35. Prawdziwa Hiszpanka.

Gdy się ocknęłam nie byłam wściekła. Ba! Nawet nie byłam zła. Spojrzałam na śpiącego Sergio i pocałowałam go delikatnie w usta. Uśmiechnął się i otworzył oczy.
-Uwielbiam mieć wolne – wyszeptał.
-O matko! – Jęknęłam i zakryłam sobie usta dłonią.
-Co? – Zmartwił się i usiadł.
-Nie, nie, nie… – Zaczęłam szukać swojej torebki. Gdy ją znalazłam wyjęłam z niej telefon i zamarłam. 16:42. Do tego kilka nieodebranych połączeń od Evy, Ikera i Sary. Na domiar złego nawet od Villi.
-Iker wie, że tu nocowałaś. Pepe mu mówił – opadł na poduszki. Nie zwracałam jednak na niego uwagi. Wyszłam z pokoju i zignorowałam widok śpiących piłkarzy i psa. Skierowałam się na taras i dopiero tam wybrałam numer Ikera.
~Cześć mała – odebrał. – Dzwoniłem do ciebie.
-Wiem – usiadłam na ogrodowym fotelu. – Przepraszam, że nie odbierałam, ale dopiero się obudziłam. Ta banda od samego rana mnie prześladuje i musiałam ich uspokoić.
~Są cali? – Zaniepokoił się.
-Owszem. Pijani w sztok, ale to nie moja wina. Obecnie śpią.
~A Canales?
-Też śpi z tą różnicą, że jest trzeźwy – podkuliłam nogi.
~Higuain do mnie dzwonił… - Zaczął niepewnie Iker. – Powiedział mi o śladach na Sergio.
-No i co? – Zirytowałam się. – Jestem pełnoletnia i wolna. Canales tak samo. Nie mogę robić tego na co mam ochotę? Dopiero co wróciłam z trzyletniego odizolowania od ukochanego świata! Chyba mam prawo czerpać z życia pełną piersią?!
~Masz malutka, masz. Nie twierdzę inaczej. Tylko jakbyście byli parą to Gonzalo by tylko się pośmiał z Sergio, że dał sobie coś takiego zrobić…
-A tak się z tego nie śmieje? – Przerwałam mu.
~Użył słowa „przeleciał”. Higuan nie jest wybitnym językoznawcą, ale odróżnia takie słowa. Gdyby zobaczył Irinę i Cristiano w akcji powiedział by raczej, że amorów im się zachciało… Czy coś w tym stylu!
-Jak wy mnie wkurwiacie! – Warknęłam. – Powiedź wprost, a nie pierdolisz coś od rzeczy! – Wstałam i podeszłam do balustrady. Ludzie w dole wyglądali jak małe mróweczki.
~Tracisz szacunek w oczach chłopaków pozwalając sobie na takie coś z Canalesem, gdy nie jesteście razem – wypalił, a mnie zrobiło się zimno. – Inaczej, gdy się z kimś chodzi i się TO robi. – Westchnęłam ciężko.
-Przecież go nie zmuszę do związku ze mną – podrapałam się po głowie. – A nie chcę i nie potrafię z niego zrezygnować. Kocham go – powiedziałam miękko.
~Zadzwoń do Villi.
-Ty chyba oszalałeś! – Prychnęłam. – Przecież on mnie zje żywcem.
~Zadzwoń. Zwolniłem cię z lekcji do końca tygodnia – rozłączył się. To jakieś jebane wariatkowo.
Wybrałam numer Davida, ale sama nie wiem po co. Mało mam problemów to jeszcze Ville do tego dołożę, a co tam!
~Czołem kochaniutka! – Odebrał wesolutki. Za wesolutki.
-Dzwoniłeś do mnie – mruknęłam.
~Bo jutro mamy bibkę z okazji wygrania Ligii! – Zapiszczał – Mam nadzieję, że wpadniesz! Zaidka i Olayka nie mogą się ciebie doczekać!
-Zabukuj mi bilet – uśmiechnęłam się. – Powiedź też Bojanowi. Obiecałam, że pośpiewam z nim na La Rambla.
~Oczywiście! Ale super! - Zaczął się drzeć i się rozłączył.
Nie krzyczał na mnie tylko z radości, czyli jest na plus. Nie będzie tak źle.
Weszłam do mieszkania, a w łazience przebrałam się w sukienkę. Założyłam buty i wróciłam do sypialni.
-Jadę do Barcelony. – Zakomunikowałam oglądającemu telewizję blondynowi. Sergio spojrzał na mnie jak na ufoludka i zerwał się z łóżka. On ciągle patrzy na mnie jak na błazna z cyrku. Mam coś na czole?
-Ale czemu? – Stanął przede mną.
-David mnie zaprosił. Poza tym muszę… – Urwałam. – Nie wiem kiedy wrócę. – Pocałowałam go w policzek, gdy chciałam wyjść, ale złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej.
-Musisz co? – Szepnął. Od niedawna zaczęłam dostrzegać w nim jeszcze jedną cechę, która ogromnie mnie pociągała. Był zdecydowany i nie dał sobą rządzić. Pozwalał mi na wiele, ale nie na wszystko. Jak nikt umiał zmusić mnie do wielu rzeczy, a nawet sprawić, że to polubię.
-Muszę sobie wszystko przemyśleć – wypaliłam. A miałam tego nie mówić!
-Wszystko to znaczy co? – Nie ustępował. Świdrował mnie tymi niebieskimi oczami aż miałam kręciołki w brzuchu.
-Moje życie. Tak ciebie też, bo jak nie zauważyłeś to jesteś jego ważnym elementem. – Ubiegłam jego kolejne pytanie. – Chcę odpocząć, spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, poznać nowych ludzi. Potrzebuję tego. Ty też. Spotkaj się z przyjaciółmi, spędź z nimi czas.
-Moi jedyni przyjaciele w Madrycie śpią w moim salonie. Co? Mam jechać do Santander? – Skrzywił się.
-Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Ja w Barcelonie znam Davida i Bojana. Reszta to będzie przygoda.
-Przygoda? Od miesiąca przeżywasz przygodę. Przewróciłaś moje życie o sto osiemdziesiąt stopni i co? Teraz szukasz nowych wrażeń? – Warknął. Zagotowało się we mnie.
-Nic ci do moich wrażeń! Czy ja ci bronię wrócić do swojego dawnego życia? Idź sobie do Cristiny i znowu dawaj sobą rządzić! Gówno mnie to obchodzi! – Odsunęłam się i spojrzałam na niego wrogo. – Rób sobie co chcesz. Nic nas nie łączy – wyszłam i trzasnęłam za sobą drzwiami. Chciało mi się wyć. Jak nikt umiem rozpierdolić piękne chwile swojego życia. Jak nikt!
Wsiadłam do windy, a gdy drzwi się zamykały dostrzegłam jak Sergio wybiega z mieszkania. Nie zareagowałam, udałam, że nie widzę.

Wieczorem byłam w Barcelonie. Na lotniku czekał na mnie David z dziewczynkami. Uśmiechnęłam się radośnie i postanowiłam, że dam czadu z Bojanem. Nie pokażę jak mi źle i niedobrze.
-Ciocia! – Zawołała Olaya i wyciągnęła rączki.
-Olayka! – Wzięłam ją na ręce i przytuliłam. – Słodziaku mój!
-Cześć! – David pocałował mnie w policzek.
-Ana! – uśmiechnęła się Zaidka. Kucnęłam i przygarnęłam ją do siebie. Moje pole manewru było ograniczone. Miałam na sobie obcisłą sukienkę i szpilki na platformie. Jedno jest pewne, zdenerwowałabym tym Canalesa. Mruczałby coś, że znowu będą mnie boleć nogi i takie tam… Ech, ile ja bym dała, żeby teraz tego posłuchać.
-Jedziemy! – David zaprowadził nas do samochodu. Usiadłam z tyłu z moimi panienkami i słuchałam ich radosnej paplaniny.
-Bajkę! – Zawołała Olaya, gdy byliśmy w domu i pobiegła na górę. Zaidka udała się za nią.
-Tak się cieszę, że przyjechałaś! – David otoczył mnie ramieniem i uśmiechnął się szeroko.
-Ja też. Gdzie Pati? – Rozejrzałam się po pięknym wnętrzu.
-Wyjechała – odparł szybko. – Rozgość się, położę dziewczynki spać i pogadamy. – poszedł na górę. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Nogi od chodzenia w szpilkach bolały mnie coraz mniej. Przyzwyczajam się.
-Jestem! – Zawołał Villa pół godziny później i usiadł obok mnie. – Jutro zabalujemy!
-Właśnie po to przyjechałam – roześmiałam się.
-Mam nadzieję, że nie wzięłaś ze sobą stroju Realu. Zabiliby cię – wyszeptał przerażony.
-Spoko. Nie masz się o co bać. Ubiorę się w coś sportowego – machnęłam ręką.
-Git! – Ucieszył się. – Olaya zanim zasnęła to ciągle powtarzała, że ciocia przyjechała.
-Przegiąłeś z tą ciocią! – Fuknęłam. – Mały Ronaldo mówi do mnie „Aaaaa”! Dlaczego Olayka ma mówić „ciocia”? Nie jestem tak stara.
-Ale Pati jej tak powiedziała. Zaidka nie chciała słuchać – wzruszył ramionami.
-Właśnie, gdzie Pati? – Zainteresowałam się.
-Pokażę ci pokój! – Zerwał się i poprowadził mnie na górę. – Ogarnij się i zapraszam na gorącą herbatę z cynamonem – puścił mi oczko. Czułam, że coś knuje. Umyłam się, ubrałam w swoją koszulkę z Realu, którą dostałam od Mourinho i zeszłam na dół. Villa siedział przy stole i patrzył w ścianę. Usiadłam obok i szturchnęłam go delikatnie.
-Co się stało? Mów! – Zażądałam. Spojrzał na mnie smutno.
-Rozwodzę się…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz