44. Na ratunek szczęściu.

Reszty wtorku praktycznie nie pamiętam. Czułam się jak pobita, ale nie bolało mnie ciało tylko dusza. Unai w mig pojął, że coś jest nie tak, ale nie pytał o co chodzi.
Zabrał mnie na imprezę. Powiedziałam Sarze, że nocuję w Unaia i nie zabroniła mi.
Tak więc we wtorek napiłam się na umór. W środę naturalnie nie poszłam do szkoły, bo jak?
Gdy tylko się ocknęłam wlałam w siebie kilka piw i dalej odpłynęłam.
Pijąc nie myślałam o niczym i nikim. Nie widziałam smutnych oczu Sergio. Nie czułam nawet wisiorka obijającego mi się o piersi. Nic. Totalna bezuczuciowa pustynia.
Środa zleciała mi w mgnieniu oka. Właściwie ją przespałam. Mój organizm nie był przyzwyczajony do takich dawek alkoholu. Zazwyczaj piłam na odwagę, żeby iść do Canalesa? A teraz? Teraz nie ma już Canalesa.

Obudziłam się w mieszkaniu kolegi Unaia. Lokum było luksusowe, ale tak nieprzyjemne, że aż mi się słabo zrobiło. Zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni, gdzie pił Unai z tym kolesiem.
-Idę do domu się przebrać – mruknęłam, zgarnęłam swoje rzeczy i wyszłam szybko. Do Ikera miałam szmat drogi, ale posiadałam jeszcze sto euro. Nie wiem jakim cudem się uchowało.
Zamówiłam taksówkę i pojechałam.
W domu wzięłam lodowaty prysznic, który całkowicie mnie otrzeźwił.
Już wiedziałam co mam zrobić.
Gdy schodziłam na dół natknęłam się na Sarę prowadzącą pijanego Ikera. No tak. Realowa imprezka.
-Gdzie się wybierasz? – Zdziwiła się na mój widok. Spojrzałam w dół na swoje nogi wystrojone w moje ulubione spodenki i czarne trampki. Znalazłam też fajną bluzo-kurtkę z Adidasa.
-Ratować swoje szczęście – pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Gdy spojrzałam na zegarek stworzony z trójkątów, dostrzegłam, że dochodzi czwarta rano. Jutro piłkarze mieli wolne, ale ja nie mogłam czekać. Który z tej smarkatej bandy może być w miarę trzeźwy? Benzema zapewne dawno już śpi wśród butelek i nie chcę wiedzieć czego jeszcze. Po namyśle wybrałam numer Ronaldo.
~No? – Mruknął ni to po hiszpańsku ni po portugalsku.
-Szybkie pytanie, szybka odpowiedź – powiedziałam bez żadnego wstępu decydując się na jego ojczysty język. Powinien szybciej załapać.
~No? – Powtórzył.
-Canales nadal baluje czy pojechał do siebie?
~Nie balował. Cześć – rozłączył się. A jednak dobrze wybrałam, portugalski!
-Spoko – mruknęłam i wskoczyłam na rower.
Bałam się jak cholera, gdy tak jechałam przez pogrążony we śnie Madryt. W metrze kurczowo trzymałam rower modląc się by nikt mnie nie zabił. Dzielnica dzielnicą, a wygląd wyglądem. Byłam drobną blondynką. Co ja komuś mogłam zrobić? Cała zadziorność i pewność siebie mnie opuściły. Bez Sergio nie miałam swojej siły!
Odetchnęłam z ulgą, gdy w końcu wyszłam na powierzchnię. Cel mojej podróży był już bardzo blisko.
Użyłam kluczy, które dostałam wczoraj i bez problemu weszłam na strzeżone osiedle. Ochroniarz nic nie powiedział, gdy go mijałam. W windzie zaczęłam układać sobie przemowę. Muszę być szczera.
Gdy przekręcałam klucz w zamku do mieszkania, serce mało mi nie wyskoczyło z piersi. Może Coon uzna mnie za Real i zacznie szczekać? Jednak nic takiego nie nastąpiło. Powitał mnie wesołym machaniem ogona. Dzięki Bogu! Nie jestem zakontraktowanym graczem, więc ta włochata bestia milczy.
-Cześć, psiaku – pogłaskałam go po łbie. Postawiłam rower w przedpokoju i dokładnie zamknęłam drzwi. Zdjęłam buty, zegarek i bransoletki. Bluzę rzuciłam za siebie. Dopiero po chwili dotarło do mnie jak swobodnie się tu czuję. – Zostań tu – nakazałam wielkiej bestii, która położyła się przy drzwiach.
Na bosaka podreptałam do sypialni. Gdy trzymałam klamkę modliłam się, żeby był sam. Zamiast misji pokojowej wyjdzie mi wtedy całkiem inna.
Na szczęście blondyn był sam. Leżał na brzuchu, a w blasku wschodzącego słońca, które wdzierało się do pokoju przez okno widziałam, że nie ma na sobie koszulki. Wciągnęłam głęboko powietrze i podeszłam do niego na paluszkach. Kucnęłam przy łóżku i z czułością spojrzałam na jego spokojną twarz. Delikatnie przesunęłam dłonią po jego policzku. Skóra była gładka i miękka.
-Ana? – Mruknął i otworzył oczy. Serce zabiło mi gwałtownie. Z oczu popłynęły łzy i nie mogłam nic zrobić, żeby je powstrzymać.
-Przepraszam… – Wyszeptałam i zapomniałam całej swojej mowy. – Jestem idiotką, która szuka dziury w całym. Nie potrafię docenić tego co mam. Ciągle się łudzę, że odzyskam dawne życie, a to nieprawda. Nikt nie zwróci mu rodziców, Unai nie będzie tym samym chłopakiem, a w Realu nie będzie już tych samych piłkarzy. Teraz mam coś innego, jednak jestem tak głupia, że tego nie dostrzegłam na czas. Mam ciebie – oparłam łzy wierzchem dłoni. – A raczej miałam – położyłam klucze na stoliku. – Dziękuję, że mogłam to powiedzieć…
-Chodź – przerwał mi i się podsunął. Leżał na boku i miał na sobie tylko spodenki. Zrobiło mi się gorąco i poczułam jak moje policzki płonął. Położyłam się przy nim i cicho westchnęłam. Nakrył mnie kołdrą i spojrzał w oczy. – Nie płacz, bo nic się przecież nie stało. Jesteś tu, a to najważniejsze – przytulił mnie. – Jesteś ze mną – szepnął.
-Wiesz jak niewiele brakowało, żeby nie było? – Chlipnęłam wtulona w jego tors. – Sergio, ja cię kocham i nie potrafię bez ciebie żyć. Nie będę słodka i grzeczna, nie będę trzymać języka za zębami i na pewno poinformuję cię, gdy coś mi się nie spodoba. Nie potrafię być inna.
-Kochanie, a czy ktoś chce, żebyś była inna? – Uśmiechnął się delikatnie. – Ja nie. Podobasz mi się taka jaka jesteś. Agresywna, impulsywna, arogancka, zabawna, a teraz bezbronna i delikatna. Długo sądziłem, że nie potrzebujesz opiekuna, ale w końcu do mnie dotarło, że pod grubą skorupą kryje się istotka, która łaknie miłości i bliskości.
-Ciebie – przesunęłam palcem po jego wargach. – Zachowałam się jak idiotka, ale…
-Nie wracajmy do tego. Mogłem ci powiedzieć, że Cristina ma się zjawić, ale przemilczałem to. Teraz będzie dobrze – pocałował mnie w czoło, a potem policzki, aż w końcu odnalazł moje usta. W brzuchu jak zwykle zawirowało mi stado motyli, zrobiło mi się gorąco i serce zaczęło walić jak szalone. Moje ciało reagowało na każdy dotyk blondyna i byłam pewna, że to nie zmieni się nigdy.
Wsunął dłoń pod kołdrę, a następne pod moją bluzkę. Jego dłoń wędrowała po moim ciele. Zatrzymał się na moment na żebrach, a ja się roześmiałam na głos.
-Uwielbiam jak się śmiejesz – wyszeptał w moją szyję.
-Wiesz… – Objęłam go ramionami i wsunęłam mu dłonie we włosy. – Jesteś moim Ciastkiem.
-Ciastkiem? – Powtórzył i spojrzał mi w oczy. – Jak będziesz mnie kochać do końca świata i mówić do mnie Ciastko, to w to wchodzę – pocałował mnie w usta.
-Ale, że w co, Canales? – Potarłam swoim nosem jego.
-Nasz związek, naszą przyszłość…
-Miłość? – Wyszeptałam niemal bezgłośnie.
-Miłość – przytaknął. – Zaufanie – uśmiechnął się figlarnie. – Czekaj, jak ty to kiedyś mówiłaś? – Zamyślił się. – Miłość to oddanie, przyjaźń i pożądanie, a nie wymówki, oziębłość i zdrada – powtórzył moje słowa sprzed kilku tygodni.
-Oprócz doskonałego refleksu masz też super pamięć? – Zaśmiałam się.
-Żebyś wiedziała – zaczął ssać moją szyję. Doskonale wiedziałam co zobaczę tam rano, ale teraz miałam to gdzieś. Teraz miałam przy sobie Sergio i nic więcej się nie liczyło.
-Czemu nie balowałeś z piłkarzami? – Wydukałam z trudem, gdy przeniósł się na mój brzuch.
-Jakoś nie miałem ochoty – rozpiął stanik, a we mnie uderzyła fala gorąca.
-Beze mnie to nie to samo, co? – Uśmiechnęłam się, ale składanie zdań przychodziło mi z trudem.
-Bez ciebie życie traci smak – zanucił coś. Pociągnął moją bluzkę do góry, a ja bez protestów ją zdjęłam. Wiedziałam do czego zmierza ta nasza gadka i jego wyczyny. Zdjęłam też stanik i z powrotem się położyłam. Nie krępowała mnie moja nagość. Wręcz przeciwnie, byłam wyluzowana i szczęśliwa.
-Wiesz, że dla ciebie tracę zdrowy rozsądek? – Wyszeptałam.
-Odkąd się poznaliśmy utwierdzasz mnie w przekonaniu, że ty nie masz zdrowego rozsądku – zaśmiał się. – Jesteś szurnięta i to zdrowo, ale podoba mi się to.
-To wszystko przez ciebie – wpiłam się w jego usta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz