiadał mi jakieś
historyjki, ale obecnie nie ruszyłby mnie nawet pyskujący Benzema.
-CANALESY!!!
– Wydarł się jakiś typ zmierzający w naszą stronę. – O rany! To TA?! –
Wskazał na mnie palcem. Sergio wzniósł oczy do nieba, a Miguel śmiał się
w najlepsze.
-Jestem Carlos – powiedział stojący za nim chłopak. – A to coś to Trueba.
-Jestem, gdy coś potrzeba – puścił mi oczko i zachichotałam.
-Ana
– machnął ręką Miguel. – Siadajcie. – Wskazał wolne miejsca na
kanapach. Ja siedziałam na podwójnej z Sergio. Po prawej miałam Miguela i
dwaj kumple usiedli obok niego. Dopiero teraz przyjrzałam się dwóm
kolegom Canalesa. Ten szurnięty był rozczochrany i szeroko uśmiechnięty.
Miał niesamowicie jasnobłękitne oczy, niemal szare. Ten drugi miał
ciemne tęczówki i rude włosy. Tak właściwie to chyba był kasztan, ale
mniejsza z tym.
-No, nie! Panna Rodriguez w Santander! – Zawołał znajomy głos.
-Marcos! – Ucieszyłam się na widok chłopaka i podeszłam do niego. – Fajnie cię widzieć! – Pocałowałam go policzek.
-No, ostatnio trochę nie fajnie wyszło – powiedział cicho.
-Nawet przez myśl mi coś takiego nie przeszło! – Wyszeptałam.
-Ani mnie – uśmiechnął się. – Na szczęście oprócz zauroczenia była między nami przyjaźń.
-Jest – poprawiłam go i puściłam oczko.
-Witamy,
witamy! – Za nim pojawiły się dwie dziewczyny. Pięknie dziewczyny.
Brunetka miała na sobie różową sukienkę i białe balerinki. Szatynka
zielone spodenki i filetową koszulę. Do tego trampki. Odetchnęłam z
ulgą. Nie wyglądam jak pajac.
-Ty jesteś Ana? – Uśmiechnęła się do mnie brunetka. – Jestem Bretanie, a to Maribel. Miło nam poznać.
-Mnie też – odwzajemniłam uśmiech i usiadłam obok Sergio. Dziewczyny zajęły kanapę z Truebą, ale dwa fotele nadal były wolne.
-W końcu! – zawołał Miguel. – Ana, to nasze dwa ziomeczki!
-Fernando, ale mów do mnie Fer. – Podszedł do mnie wysoki chłopak o czarnych włosach i bardzo ciemnych oczach.
-Ana – uścisnęliśmy sobie dłonie.
-Aitor – skinął do mnie głową ostatni znajomy Sergio i zajął odległy fotel.
Rozmawialiśmy
o jakiś bzdurach, ale rozluźniłam się dopiero, gdy wypiliśmy kilka
drinków. Po jakimś czasie Miguel wyszedł z Truebą, a Fer i Carlos
zaczęli opowiadać mi jak to psocili w dzieciństwie z Sergio. Blondyn
wszystkiego się wypierał, ale nikt mu nie wierzył.
-Dobra! Ana! – Maribel spojrzała na mnie uważnie. – Pokaż to – wszyscy spojrzeli na mnie uważnie.
-Ale co? – nie załapałam.
-Miguel nam mówił, że Canales wyznał ci miłość. Pokaż dowód – odezwała się Bretanie.
-Spoko – pokiwałam głową i zza dekoltu wyjęłam łańcuszek. Szafir zalśnił w słabym świetle niebieskich halogenów.
-Boże
jaki piękny! – Wyszeptała Maribel i usiadła na poręczy kanapy z mojej
strony. Sergio objął mnie ramieniem i uśmiechnął się szeroko. – Czemu ty
nie mogłeś zakochać się we mnie?! – Roześmiała się.
-Bo czekałem na Annabelle – odpowiedział.
-Z kim Yuli idzie na wesele? – Przypomniało się nagle Bretanie.
-Nie wiem – wzruszył ramionami. – Nie ma jej, była w Madrycie i zapomniałem spytać.
-Pewnie wyrwie jakieś ciacho – roześmiała się Maribel.
-Może – mruknął i wstał. – Zatańczymy? – Wziął mnie za rękę i ruszyliśmy na parkiet.
-Fajni są – uśmiechnęłam się.
-Wiem
– pokiwał głową. – Widujemy się tylko kilka razy do roku, ale nadal
jesteśmy zgraną paczką. Dziewczyny studiują w Barcelonie, Carlos w
Maladze, Trueba w Walencji, a Fer aż w Paryżu. W Santander został tylko
Aitor, ale to malarz. Odmienna dusza.
-Sądziłam, że twoje byłe to straszne potwory – zaśmiałam się w jego szyję.
-Wiesz,
tak samo myślałem o twoich byłych. A tu proszę! Jednym z nich okazał
się mój przyjaciel! – Nagle spojrzał w kierunku drzwi. Stał tam Miguel i
Trueba. Ciągle się śmiali i wyglądali na wielce uradowanych.
-Myślisz, że… – urwałam i przejechałam palcem po jego policzku.
-Na
pewno – westchnął. – Aitor ma największe natchnienia artystyczne po
spotkaniach z Truebą. Natomiast dla Trueby nie ma imprezy jeśli nie
pociągnie bucha. W tygodniu obejdzie się bez trawki, ale w weekend
otacza go chmura dymu.
-Nie sądziłam, że Miguel lubi takie wrażenia – nadal wpatrywaliśmy się w ludzi przy drzwiach.
-W
naszej rodzinie to dotychczas jak byłem najgrzeczniejszy. Moje
największe przewinienie to zostawienie Cristiny – warknął. – Nikt nie
zrobił awantury, że Giana jest w ciąży, że Yuli pyskuje każdemu kto się
porusza czy Miguelowi, który non stop ma jakieś interesy spod ciemnej
gwiazdy. Nie. Ziemia się zatrzęsła, gdy zostawiłem jedną dziewczynę dla
tej, którą pokochałem – przewrócił oczami.
-A co powiedzieli ci przyjaciele? – zainteresowałam się.
-Nie ruszył ich fakt, że zostawiłem Cristinę. Ruszyło ich to, że się zakochałem. W końcu – uśmiechnął się delikatnie.
-Moi
przyjaciele byli bardziej zbulwersowani faktem, że kręciłam z zajętym
kolesiem. Chociaż Cristiano i Karimowi to w ogóle nie przeszkadzało.
-Villa
też był zachwycony! – zagwizdał i się roześmiał. – Wiesz… – spojrzał na
zegarek. – Zachodu słońca to już ci nie pokażę, a do wschodu mamy sporo
czasu.
-Wschodu? Nad morzem?! – jęknęłam z radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz