50. Wymarzone słowa.

Tak jak obiecałam Dolores zajęłam się młodym Ronaldo. Byłam jednak na tyle genialna, że sądziłam, że w domu Cristiano mogą być jacyś goście. Wystroiłam się w sukieneczkę i szpileczki. Jednak na chacie nikogo nie było.
Gdy mały spał, ja obejrzałam skrót meczu. 8:1 dla Realu! Pięknie pożegnali Dudka, ale moje Ciastko nie zagrało. Mou jesteś wielki. Ostatni mecz w barwach Realu Canales przesiedział na ławce.
-Jestem! – Do domu wpadła Dolores. – Dziękuję kochanie, że z nim posiedziałaś.
-Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się ciepło. – To mój chrześniak, więc muszę o niego dbać.
-A teraz leć. Karim czeka – wypchnęła mnie za drzwi zanim zdążyłam zareagować. Przy bramie stał Benzema i patrzył, gdzieś w niebo.
-Co jest, kocie? – Podeszłam do niego.
-Impreza, kocie – odpowiedział spokojnie.
-Gratuluję goli – pocałowałam go w policzek.
-Dzięki – wziął mnie pod rękę.
-Jest jakiś powód, że po mnie przyszedłeś? – Ruszyliśmy chodnikiem w kierunku jego domu.
-Oczywiście, że jest – pokiwał głową. – Chyba nie sądziłaś, że z nudów idę na piechotę.
-Jaki? – Zaniepokoiłam się, ignorując jego dalsze słowa.
-Zobaczysz.
-Karim, co się stało? – Przystanęłam.
-Zobaczysz – mruknął. Przez resztę drogi się nie odzywał. Co się stało, że zdecydował się po mnie przyjść? Nie przyjechał żadnym ze swoich diabelskich pojazdków?
Gdy weszliśmy do jego domu panował w nim zwyczajny, imprezowy szał. Alkohol płynął strumieniami, butelki leżały wszędzie. Marcelo grał z Ronaldo na PlayStation, Iker pił z Pepe i co chwila wybuchali śmiechem. Higuain strzelał orzeszkami w Marcelo. Norma.
-Karim? – Spojrzałam wyczekująco na Francuza.
-Tam – wskazał odległy kąt. Na kanapie siedział Sergio i tępym wzrokiem wpatrywał się w ogień na kominku.
-Oj… – Szepnęłam i podeszłam do niego. – Cześć – usiadłam obok i nawet go nie dotknęłam. Serce bolało mnie jak diabli, gdy widziałam jego smutną twarz. Oddałabym za niego wszystko bez wahania. Jeśli zabicie Mou mogłoby go uszczęśliwić, nie miałabym wątpliwości.
-Annabelle – położył głowę na moich kolanach i zamknął oczy.  Pochyliłam się i pocałowałam go w policzek. – Tak bardzo chciałem tu być – syknął i zacisnął pięści. – A to wszystko okazało się jednym wielkim gównem! Mam talent, ale nie nabrałem ogłady, a nie nabiorę jej na ławce!
-Odejdź. Zostaw to i spróbuj gdzie indziej – zaczęłam bawić się jego włosami.
-Pojedziesz ze mną? – Usiadł gwałtownie i spojrzał mi w oczy. Aż się przestraszyłam tego co w nich zobaczyłam. Był przybity i zdeterminowany.
-Gdzie tylko zechcesz – uśmiechnęłam się delikatnie. – A teraz chodź – wstałam. – To ostatnia impreza z Realem.
-Chcesz powiedzieć, że więcej nie będziesz z nimi pić? – Wstał i objął mnie w pasie.
-Chcę powiedzieć, że minie dużo czasu zanim będziemy opijać twój powrót do Realu.
-Sądzisz, że wrócę? – Skrzywił się.
-Zawsze się tu wraca – odszepnęłam i puściłam mu oczko.
-Zobaczymy – poszliśmy do kuchni.
-Nie piję dziś. Jutro muszę być na chodzie – usiadłam na blacie kuchennym.
-Racja – stanął przede mną i zaczął mnie całować po szyi. Roześmiałam się cicho. Jak to historia lubi się powtarzać.
-O! – Do kuchni wpadł nieźle zawiany Higuain. – Nie! Ja nie chcę oglądać Canalesa w akcji! – Zakrył sobie oczy rękami i mało nie zarył facjatą w lodówkę. – Ja zwymiotuję! – Zapiszczał. Odwrócił się do nas plecami. – Ana i Sergio się migdalą! – Wrzasnął. W tłumie dostrzegłam Ikera, który uśmiechał się do mnie szeroko. Miał rację, skubany! Według Gonzalo już Sergio mnie nie „przelatywał”, teraz się „migdaliliśmy”.
-Chodź stąd. – Sergio wziął mnie na ręce i poszedł na górę. Zaniósł do jakiegoś pokoju i zamknął drzwi na klucz. Postawił mnie na podłodze i przez jakiś czas nasłuchiwał, ale nikogo nie było na korytarzu.
-Znowu jesteśmy u Benzemy – usiadłam na łóżku.
-Znowu – usiadł obok mnie i zaczął całować po szyi.
-Sergio! – Odepchnęłam go. – Przez ciebie musiałam kupić zabudowaną sukienkę i smarować się jakąś maścią, diabelskim specyfikiem Ronaldo! – Fuknęłam. – A widziałam taką cudowną kieckę!
-Kupię ci ją – wymruczał w moje ucho, a potem musnął je delikatnie wargami. Po chwili przesunął się niżej, a ja cała zadrżałam. – Annabelle – wyszeptał, a poczułam przyjemne mrowienie w całym ciele. Położyłam się na plecach i poddałam jego pieszczotom. Ręką rozsunął zamek sukienki, a po chwili rozpiął stanik. – Dam ci cały świat, bylebyś tylko była szczęśliwa.
-Wystarczy, że mam ciebie – objęłam go za szyję i spojrzałam w oczy. – Cały świat może mnie pocałować gdzieś jeśli jesteś przy mnie – uśmiechnęłam się szeroko.

Czułam w pasie ciepły ciężar, a na ramieniu coś mnie łaskotało. Otworzyłam oczy. Gdzie ja jestem? Co dziś za dzień?
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jestem w domu Benzemy z Sergio za plecami. To on mnie tak całował, że się obudziłam.
-Cześć, królewno – uśmiechnął się i zaczął wodzić językiem po szyi w okolicach mojego ucha.
-Ale mi dobrze – szepnęłam i przytuliłam się plecami do jego nagiego torsu.
-Lubisz tak? – Zaśmiał się, a jego gorący oddech połaskotał moją skórę.
-Nienawidzę, już możesz wyjść – zakpiłam.
-Boże, jak ty mi się mogłaś spodobać? Taka wredota! – Odwrócił mnie do siebie twarzą.
-Boże, jak mogłeś dla mnie zostawić taką cudowną Cristinę – przewróciłam oczami.
-Uwielbiam twój uśmiech, twoje usta… – Obrysował je palcem. – Każda chwila z tobą jest magiczna – pocałował mnie delikatnie. – Gdy cię przy mnie nie ma to wariuję! Rodriguez, to nie jest śmieszne! – Burknął, gdy zaczęłam chichotać.
-Budzę się z uczuciem, że jak cię nie zobaczę to oszaleję – spoważniałam. – Nie chce mi się nic robić dopóki cię nie spotkam. Gdy widzę jak idziesz w moim kierunku to cała drżę. Moje ciało reaguje na każdy twój dotyk – przejechałam dłonią po jego torsie. – Sprawiasz, że jestem szczęśliwa.
-Wzajemnie. Wiesz… – Pogłaskał mnie po policzku i przełknął ślinę. Pochylił się do mojego ucha i pocałował je czule. – Kocham cię, Annabelle…
Po tych słowach totalnie zamarłam. Właśnie usłyszałam to o czym tak długo marzyłam. Jak się czułam? Tego nie da opisać się słowami. Moje serce, dusza i ciało było lekkie niczym piórko. Usta same układały się w szeroki uśmiech, a oczy lśniły niczym dwie gwiazdy.
-Ja ciebie też, Sergio – pocałowałam go namiętnie.
Chrzciny były śliczne. Chociaż dla mnie wszystko było śliczne. Mam chłopaka, który mnie kocha i wariuje na moim punkcie. Moje szczęście osiągnęło szczyt, a ja się tym upajałam.
Stojąc pod kościołem i pozując do pamiątkowego zdjęcia wyglądałam zajebiście. Nie sprawiła tego droga sukienka i cudowne szpilki.
To miłość i Sergio, który szczerzył się do mnie za fotografem.
Nagle świat nabrał żywych barw, słońce świeciło mocnej, zapachy miały intensywniejszy aromat. Wszystko było wyraźniejsze, ale to nic w porównaniu z moim Ciastkiem. Widząc jego błyszczące, błękitne tęczówki odpływałam. Był mój. Cały.
Sergio Canalesie już cię nie oddam. Należysz do mnie. Sercem, duszą i ciałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz