64. Canalesowe rodzeństwo.

Po południu siedziałam już w samolocie do Santander. Poczytałam sobie co nieco o tym mieście, żeby nie wyjść na debilkę. Wiedziałam, że to port i stolica Kantabrii. Oczywiście znajduje się klub piłkarski Racing Santander. Dalej mi się nie chciało czytać.
Sergio usnął, gdy tylko wystartowaliśmy. Siedziałam sobie wygodnie w białym, skórzanym fotelu w pierwszej klasie. To zaskakujące jak człowiek się szybko do wszystkiego przyzwyczaja. Dziś uświadomiłam sobie, że jeszcze dwa miesiące temu nie myślałam o tym, że będę chodzić z piłkarzem Galaktycznych. A dziś? Lecę z nim na wesele jego siostry ciotecznej.
Spojrzałam z czułością na Sergio. Spał i uśmiechał się delikatnie. Pogłaskałam go po nieogolonym policzku i zrozumiałam własnego ojca. Jeżeli on dwadzieścia lat temu czuł to samo do mamy co ja teraz do Sergio… Różnica między nami polegała na tym, że ja miałam dziewiętnaście lat i cały świat u stóp. On miał dwadzieścia osiem i szukał stabilizacji. Ja chciałam się rozwijać, a Canales chciał grać. W tych dwóch pojęciach nie mieściło się słowo rodzina i dzieci. W mojej mózgownicy szalały plany na przyszłość, wszędzie był Sergio, ale nie chciałam się jeszcze wiązać tak na zawsze. Wiedziałam, że to TEN, ale skoro jesteśmy sobie przeznaczeni to nie musimy się od razu pobierać.
Wzięłam go za rękę i zamknęłam oczy. Jest mój.

Na lotnisku nikt na nas nie czekał. Sergio wytłumaczył mi, że to dlatego, że jego mama i Yuli wybrały wieczorny lot.
Pojechaliśmy taksówką do Giany, gdzie miałam nocować. Dzięki temu, że miałam na sobie ślicznie ubrania czułam się nieco pewniej. Sara jak zwykle mnie nie zawiodła. Skompletowała mi super ciuchy. Teraz wpatrywałam się w widoki za oknem, ale czułam na nogach moje cudowne, morskie szpilki. Przywykłam do chodzenia w butach na obcasach i nawet Canales tego nie komentował.
-Chodź – wziął mnie za rękę, a za sobą ciągnął moją walizkę. Weszliśmy do windy i wjechaliśmy na czwarte piętro. Zapukał do mieszkania z numerem osiemnaście i po chwili drzwi się otworzyły. Stała w nich śliczna kobieta. Miała brązowe, kręcone włosy do ramion, a jej twarz promieniała. Uśmiechała się do nas szeroko.
-Cześć. Wejdźcie – wpuściła nas. Sergio wepchnął mnie do środka, a następne zaprowadził do przytulnego salonu. Ściany pomalowane były na pomarańczowo, a meble były w miodowym odcieniu. Przed dużym telewizorem siedział mały chłopczyk i oglądał bajkę. – Jestem Giana – kobieta wyciągnęła do mnie rękę.
-Ana – uścisnęłam ją.
-Ej! – Oburzył się Sergio. – To ja miałem was przedstawić!
-Wybacz, braciszku – Giana uśmiechnęła się do niego czule. – Mów.
-Giana, to jest moja dziewczyna Annabelle. Ana, to moja siostra Giana – powiedział wielce zadowolony.
-Ślicznie – zaśmiałam się.
-A tam jest mój chrześniak Pablo – dodał. Malec nawet nie drgnął. – Pablo! Chodź tu! – Syknął. Dopiero wtedy uroczy chłopczyk do nas podszedł. Spojrzał na mnie uważnie i uśmiechnął się delikatnie.
-Mały – Sergio wziął go na ręce. – To jest moja Annabelle, o której ci opowiadałem.
-Ciocia Ana? – Popatrzył mu w oczy.
-Wystarczy Ana – mruknęłam.
-Ale jak będziesz żoną wujka to będziesz moją ciocią. Tak? – Teraz skierował swoje brązowe oczy na mnie.
-Tak – pokiwałam głową.
-Aha – Sergio postawił go na ziemi i malec wrócił przed telewizor.
-Chodź, pokażę ci twój pokój – Giana zaprowadziła nas do uroczego pokoju pomalowanego na niebiesko. W centrum znajdowało się ogromne łóżko nakryte białą kapą. Sergio władował się na nie i puścił mi oczko.
-Ty robisz wylot – Giana wskazała na drzwi.
-Czemu? – Zdziwił się.
-To nie jest Bretanie, Maribel czy Cristina – Giana wskazała na mnie.
-Żadna tu nie była – zdziwił się.
-Właśnie – pokiwała głową. – Do domu, Madrazo. Miguel szuka cię od rana.
-A czego on chce? Mówiłem, że lecę do Madrytu – wstał z łóżka i podrapał się po czuprynie.
-Skąd mam wiedzieć czego? – Wzięła się pod boki. – Weź małego, a ja ugotuję obiad.
-Wieczorem pójdziemy spotkać się z moimi znajomymi – pocałował mnie w usta.
-Jego byłymi też – wyszeptała Giana i przewróciła oczami.
-Co? – Wyszeptałam przerażona.
-Spoko – uśmiechnął się szeroko. – Nie będziesz musiała z nimi gadać – minął Gianę. – Pablo! Wskakuj w buty! Idziemy do dziadka!
-One nie są takie złe. Najciekawsze jest to, że wszystkie trzy się przyjaźnią – powiedziała brunetka. Spojrzałam na nią wielkimi oczami.
-Trzy? – Mruknęłam.
-Cristina ma tu dziadków. Dlatego się znała z Sergio.
Zszokowana usiadłam na łóżku. Cristina zna Canalesa nie tylko jako jego laska? Wygada mu co wyprawiałam z Moratą. On mnie zajebie na miejscu!
-Nie powiedział ci? – Giana usiadła obok mnie.
-Zapomniał o takim malutkim detalu – szepnęłam.
-Cały Sergio – roześmiała się i wstała. – Zdrzemnij się. Wieczorem poznasz całą jego bandę – uśmiechnęła się i wyszła zamykając drzwi.
Bandę? Kurwa, gorzej być już nie może.
Po tym jak się wyspałam i wzięłam prysznic usiadłam przy walizce i zaczęłam zastanawiać się w co mam się ubrać. Elegancko czy sportowo. Canales poznał mnie w jakiś szmatach. Tak właściwie to nawet nie pamiętam w czym. Zakumplowaliśmy się, gdy chodziłam w dresach, a całował mnie pierwszy raz w sukience. Rany.
-Gotowa do wyjścia? – obok mnie usiadł rozradowany Sergio. Miał na sobie szare spodenki do kolan, białe trampki, błękitną bluzkę i czarną bluzę. Na ręku lśnił jego ulubiony srebrny zegarek z którym rozstawał się tylko na treningi i mecze.
-Nie – mruknęłam i położyłam głowę na jego kolanach. Miałam na sobie jego klubową koszulkę i bokserki. – Zostańmy.
-Chciałabyś – zaczął grzebać w walizce. – Serio w tym chodzisz? – Wziął do ręki śliczne fioletowe szpilki.
-Serio. Co w tym dziwnego? – Przysunęłam twarz do jego brzucha i schowałam ją pod koszulkę.
-Ana! – Zaśmiał się, gdy zaczęłam ssać jego skórę. – Chcesz mi zrobić malinkę na brzuchu?
-Myślisz, że się da? – Zachichotałam.
-Sprawdź – rozochocił się i chwycił ręką swoją bluzkę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
-Jak mam się ubrać? – Odsunęłam się trochę.
-Fajnie.
-To mi powiedziałeś! – Burknęłam i usiadłam obok.
-Na luzie – w drzwiach stanęła Giana.
-No – przytaknął Canales, który właśnie dorwał się do pudełeczka, gdzie trzymałam kolczyki. – Ale fajne! – Przyłożył sobie do uszu zabawne kolczyki w kształcie żyrafich główek.
-Ale musisz dać czadu, bo tam będą jego byłe – powiedział męski głos. Zaskoczona spojrzałam na chłopaka, który stał obok Giany. Był wysoki, miał zielone oczy i ciemne włosy. Do tego na policzku miał małą bliznę.
-Ana! – Sergio zerwał się jak oparzony i podniósł mnie. – Annabelle, to mój brat Miguel, Mig, to moja Ana – uśmiechnął się szeroko.
-Cześć – uścisnęliśmy sobie dłonie.
-Nie sądziłem, że jakaś dziewczyna może się ładnie prezentować w szmacie tej szmaty – mruknął brunet.
-Ty fiucie! – Sergio pchnął go z całej siły na korytarz. Upadli na podłogę i zaczęli się okładać. Oczywiście na żarty. Giana zamknęła drzwi.
-Od pewnego czasu mama przestała skakać nad Miguelem i ku zdumieniu wszystkich okazało się, że jest bardzo fajnym chłopakiem – wzruszyła ramionami. – Radzę wziąć ci te żyrafki – spojrzała na kolczyki. – Bo w przeciwnym wypadku Sergio ci nie daruje – uśmiechnęła się i wyszła. Po chwili wrócił Canales. Rozczochrany, ale zadowolony.
-Ładnie i na luzie? – Wzięłam do ręki żółte spodenki i jeansową kurtkę.
-Tak – pokiwał głową i wygrzebał sandały z wielką różą. – Fajnie.
-Dobra – chwyciłam jeszcze top i poszłam się przebrać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz