Obudził mnie czyjś
śpiew. Po chwili zarejestrowałam, że śpiewa Zaidka. Moje słoneczko
siedziało przy mojej głowie i czesała moje włosy. Robiła to tak
delikatnie, że nawet nie czułam.
-Cześć pyszczku, która godzina? – Ziewnęłam.
-W pół do osiemnastej – odpowiedziała. – Tatuś przyniósł ci walizkę.
-Mamrotał coś?
-Zawsze
coś mamrocze – wzruszyła ramionami. – Ale kto go tam słucha? –
Uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam gest. No właśnie? Kto słucha
Villi jak jego rodzona córka w wieku sześciu lat ma go gdzieś? Ech, będą
z niej ludzie.
-Dobra – wstałam i się przeciągnęłam. – Gdzie właściwie jest twoja mama?
-U babci w Gijon. – Podeszła do mojej walizki i zaczęła przekładać ubrania.
-I co tam robi? – Kucnęłam obok.
-Odpoczywa
od taty – spojrzała na mnie bystrymi, brązowymi oczami. – Ona już nie
wróci do taty? – Spytała. Westchnęłam ciężko i ją przytuliłam.
-Wróci do miasta i będzie mieszkać niedaleko – pocałowałam ją w czoło.
-Ale do taty nie wróci?
Kurczaki i jestem w kropce! Nie mam pojęcia jak dużo jej Villa powiedział.
-Wiesz… – Zawahałam się.
-Tato powiedział, że nie, ale oboje mnie bardzo kochają.
-Bo kochają skarbku, ale czasem tak bywa, że ludzie przestają być razem.
-Nie
kochają się, tak? – Nadal świdrowała mnie spojrzeniem. Boże, gdyby
Villa miał taki wzrok jak ona teraz to zawsze bym się go słuchała!
-Tak. Wolą się rozstać i ułożyć sobie życie z kimś innym. Wtedy będą szczęśliwi, a jak oni będą, to i ty z Olayą będziesz.
-Więc poszukajmy tacie szczęścia! – Klasnęła w dłonie.
-Sam sobie poszuka. Ty mi poszukaj ciuchów – puściłam jej oczko.
Pozwoliłam wybrać Zaidzie ciuchy co zaowocowało tym, że miałam
na sobie koszulkę ze Smerfem. Bluzka pochodziła z szafy Zaidy, kupił ją
jej cudowny tatuś, ale jakoś nie wpadł na to, że powinien kupić mały
rozmiar, a nie zwykłe S.
-Witam szanownych państwa! – Powiedziałam radośnie, gdy zeszłam do kuchni.
-Witamy również – kiwnął głową Torres znad gazety.
-Czołem – mruknął Villa i podał mi talerz z kanapkami i kubek herbaty.
-Gdzie Sergio? Już go zamordowaliście? – Rozejrzałam się i usiadłam.
-Bawi
się z Olayą – Torres wskazał na salon, gdzie Canales z wielką uwagą
układał z Olayką klocki. Coś tam do niej gadał, a ona odpowiadała mu z
przejęciem. Jakbym zobaczyła w akcji Ikera albo Benzemę to wybuchłabym
śmiechem. Jednak przypomniałam sobie jak Sergio mówił, że ma
chrześniaka, którego pomagał wychowywać. Dobrze niech się wczuwa, może
przyda się na przyszłość. Co ja gadam, na pewno się przyda! Dość odległą
przyszłość co prawda.
-Zajmij się jedzeniem i nie kłap tyle – syknął
David. Już miałam mu coś odpyskować, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi i
Villa polazł otworzyć. Zdziwiłam się, gdy zaczął nawijać po angielsku.
Nando spojrzał na mnie zdziwiony, a ja uśmiechnęłam się szelmowsko.
-Słuchajcie!
– Do kuchni wrócił David z piękną dziewczyną u boku. Wyglądała znajomo.
Zerknęłam na Torresa. Też wyglądał jakby myślał. – To jest Leighton
Meester, sławna aktorka ze Stanów. Zagra ze mną w reklamie – nawijał po
angielsku.
-Czego? – Zainteresował się Torres. Z przyzwyczajenia i racji tego, że mieszka w Londynie naturalnie powiedział to po angielsku.
-Jakiegoś badziewia pewnie – mruknęłam po hiszpańsku.
-Szamponu do włosów – wyszczerzył się Villa.
-Mówiłam – pokiwałam głową.
-Jestem
Fernando Torres, a to Ana Rodriguez, ale ona nie mówi po angielsku –
przedstawił nad Nando. Uchwyciłam zdziwione spojrzenie Sergio i zrobiłam
niewinną minkę. – A tam jest Sergio Canales i najmłodsza pociecha
Villi, Olaya.
-A to Zaidka – David puścił oczko do córki.
-Bardzo miło mi was poznać – uśmiechnęła się Leighton. – Przepraszam za angielski, ale jeszcze nie znam hiszpańskiego.
-Nie ma sprawy – uśmiechnął się do niej Nando. – My umiemy to się dogadamy.
-Powtórz mi! – Szturchnęłam Torresa.
-Po
co? – Fuknął. – Ty wszystko rozumiesz! – Ze mną rozmawiał po
hiszpańsku, a z Leighton po angielsku. Tak swoją drogą to ciekawe kiedy
ta sierota Villa nauczył się angielskiego.
-Lei i ja mieliśmy dziś po
południu ważna konferencję prasową – David usiadł obok Amerykanki.
Torres kopnął mnie delikatnie pod stołem. Tak, ja też zauważyłam jak
Villa czai się wokół „Lei”. Ech, biedak wypadł z obiegu kilka lat temu i
nie ma pojęcia jak wyrwać laskę. Na jego nieszczęście Torres od wielu
lat kocha się w Oli, a my z Canalesem nie jesteśmy za dobrymi doradcami w
związkach. Mógłby zadzwonić do Ronaldo albo Benzemy… Chociaż nie…
Benzema i Ronaldo to ruchacze, a nie podrywacze. Oni zaliczają i nie
bawią się w uprzejmości. Trzeba by coś wykombinować.
-Nando, trzeba odkurzyć starą szafę! – Przewróciłam oczami.
-Zgadzam się – pokiwał głową. – Leighton, jak długo zostaniesz w Barcelonie? – Spytał po angielsku.
-Tydzień albo dwa. Barcelona to piękne miasto. Uwielbiam zwiedzać – zerknęła na Villę, który uśmiechnął się do niej szeroko.
-Szkoda
tylko, że ta cipa sam dopiero co się wprowadził – szepnęłam do Torresa.
– A zamiast zwiedzać wdychał opary z barcelońskiej szatni albo rył
murawę!
-David może cię oprowadzić! – Wypalił Nando. – On też uwielbia zwiedzać! – Villa wyglądał jakby dostał obuchem w głowę.
-Najpierw trzeba mu kupić kilka przewodników – podrapałam się po brodzie.
-Albo zestaw szpiegowski z kamerką. On ją prowadza, a my mu podpowiadamy. – Snuł swoje wizje Torres. Popukałam się w czoło.
-A
może dajcie spokój? – Za nami pojawił się Sergio. – Dajcie Villi
działać. – Spojrzałam na Torresa, a potem oboje skierowaliśmy wzrok na
Canalesa.
-Ogłupiałeś? – Wysyczeliśmy w tym samym momencie.
-Przecież on jest jak dziecko we mgle! – Fuknął Torres.
-Może
być tak pomysłowy, że zaproponuje jej przyjaźń! A wtedy umarł w butach!
– Uderzyłam pięścią w stół. Nikt jednak nie zwrócił na mnie uwagi.
David rozprawiał z Leighton, a Zaida bawiła się z Olayą w salonie.
-Nie raz proponowałem ci przyjaźń! – Oczy Sergio zalśniły – I zobacz do czego nas to doprowadziło.
-Ja
z Oli też się przyjaźniłem – Torres pokazał obrączkę. – Ale my jesteśmy
Hiszpanami, a ona Amerykanką. To inna rasa – pokiwał głową.
-Widzisz! Trzeba im pomóc! – Spojrzałam swojego na chłopaka. – Canales, rusz mózgownicą! Póki nie ma Pati trzeba działać!
-Najlepiej wrzuć ich do łóżka, bzyknij i gotowe! – Prychnął, a oczy Nando rozbłysły.
-O nie! – Jęknęłam.
-O
tak – pokiwał głową. – Sergio ma rację! Trzeba kuć żelazo póki gorące.
Nawet jeśli Lei nie jest dla Davida to się trochę chłopczyna rozerwie.
Seks podobno działa.
-Ty się w tej kwestii nie wypowiadaj! –
Przejechałam dłońmi po twarzy. – Jak chcesz ich zaprowadzić do łóżka? –
podjęłam grę moich mężczyzn. Chciałam, żeby David był szczęśliwy.
Bardzo! W końcu go kocham i chcę, żeby chodził uśmiechnięty… Korzyść
będzie taka, że zajęty swoją miłością zapomni o pilnowaniu mnie.
-Normalnie. Pijany Villa ma niepohamowany popęd seksualny – wzruszył ramionami Torres.
-Jak każdy Hiszpan – dodał Sergio. – To kiedy idziemy na imprezę? – Uśmiechnął się do mnie.
-Cicho
bądź, bo Villa usłyszy! – Szturchnęłam go delikatnie. – Torres, ty go
bierzesz na imprę, ja namówię ją na przenocowanie tu, a ty Sergio
zabierasz gdzieś dziewczynki na noc.
-Stoi – zgodzili się. To do dzieła. Uszczęśliwianie Villi czas zacząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz