Iker wcale się nie zdziwił,
gdy zakomunikowałam, że jadę z chłopkami. Raczej nie spodziewał się, że
będę grzecznie siedzieć w domu i się uczyć. Och nie, nie przeżyłabym
tego.
Gdy podjechaliśmy pod dom Ronaldo byłam w szoku. Chata jak z jakiegoś magazynu architektonicznego.
W środku wszystko idealnie. Byłam pod niemałym wrażeniem. Zarabia tyle kasy, to na coś musi ją wydawać.
-Ana
z chęcią przedstawiłbym ci mojego synka, ale pojechał z moją mamą do
siostry. – Wzruszył ramionami, gdy usiedliśmy w salonie przed ogromnym
telewizorem.
-Przedstawia go każdemu, komu się tylko da! – Zaśmiał
się Marcelo. Oczywiście zapoznałam się już całym składem Realu, jakże by
inaczej. A to, że pamiętam tylko niektórych, to co innego.
-Gramy! – Sergio zatarł ręce i rzucił mi joystick. Rozpoczęliśmy wyścigi samochodowe na 4 osoby.
-Wygrałam!
– Zapiszczałam, gdy jako pierwsza dotarłam na metę. – Niby Real Madryt,
a takie cipy jesteście! – Śmiałam się. Uwielbiam rywalizację. To nic,
że nie zawsze wygrywam. Liczy się sama gra!
-Oszukiwałaś! – Zaprotestował Marcelo. Cristiano spojrzał na niego jak na wariata. – Sergio ci pomagał!
-Ja?! – Oburzył się blondyn. – Lecz się psycholu!
-Powtóreczka! – Zarządziłam i zaczęliśmy grać od nowa.
-Sergio zagląda ci w dekolt! – Wrzasnął Marcelo.
-Canales! – Warknęłam i uderzyłam go joystickiem w głowę.
-Ała! Nie! – Jęknął chłopak.
-Wygrałem – obwieścił z dumą Cristiano i przybił z Marcelo „piątkę”.
-Wcale nie patrzyłem! – Fuknął Sergio.
-Nie kończ – syknęłam. – Dobra, może coś obejrzymy? – Spojrzałam na Cristiano.
-Stoi.
Chłopaki musimy obejrzeć finał Ligi Mistrzów z tamtego roku –
powiedział i zaczął przełączać kanały. Westchnęłam ciężko. Nie powiem,
że wolę wrócić na dzielnicę, ale nie mam zamiaru przeginać w drugą
stronę? Finał Ligi Mistrzów z tamtego roku? A co? Nie ma żadnych
świeżych meczy?
Piłkarze porozsiadali się wygodnie i zaczęli
komentować coś co już widzieli. Siedziałam na jednej kanapie z Sergio.
Rozwalił się tak, że gdybym chciała się oprzeć wylądowałabym pod jego
pachą. Nie ma opcji. Wzięłam z ławy gazetę i zaczęłam ją przeglądać.
Za
oknami robiło się coraz ciemniej, przeczytałam od deski do deski kilka
gazet, a mężczyźni obejrzeli kilka meczy. Najdziwniejsze było to, że…
nie przeszkadzało mi to. Czułam się spokojnie i bezpiecznie. Dom był
ogromny, piłkarzy znałam kilka dni, ale było mi dobrze. Krzyk Sergio na
mnie nie działał. Tak samo jak jęki Cristiano, czy piski Marcelo. Nic.
Dawno nie czułam się tak spokojnie. Nie zastanawiałam się co zastanę w
domu, czy ciotka się znowu nawali, czy nie dostanę łomotu jak będę
wracać. Mieszkałam w niebezpiecznej okolicy, ale wolałam ryzykować gwałt
niż wysłuchiwanie żalów ciotki.
-Piwa – Cristiano podreptał do
kuchni i wrócił z kilkoma butelkami. – Ana? – Uśmiechnął się szelmowsko i
podał mi jedno. Oparłam się i nie zwracałam uwagi na ramię Sergio, za
swoimi plecami.
-Jakie plany na święta? – Spytał Marcelo. Zamyśliłam się. Matko! To już święta?
-Santander – skrzywił się Sergio i pociągnął potężny łyk.
-Madera – wzruszył ramionami Cristiano.
-Ja lecę do Brazylii – westchnął. – Ana, a ty?
-Nie wiem – mruknęłam. – Najchętniej to bym się zahibernowała na ten czas.
-A rodzice, rodzeństwo? – Zainteresował się Cristiano. – Iker to twoja jedyna rodzina?
-Jedyna. Rodzice nie żyją od trzech lat, rodzeństwa nie mam. Chyba, że policzysz Torresa i Ville – uśmiechnęłam się.
-Sorry, że… – Zaczął Ronaldo.
-Spoko – machnęłam ręką. – Nie było tematu.
-Ana ty masz 19 lat? – Oprzytomniał Ronaldo.
-Zgadza, się bo co? – Napiłam się piwa.
-Piszesz w tym roku maturę? Iker coś tam mówił, że zapisał cię do szkoły.
-Wiem,
że powinnam zakończyć swoją edukację rok temu, ale miałam małe problemy
trzy lata temu. Poszłam do szkoły zawodowej po śmierci rodziców. Po
roku się ocknęłam i poszłam do liceum. Chodziłam do językowej szkoły,
ale teraz będę mieć sportową. Na kilka tygodni, ale kogo to interesuje,
co? – Syknęłam.
-Ha! – Zaśmiał się Marcelo. – Będziesz pomykać w naszym stroju! Ciekawe czyj numerek wylosujesz? Może mój, co?
-Ja nie chcę chodzić do żadnej szkoły! – Sapnęłam. – Zróbcie coś! Zdam maturę i nara!
-Na mecz po świętach może wpadnie Bojan – odezwał się jakby nic Sergio.
-Nie
wygracie z Barcą Pucharu Króla – powiedziałam złośliwie. Blondyn
wytrzeszczył na mnie swoje niebieskie oczęta. – No co, co? Zatkało cię
Canales! – Zaśmiałam się.
-Zakład, że wygramy? – Wyciągnął rękę.
-Pewnie,
że zakład – ujęłam ją. – O co cwaniaku? – Zmrużył groźnie oczy. Zapadła
cisza. Cristiano spojrzał na Marcelo, który puścił mu oczko. – Nie o TO
zboczuchy! – Warknęłam.
-To dajemy coś oklepanego. Kibicujesz Barcelonie, tak? – Upewnił się blondyn.
-Tak – pokiwałam głową. Cristiano i Marcelo jęknęli.
-Casillas
wychowuje na piersi żmije – szepnął Cristiano. Prawda była taka, że nie
znam się za bardzo na piłce. Barca jest z przekory, a nie miłości.
-Na wszystkich naszych meczach do końca sezonu widzę cię w mojej klubowej koszulce – uśmiechnął się zadowolony Sergio.
-I będziesz ćwiczyć w szkole w mojej! – Zawołał Marcelo.
-Mojej! – Oburzył się Cristiano.
-Mojej – Sergio spojrzał na mnie pewnie.
-Stoi
– pokiwałam głową. – A jak przegracie będziesz moim szoferem do końca
wakacji. Nie wypijesz ani kropli alkoholu i na każde moje zawołanie
jesteś gotowy.
-Zgoda. Tnijcie! – Marcelo był szybszy niż Cristiano i
przeciął nasz zakład. – Widzicie już jak Ana pomyka w naszych barwach z
moim nazwiskiem na plecach? – Uśmiechnął się zadowolony.
-A ja widzę jak pędzisz po nocy na drugi koniec Madrytu. – Odwzajemniłam uśmiech.
-Marzenie ściętej głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz