40. Szatański pomysł.

Plan okazał się prosty. Trzeba go było trochę udoskonalić, bo przecież oficjalnie nie znałam angielskiego!
-Villa! – Wrzasnął Torres z głębi domu. – Coś się popsuło!
-Co?! – David podskoczył jak oparzony i pognał do kumpla. Zostawił Leighton na moją pastwę.
Szturchnęłam Sergio, który uśmiechnął się czarująco do Amerykanki.
-Lei, jesteś naszą ostatnią deską ratunku! – Zaczął po angielsku, a ja uśmiechnęłam się słodziutko.
-Ja? – Zdziwiła się. Trzeba przyznać jest bardzo, bardzo ładna.
-Tak – pokiwał głową. – David traktuję Anę jak swoją córko-siostrę… W każdym razie relacje za mocne i za nadopiekuńcze. Pilnuje jej na okrągło i umarłby jakby jej chociaż włosek spadł z głowy. A my chcielibyśmy spędzić trochę czasu razem. No wiesz… Zamordowałby mnie na miejscu jakbym źle spojrzał na Anę – wziął mnie za rękę. – Torres ma zamiar go wziąć na imprezę, ale znając jego jak wróci do domu to i tak będzie szukał Annabelle.
-Mam was kryć? – Uśmiechnęła się łobuzersko.
-Zagadać Villę. On się teraz rozwodzi i ma za dużo wolnego czasu. Zwłaszcza, że dziś jego córki idą nocować do koleżanki – westchnął teatralnie. – A jak się nudzi to śledzi wszystkich wokoło. My jesteśmy pierwsi na celowniku!
-To jak mogę wam pomóc? – Zainteresowała się.
-Przenocuj tu. Zagadaj go jak najdłużej się da, a w razie czego dzwoń do nas – podsunął jej kartkę z naszymi numerami.
-Dobrze – zgodziła się.
-Wisimy ci przysługę – puścił jej oczko. – Villa ma na chacie różne fajne bajery, więc możesz na przykład pograć w PlayStation, albo coś – wzruszył ramionami.
-OK.
-David, Leighton tu przenocuje – zakomunikowałam Villi, który właśnie wszedł. – Czuje się w Barcelonie samotna, a ty zbijasz bąki więc się na coś przydasz.
-Ale ja idę z Torresem do baru – skrzywił się.
-My z nią posiedzimy. Sergio musi być w Madrycie jutro. Nic się nie martw – uśmiechnęłam się obłudnie. Jednak Villa był tak zaaferowany faktem, że Leighton tu nocuje, że od razu poszedł pokazać jej pokój.
-Jesteśmy wielcy! – Canales objął mnie w pasie i przytulił.
-Żebyś wiedział – roześmiałam się. – Teraz pakujemy dziewczynki i gazem do Bojana!
-Tak, Krkić będzie nami zachwycony – westchnął.
-Niech on nie marudzi – cmoknęłam blondyna w usta. – Jak chce to może iść wyć do księżyca na La Rambla w towarzystwie Pique.

Zmyliśmy się z pannami Villa do Krkicia. Małe od razu zasnęły w wielkim łóżku Bojana. Właściciel nie był uszczęśliwiony naszym widokiem, ale nie ponoć wisiał Canalesowi przysługę i nie mógł nas wywalić. Mnie też powinien za to, że słuchałam potulnie jego ryków, pisków i tego wszystkiego co się z niego wczoraj wydobywało.
Usiadłam na kanapie obok Sergio i przytuliłam się do niego. Założyłam na niego swoje nogi i uśmiechnęłam się szeroko. Bojan drzemał w fotelu, a Torresa nadal nie było.
-Nie sądzisz, że coś się zmieniło? – Szepnęłam.
-Jak dla mnie teraz jest wiele lepiej – pocałował mnie w czoło. – Mogę cię przytulić kiedy chcę, pocałować… Nikt mi nie powie, że nie powinienem się z tym tak obnosić, bo nie jesteśmy parą – przewrócił oczami.
-Właśnie. – Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi. – Kocham cię – wyszeptałam. Blondyn westchnął ciężko.
-Proszę, wybacz mi, ale boję się takich słów – mruknął. – Jesteś dla mnie wszystkim, ale… – Urwał.
-Cicho – położyłam mu palec na ustach. – Mam czas, poczekam – zamknęłam oczy. Bliskość Sergio wprowadzała mnie w błogi stan. Jestem dla niego wszystkim. To prawie jak wyznanie miłości. Na razie jestem szczęśliwa i nie przeszkadza mi to. Jak zacznie to nie omieszkam mu tego wypomnieć.
Obudziłam się rano, gdy Sergio, Bojan i Nando jedli śniadanie. Małe robiły wielki krzyk w sypialni Krkicia. Może zdemolują mu co nieco?
-Myślicie, że się udało? – Usiadłam na kolanach Canalesa i zaczęłam go głaskać po plecach.
-Mam nadzieję – westchnął Nando. – Pati nie będzie robić problemów, bo widziałem jak wczoraj całowała się z jakimś facetem.
-Szyby są – pokiwałam głową. – Oboje.
-Hiszpanie – skomentował Sergio. Uśmiechnęłam się do niego wesoło i pocałowałam w policzek.
-Dobra – wstałam. – Idziemy sprawdzić. Krkić, bawisz się w niańkę – rozkazałam i wyszłam z Canalesem i Torresem. Biedak nie zdążył nawet zaprotestować.
Gdy dotarliśmy pod dom Villi byłam tak podekscytowana, że Sergio musiał trzymać mnie za rękę, żebym nie poleciała przed nimi i nie narobiła rabanu.
Nando otworzył drzwi i na palcach weszliśmy do środka. W domu panowała cisza.
-Zajebie go jak jej nie przeleciał – wyszeptał Torres.
-Sam mówiłeś, że ma niepohamowany popęd seksualny! – Burknęłam.
-Bo ma! – Weszliśmy na górę i Sergio uchylił drzwi do sypialni Davida. Uśmiechnęłam się szeroko. Villa leżał od pasa w górę nagi i obejmował zakrytą Lei, która prawdopodobnie również była naga. Nie pójdę sprawdzić, bo mogę nie przeżyć widoku Villi od pasa w dół.
-Pełne zwycięstwo! – Zamknęliśmy drzwi i wyszliśmy z domu.
-Czekaj – Nando wybrał numer Davida i się połączył.
~Czego chcesz, Piegusie? – Wymamrotał.
-Pogratulować szczęścia! – Zawołałam, gdy włączył tryb głośnomówiący.
~Wy to zaplanowaliście?
-Oczywiście – przytaknęliśmy zgodnym chórem.
-Nie odtrącaj jej teraz – poinstruował Canales. – Gdy się obudzi to pocałuj i okazuj czułość – spojrzałam na niego zaskoczona. – No co? – Wzruszył ramionami. – Oglądałem przecież komedie romantyczne przez całą noc tylko po to by teraz mu doradzić! – Wyszeptał.
-To my oglądaliśmy komedie w nocy? – Zdziwiłam się szczerze, a Nando przejechał dłonią po twarzy – David potrzebujesz kobiety, a ona nie jest ci obojętna – powiedziałam miękko do słuchawki.
-Dajcie sobie szansę – dodał Nando.
-Zajmiemy się dziewczynkami – rzucił Sergio i się rozłączyliśmy.
-Torres, ty zajmiesz się dziewczynkami albo FC Barcelona się nimi zajmie. Niech się na coś przydadzą. My musimy spadać – wzruszyłam ramionami.
-Dziś mecz – pokiwał głową Sergio.
-Niech mi Villa podeśle rzeczy. – Cmoknęłam Nando w policzek, a Sergio uścisnął mu dłoń.
-Trzymajcie się – uśmiechnął się.
-Ty też! – Zawołałam.
-Nara! – Pomachał mi.
-W końcu do domu – uśmiechnął się Sergio, gdy jechaliśmy już samochodem przez uliczki Barcelony.
-Tak. Stęskniłam się – westchnęłam. – Brakuje mi durnowatych pomysłów Marcelo, rządzenia się Ronaldo, bełkotu Higuaina, narzekania Benzemy, a nawet opiekuńczości Ikera.
-Zdziwią się jak zakomunikujemy im, że jesteśmy parą – wziął mnie za rękę.
-Żebyś wiedział! – Roześmiałam się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz