51. Opiekuńczy Karim.

W niedzielę wieczorem Sergio odleciał do Santander, a ja… Poszłam spotkać się z Marcosem. Wyciągnęłam z szafy różowe rurki, biały sweter i jasne dodatki. Do tego na nos wsunęłam czarne okulary, bo słońce nadal nieźle świeciło.
Świat wydawał mi się tak piękny, jak nigdy.
Miałam się spotkać z Marcosem pod Bernabeu. Wybieraliśmy się na mecz Realu Madryt Castilla z Alcoyano. Tak, naprawdę szłam na mecz. Najlepsze jest to, że na mecz, gdzie grali moi najlepsi przyjaciele nawet nie chciałam iść. A teraz? Marcos zaproponował, a ja chętnie się zgodziłam.
-Siemka, Alonso! – Powitałam kumpla.
-Cześć, Ana – cmoknął mnie w policzek.
-Gotowy? – Weszliśmy na stadion i korzystając z przysługujących mi przepustek i pozwoleń udaliśmy się do loży Ronaldo. Tylko, że jak to ja, nie mogłam iść jak typowi goście. Marcos poszedł od razu gdzie trzeba, a ja skręciłam w inny korytarz i na kogo wpadłam?
-Rodriguez? – Alvaro Morata spojrzał na mnie zaskoczony. Stał wystrojony w strój Realu i patrzył na mnie zaskoczony. – Ty tutaj? – Zdziwił się.
-Niespodzianka! – Rozłożyłam ręce.
-Canalesa nie ma i już się szwendasz nie wiadomo gdzie – pokiwał głową, a ja się roześmiałam.
-Tak sobie wędruję. Do meczu jeszcze sporo czasu.
-Chodź – wziął mnie za rękę i poprowadził za sobą.
-Morata, ty ciołku! Gdzie mnie ciągniesz?! – Wrzasnęłam. Zaprowadził mnie do jakiejś dużej sali i posadził na krześle.
-Ręce do góry! – Zadyrygował, a ja mimowolnie posłuchałam. Nałożył mi koszulkę Realu i szalik na szyję.
-Co jest z tyłu? – Próbowałam przeczytać nazwisko.
-Morata – uśmiechnął się i chwycił marker. – Zrobimy z niej coś wartościowego.
-Zabawny jesteś! – Roześmiałam się. – Wartościowe to by było jakby się podpisał ktoś z pierwszej drużyny, a nie z rezerw.
-Gdzie? – Spojrzał na mnie uważnie.
-Tu – wskazałam na miejsce między logo Adidasa, a herbem Realu.
-Dobra – szybko się podpisał. – Uciekaj, bo zaraz mnie owalą, że sam się szlajam.
-Nara. Powodzenia – puściłam mu oczko i powędrowałam do loży Ronaldo.
-Jak zwykle, Rodriguez! – Roześmiał się Marcos. – Czy ty kiedyś możesz przyjść i nie zaczepić jakiegoś piłkarza?
-Będzie to trudne chociażby ze względu na to, że moi przyjaciele to piłkarze, mieszkam z piłkarzem – zaśmiałam się.
-Chciałabym, żebyś poznała mojego przyjaciela. To z nim spędzałem wakacje w Santander. Co ty na to? – Założył ręce za głowę i rozsiadł się wygodnie.
-Mam poznać gościa, który odbierał mi ciebie co wakacje? – Prychnęłam. – Nie boisz się, że pozbawię go życia?
-Jakoś nie. Zaryzykuję – zaśmiał się i spojrzał na boisko, gdzie zaczynał się mecz.
-Dobra. Co mi tam! Mogę go poznać – wzruszyłam ramionami.
-We wtorek o ósmej rano. Barajas, terminal pierwszy – wyrecytował.
-Ty z chuja spadłeś? – Prychnęłam. – Nie będę nawalać na lotnisko, bo muszę iść do szkoły. Z samego rana mam sprawdzian – założyłam ręce na piersi.
-To nie pójdziesz, ale mi problem – wzruszył ramionami.
-Pójdę – syknęłam i rozdzwonił się mój telefon. Wyjęłam go z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. – Cześć, kocie. Co tam? – Powiedziałam po francusku do słuchawki.
~Cześć, kocie. Co robisz? Ronaldo mówił, że brałaś od niego przepustkę do loży. Nie gadaj, że oglądasz mecz!
-Oglądam. Z Marcosem.
~Z Marcosem? Ciekawe co na to Canales? Na pewno będzie zachwycony, że przebywasz z byłym chłopakiem, który ślini się na twój widok.
-Bujaj się, ciulu! – Prychnęłam. – Wcale się nie ślini i mówiłam, że będę spędzać czas z przyjacielem!
~Przyjacielem to co innego niż byłym! Wiem co mówię.
-Ty nie masz przyjaciółek. Ja jedyna się cudem uchowałam!
~Widzisz! Z dobrego serca jako doświadczony w relacjach damsko-męskich radzę ci wstać i wyjść. Nic dobrego z tego nie wyniknie.
-Z dobrego serca jako czołowy zadymiarz Realu Madryt radzę ci zamknąć mordę i się rozłączyć – warknęłam.
~Chcę twojego dobra, Ana!
-Karim, ja sobie świetnie daję radę. Wczoraj moje Ciastko wyznało mi miłość – powiedziałam zadowolona.
-I z tej okazji siedzisz w koszulce Moraty? – Odezwał się za mną.
-Benzema! – Podskoczyłam łapiąc się za serce.
-Nie, Matka Boska Niepokalanie Poczęta – skrzywił się.
-Ty masz tyle do Niepokalanego Poczęcia co ja pozytywnych uczuć do Messiego – syknęłam i usiadłam. Karim podał rękę Marcosowi i klapnął obok mnie. Alonso nie mógł zrozumieć ani słowa, bo jak zwykle gadaliśmy po francusku. To właśnie piłkarze i Real sprawili, że z taką pasją uczyłam się języków obcych.
-Naprawdę nie widzisz, że on nadal cię kocha? – Szepnął Benzema.
-Jesteśmy przyjaciółmi i spędzamy razem czas. Co w tym dziwnego? – Wzruszyłam ramionami.
-Jak chcesz – oparł się o oparcie i założył ręce na piersi. – Zobaczysz, że mam rację, ale wtedy z płaczem do mnie nie przychodź! Nie przychodź! Nie będę pocieszał i wycierał noska. Wtedy będzie wielki ryk i „Karimku, mialeś rację!”. Ja ci dam wtedy Karimka! – Zamachał pięścią.
-Przesadzasz – syknęłam i poczułam jak wibruje mi telefon. Na wyświetlaczu pokazała mi się uśmiechnięta buźka Sergio. – Słucham? – Zaświergotałam.
~Witam moją najpiękniejszą, najcudowniejszą i najsłodszą dziewczynę – przywitał się.
-Zapomniałeś dodać, że najwredniejszą. – Wtrącił Karim, który wszystko słyszał.
-Stul pysk, Benzema! – warknęłam i wstałam. Weszłam wyżej i oparłam się o balustradę. Na stadionie była taka wrzawa, że nikt mnie nie usłyszy.
~Gdzie jesteś? - zainteresował się Sergio.
-Nie uwierzysz, bo i mnie trudno w to uwierzyć. Na meczu Realu. Na grzbiecie mam koszulkę Moraty, którą od niego dostałam – roześmiałam się.
~Chcesz mi powiedzieć, że Morata to przeżył bez żadnego uszczerbku na zdrowiu? – Zaśmiał się.
-Owszem. Co więcej, chyba go polubię.
~Nie ma mnie w Madrycie kilka godzin, a ty robisz jakoś rewolucję! Wiesz podobasz mi się jako wredna i paskudna istota, a nie wzór cnót.
-Wzór cnót powinien być dziewicą do ślubu. Więc zamilcz, Ciastku – zaświergotałam słodkim tonem.
~Dobrze. Dzwonię, bo chcę ci coś powiedzieć.
-Dajesz.
~Jutro i we wtorek masz iść do szkoły.
-Słaby żart – prychnęłam.
~Jutro po szkole masz nigdzie nie wędrować tylko się uczyć.
-To też ci nie wyszło – skrzywiłam się.
~Będę we wtorek. Spotkamy się po południu jak będę już po gali. Wieczorem mam samolot powrotny. Obgadaj Londyn z Torresem. Fabregas coś mi tam brzęczał o biletach, że załatwi i loży dla V.I.P.-ów.
-Fabregas odpada w tych rozgrywkach – westchnęłam. – On kibicuje Barcelonie, a ja nie będę ich wspierać. Zedrę gardło dla Manchesteru, bo ubóstwiam geniusz Fergusona!
~Podejrzewam, że w tej loży będziesz mogła wielbić kogo chcesz. Muszę kończyć, bo mam iść z Pablo do parku. Wiesz co?
-Wiem. Benzema dostanie w czerep – syknęłam zła. Francuz zadarł głowę do góry i robił do mnie głupie miny.
~Kocham cię.
Po tych słowach uśmiechnęłam się szeroko.
-Ja ciebie też kocham.
~Będę we wtorek. Aha! Chcę ci przedstawić mojego najlepszego kumpla z wakacji. Słyszałem, że jest teraz w Madrycie. Ustawię nas na jakieś spotkanie, co?
-Spoko.
~Masz być grzeczna!
-Będę żyć, ale nie będę grzeczna. Pa! – Rozłączyłam się, żeby znowu nie słuchać o tym jak mam się zachowywać.
Wróciłam do chłopaków i usiadłam. Do końca nie powiedziałam nawet słowa. Nawet wtedy, gdy Benzema zrobił warkoczyki na moim szaliku! MOIM SZALIKU!!!
Wstałam, gdy do końca zostało kilka minut.
-Co chcesz, wredotko? – Zaśmiał się Karim.
-Idę do domu. Na razie – cmoknęłam Marcosa w policzek.
-Ciasteczko wydało rozkaz? – Szepnął Benzema, gdy jemu też dawałam całusa.
-Ciasteczko mnie kocha – puściłam mu oczko i wyszłam.

Nie ruszały mnie gadki Karima dotyczące Marcosa. Uwielbiam go, ale kocham tylko Sergio. Uczucie jakim go darzę nie może być porównywalne do niczego. Alonso nie był mi obojętny, uśmiechałam się na jego widok, był idealny, ale nie był TYM. Dani dawał mi poczucie bezpieczeństwa i silne ramiona, ale też nie był TYM. Canales poruszył we mnie strefy, których nawet nie sądziłam, że posiadam. Każda najmniejsza komórka mojego ciała była na niego wyczulona niczym radar. Usta się śmiały na jego widok, a serce biło jak szalone. Wiele przeszłam, żeby z nim być, ale dla tych dwóch słów, dla tej blond czupryny i radosnych, błękitnych oczu byłam gotowa na to samo jeszcze raz. Ba! Nawet cieszyłam się, że mieszkałam u ciotki, bo gdy zwiała los postawił na mojej drodze Ikera, a tym samym Sergio. Był moją nagrodą za trzy lata piekła.
Był dla mnie wszystkim. Był TYM!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz