43. Dawny przyjaciel.

Gdy wyskoczyłam do ogrodu olśniło mnie, że na tarasie leży torba z moimi korkami, skarpetkami i trampkami. Podkradłam się tam, założyłam trampki, złapałam torbę i chyłkiem pognałam do garażu. Pod domem nadal stało białe Audi. Po co on tu przyjechał? Nie mam ochoty słuchać jego tłumaczenia! Mnie chyba nie jest dany spokojny związek. Ciągle mam jakieś przygody.
Chwyciłam rower i wyjechałam na ulicę. Pedałowałam niczym szatan! Gdy dotarłam do stacji metra byłam bezpieczna. Wsiadłam do pociągu i wysiadłam na Bernabeu.
Na stadion weszłam bez najmniejszego problemu. Zawsze mam przy sobie przepustkę. Ha, przezorny zawsze ubezpieczony, jak mawiał Guti.
Na płycie boiska nałożyłam korki i wzięłam jedną piłkę. Kiedyś masę czasu spędzałam tu z piłkarzami, Ikerem czy Unaim. Chociaż ten ostatni zawzięcie kibicował Barcelonie i Atletico. Na złość mnie i Ikerowi! Nie raz dostał za to wpierdol! Nie tylko ode mnie i Ikera.
Podbijałam sobie piłkę i delektowałam się ciszą i błogim spokojem.
-Nadal grasz jak mała cipeczka! – Doleciał do moich uszu krzyk. Zatrzymałam się i potoczyłam wzrokiem po trybunach. Nikogo nie było. – Mała Srelle-Anabelle! – Zamarłam. Tylko jedna osoba mówiła do mnie w ten sposób…
-Uani-fiutkai! – Wrzasnęłam.
-Trafiłaś! – Wstał z ławki trenerskiej. Wcześniej musiał siedzieć głębiej i dlatego go nie widziałam. Cwana gadzina!
-UNAI! – Pisnęłam i rzuciłam mu się na szyję! – Boże, to ty! – Szepnęłam.
-Potrzebowałem czasu, żeby się pozbierać po stracie mojej księżniczki – poczochrał mnie po włosach.
-Uważaj sobie, fluku! – Odepchnęłam go. – Teraz mam już dziewiętnaście lat, a nie szesnaście!
-Widzę! – Złapał się za tors i wymownie spojrzał na mój biust. – Coś jeszcze się zmieniło?
-Owszem! – Wyjęłam z pod bluzki wisiorek od Sergio. – Mam chłopaka, którego chcę zamordować! – Uani podszedł bliżej i przyjrzał się błyskotce.
-Bogaty. To szafir i diamenty. Piłkarz? – Spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Owszem, Realu – pokiwałam głową.
-No, a niby czyj? – Przekręcił oczami – Gdzie mieszkasz? – Zadał kolejne pytanie.
-Miesiąc temu ciotka mi zniknęła i Iker mnie przygarnął. Od miesiąca wróciłam do swojego życia – uśmiechnęłam się radośnie.
-Nie, cipeczko niedomyta. Dopiero teraz wróciłaś, bo ja też już jestem – puścił mi oczko.
-Sam jesteś niedomyty, ty brudasie w puszczy hodowany! – Odparowałam mimowolnie.
-Ech, nadal jesteś ta sama! – Zaczął mnie łaskotać. – Tylko chudsza i cycatsza! – Zarechotał.
-Iker będzie chciał cię zobaczyć – spoważniałam.
-Będzie wrzeszczał, że nie dawałem znaku życia – westchnął.
-Na mnie też wrzeszczał, że nie przyszłam prosić o pomoc – mruknęłam
-Prosić o pomoc? – Skrzywił się. – My nie prosimy o pomoc, radzimy sobie.
-Właśnie! – Uderzyłam go pięścią w ramię. – To co? Idziemy?
-Na piechotę? – Wytrzeszczył oczy.
-Ja mam rower, ty pobiegniesz – zaśmiałam się. – Nie, chodź mam bagażnik – zdjęłam korki. – Jeszcze by ci się nieboraku odciski zrobiły i co ty byś począł? – Zakpiłam.

Gdy dotarliśmy do domu wiedzieliśmy już wszystko co działo się w naszych życiach w ciągu ostatnich trzech lat. Unai był dosłownie wszędzie!
-Iker! – Krzyknęłam, gdy tylko weszłam do środka.
-Gdzie byłaś? O co znowu chodzi z Sergio? – Odkrzyknął z salonu. – Był załamany!
-Niech spierdala do Cristiny. Zasraniec nie będzie grał na dwa fronty! – Warknęłam. – Chodź tu! – Rzuciłam w kąt swoją torbę.
-Czego ty chce… – Wyszedł do przedpokoju i zamarł. – Unai? – Szepnął.
-Cześć brat – Unai przytulił Ikera.
-Będę u siebie. – Mruknęłam i poszłam na górę. W końcu trzeba się wykąpać i w ogóle.
Gdy byłam już czyściutka wystroiłam się w swoje bokserki i koszulkę Sergio… Może to i gadzina, a bluzka dawno przestała nim pachnieć, ale do końca życia będę pamiętać jego wzrok, gdy mi ją zakładał…
Usiadłam na łóżku i włączyłam telefon.
Od razu przyszło miliard wiadomości od Canalesa, ale od razu je skasowałam. Nie obchodziło mnie co miał mi dopowiedzenia. Nie chciałam się z nim kłócić, więc musiałam odetchnąć. Zjawił się Unai i miałam na kim się wyżyć.
Gdy przyszła nowa wiadomość z marszu chciałam ją skasować, ale się powstrzymałam.
-”Jutro będę na ciebie czekał po lekcjach. Iker mówił, że możemy wpaść na ich trening na Bernabeu. Śpię u kumpla. Wracamy do starych, dobrych czasów, brudasie ;p.” – przeczytałam wiadomość od Unaia. – Oj wracamy – uśmiechnęłam się pod nosem.
We wtorek rano do szkoły gnałam jak na skrzydłach. Nie przeszkadzało mi nawet, że na dworze jest pochmurno. Nałożyłam leginsy, tunikę w paski i fajowe botki. Do tego torebka, płaszczyk, parasolka i byłam gotowa do wyjścia.
-Dawno nie byłaś taka radosna – zauważyła Sara.
-Unai wrócił! – Uśmiechnęłam się szeroko. – Teraz jest jak powinno być! – Klasnęłam w dłonie.
Zawiozła mnie do szkoły i pojechała do pracy.
Z tej radości przez cały dzień byłam miła dla Evy i nawet zrobiłam zdanie z matmy przy tablicy.
Gdy wyszłam, o przepraszam, wypadłam niczym burza ze szkoły od razu wpadłam na Unaia. Stał oparty o szarego Mercedesa.
-Cześć, śmierdziel! – Powitał mnie.
-Cześć, syfulcu! – Wsiadłam do jego samochodu. Zapięłam się pasem i uśmiechnęłam szeroko. – Ukradłeś?
-Tak – popukał się w czoło.
-Na Bernabeu!
-Tak jest! – Roześmiał się.
Gdy wkroczyłam na trybuny miałam wrażenie, że czas się cofnął. Obok mnie kroczył Unai, na płycie boiska trenował Real. Wszystko było tak jak powinno… Nagle mój wzrok spoczął na Canalesie i serce zaczęło mi szybciej bić. Nie powinnam być teraz z Unaim tylko z Sergio. Jemu powinnam patrzeć w oczy i do niego uśmiechać.
-Niech żyje FC Barcelona i Aletico Madryt! – Zawołał Unai. Roześmiałam się, ale to nie był mój najszczerszy uśmiech.
-MAŁY CASILLAS! – Zawył Marcelo, który miał dokładnie tyle samo lat co Unai, ale był sporo niższy. No, ale Mały Casillas… – Ty chuju! Kiedy wróciłeś?!
Zeszliśmy na murawę. Strasznie źle było mi się przemieszczać, ale cóż poradzić? Zachciało się szpilek to teraz mam.
Piłkarze stłoczyli się przy Unaim, a ja usiadłam na ławce trenerskiej.
-Ty! – Obok usiadł Ronaldo i Benzema. – Cristina przyszła tylko po swoje rzeczy.
-Chuj mnie ona obchodzi – założyłam ręce na piersi.
-Nie obrażaj się na niego za coś czego nie zrobił – szturchnął mnie Karim.
-Jeszcze raz to zawołałam Unaia! – Syknęłam.
-I co on mi zrobi? – Zaśmiał się bezczelnie Francuz.
-Ma czarny pas w karate i treneował MMA. Spróbuj, cwaniaczku! – Teraz to ja go szturchnęłam. Gdy zobaczyłam, że Canales zmierza w moją stronę zerwałam się jak oparzona. – UNAI! – Krzyknęłam. – Musimy iść – blondyn przystanął i spojrzał na mnie smutno. Serce mnie zabolało. Jestem wredną szmatą. Krzywdzę kogoś kogo kocham. Kogoś komu mówiłam, że jest dla mnie wszystkim. Prosiłam go, żeby mnie nie skrzywdził, a sama to robię.
Sergio odwrócił się na pięcie i pomaszerował w przeciwną stronę.
-Idziemy? – Obok mnie pojawił się Unai.
-Trzymaj! – Wcisnęłam mu w ręce torbę i rzuciłam się w pogoń za blondynem. Nie przewidziałam jednak jednego. Trawa była śliska po deszczu, a ja miałam szpilki. To musiało skończyć się tragicznie. I skończyło. Wyrżnęłam facjatą w murawę.
-Ana! – Obok mnie pojawił się Ronaldo z Benzemą.
-Żyjesz? – Karim przekręcił mnie na plecy.
-Weź te łapy! – Odepchnęłam go i wstałam. – Kurwa mać! – Zdjęłam buty. – Pilnuj ich – warknęłam do Cristiano i poczłapałam za Sergio. Kotka pulsowała mi z bólu, ale miałam to gdzieś. – Canales, staniesz ty w końcu czy mam już tu się wykończyć? – Wysapałam. Odwrócił się do mnie. Nie czekał aż do niego doczłapie. Sam podszedł, wziął mnie na ręce i ruszył w kierunku chłopaków. Odebrał od Ronaldo moje buty i zaniósł mnie na ławkę trenerską. Posadził mnie na fotelu i usiadł obok.
-Co? – Burknął.
-Chyba musimy pogadać – spróbowałam rozmasować bolącą kostkę, ale na niewiele się to zdało. Bez słowa położył sobie moją kończynę na kolanie i zaczął masować bolące miejsce. Ból po chwili się zmniejszył.
-Teraz chcesz rozmawiać? – Syknął. – Po tym jak nie odpisałaś na żadnego SMS-a, nie odbierałaś, uciekłaś jak przyjechałem i od rana widzę cię promienną niczym słoneczko, bo masz u boku ukochanego Unaia? – Wysyczał i chociaż jego ton był lodowaty, jego dłonie nadal ciepłe i delikatnie.
-Sergio… – Pogłaskałam go po zarośniętym policzku. Jeszcze nigdy nie widziałam tak smutnych, błękitnych oczu.
-Wiesz… – Założył mi na nogi buty, a do mnie dotarło, że kostka wcale nie boli. – Przemyśl sobie wszystko. Za szybko wyciągasz konsekwencje. Cristina przyszła po swoje rzeczy. Wzięła torbę, którą jej przygotowałem i wyszła. Nic więcej. To ty szukasz dziury w całym. Teraz odzyskałaś przyjaciela, ja mam mecz w którym zagram… – Wstał i dopiero teraz spojrzał mi w oczy. – Podobała mi się zabawa z tobą w kotka i myszkę. Niepewność mnie napędzała, chciałem, żebyś była tylko moja. Sądziłem, że chcesz tego samego, ale teraz nie wiem. Zobaczymy się po meczu – pochylił się i pocałował mnie w policzek. – Nadal jesteś najważniejsza – szepnął. – Jeśli sobie wszystko przemyślisz wiesz, gdzie mnie szukać – wcisnął mi w dłoń pęk kluczy i odszedł. Mnie zatkało do tego stopnia, że nie byłam w stanie wydusić słowa. Chciało mi się wyć. Niszczę wszystko co mam. Wszystko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz