Gonzalo machał tym
paluchem chwilę, a potem opadł na krzesło. Ucieszyłam się w duchu, że
powiedziałam Sergio o tym, że znam Real Madryt od zawsze. Pijany Higuain
raczej nie jest dyskretny. Zresztą piłkarz i dyskrecja to tak jak ja i
FC Barcelona. Cud, że nikomu nie wypaplali, że nie mam nic wspólnego z
Ikerem i znają mnie tyle lat.
-Canales? – Wymamrotał i spojrzał na blondyna. Sergio wyglądał na rozbawionego całą sytuacją.
-Czego? – Uśmiechnął się.
-Urwę ci jaja jak skrzywdzisz Anę – czknął. – Pepe i Marcelo też – oparł głowę na stole. – Bo ona jest nasza.
-Stary,
nie masz się co martwić – zaśmiał się Sergio i podszedł do mnie.
Gonzalo zamknął oczy i po chwili spał. Z tego co pamiętam nie chrapał.
Oczywiście za dawnych lat nie balowałam z piłkarzami jak teraz, ale
przecież Iker na czas bib nie zamykał mnie w klatce. Zjawiałam się z
Unaim i zawsze mieliśmy się z czego śmiać.
-Uwielbiam go – szepnęłam do Canalesa.
-Wiem
– rozsunął mi nogi i stanął między nimi. Uderzyła we mnie fala gorąca.
Zaczął całować moją szyję, a ja rozpływałam się od jego dotyku.
Rozpięłam mu koszulę, która gładko zsunęła się po jego umięśnionych
ramionach. Przebiegłam palcami po jego włosach przyciągając go do swoich
ust. Gdy nasze wargi się złączyły nie byłam w stanie nad sobą panować.
Jęknęłam cicho, a on wsunął dłonie pod moją koszulkę. Objął mnie i
przyciągnął do siebie gwałtownie. Gdyby nie było go przede mną jak nic
spadłabym z tej szafki. Przesunęłam dłońmi po jego gładkim torsie i moje
ręce zawędrowały na jego plecy. W tym samym momencie jego gorące usta
zaczęły zsuwać się po mojej szczęce na szyję. Gdy delikatnie ugryzł moją
skórę, przejechałam paznokciami po jego plecach. Nie miałam w głowie
nic prócz pożądania. Nie napędzała mnie dzika żądza, ale coś więcej…
Miłość. Gdy moja koszulka powędrowała na podłogę zaczął całować moje
piersi wciąż ukryte pod stanikiem. Gdy sięgnął do zapięcia…
Higuain
spadł z krzesła i zaczął głośno jęczeć. Sergio błyskawicznie odwrócił
się do mnie plecami, chcąc w razie czego zakryć moją nagość. Objęłam go
ramionami za szyję i przypadkiem moja ręka spoczęła na jego piersi.
Serce waliło mu jak szalone. Moje zresztą też.
-Umieram – wyjęczał Gonzalo. Jak ja mogłam zapomnieć, że ta sierota uspała się na stole?
-Wyjazd do pokoju! – Sergio wskazał mu drzwi.
-Wszystko widziałem! – Syknął. – WSZYSTKO! – Zaśmiał się niczym czarny charakter z bajki.
-Zamknij się, bo obudzisz Karima! – Warknęłam.
-Widziałem!
– Powtórzył i na czworakach udał się do salonu. Gdy tylko zniknął,
odsunęłam się od Sergio i zeskoczyłam na podłogę. Nałożyłam bluzkę i
rozejrzałam się wokół.
-Muszę się przespać – mruknęłam i poszłam do
salonu. Położyłam się na kanapie i nakryłam kocem. Nadal nie mogłam
uspokoić oddechu.
-Chodź do sypialni – obok mnie pojawił się Sergio.
Przymknęłam oczy. Benzema pochrapywał przez sen tuląc się do Coona, a
Gonzalo coś mamrotał.
-Nie – założyłam ręce na piersiach. – Sam sobie idź! – Fuknęłam.
-Zachowujesz się jak dziecko! – Warknął i wziął mnie na ręce.
-Canales, bo dostaniesz! – Zdenerwowałam się.
-Słyszałem
to tyle razy, że już nie robi to na mnie wrażenia – odparował i zaniósł
mnie do sypialni. Położył na łóżku i gdzieś polazł. Ułożyłam się
wygodnie i wtuliłam twarz w pościel. Nie czułam żadnego kobiecego
zapachu, co dało mi ogromną satysfakcję. Przymknęłam oczy i zasnęłam.
Rano obudził mnie
wrzask kilku męskich głosów i psie szczekanie. Czy ja kiedyś będę mogła
się wyspać? Mieszkając z ciotką spałam ile chciałam. Ona balowała do
późna, więc późno wstawała. Piłkarze chodzili spać nad ranem i wstawali
rano!!! To się nie trzyma kupy!
Zwlekłam się z łóżka i udałam się do
salonu. Sergio stał w kuchennych drzwiach i pił kawę. Wyglądał jak cień
człowieka. Rozczochrane włosy, zaspane oczy. Czerwona bluza spadła mu z
jednego ramienia, ale nie zwracał na to uwagi. Obok niego siedział Coon i
z przekrzywioną głową patrzył na piłkarzy Realu. Bo to, że piłkarze nas
nawiedzili było pewne. Zerknęłam na sprawców zamieszania. Higuain,
Ronaldo, Benzema i Pepe coś wyśpiewywali. Marcelo wcielił się w
dyrygenta. W jasnym salonie Canalesa w oczy rzucała się szklana ława
zastawiona rozmaitymi butelkami z alkoholem. Czy oni obrabowali
monopolowy? Jednak gdzieś w zakamarkach mojego umysłu świtało mi, że
dziś dwunasty maja. Co to zawsze było dwunastego maja? Matko, wiem!
-Marcelo!
– Rzuciłam się na piłkarza. Rozłożył ramiona i wpadłam w jego ramiona. –
Wszystkiego najlepszego! – Pocałowałam go w policzek.
-Pamiętałaś! Wiedziałem! – Zapiszczał.
-Dlaczego balujecie u Canalesa?! – Wrzasnęłam, żeby go przekrzyczeć. Odsunęłam się i założyłam ręce na biodrach.
-Bo Benzema nie dał rady wstać – skrzywił się Sergio.
-A wiecie co ja wczoraj widziałem? – Zaśmiał się Higuain. Wszyscy spojrzeli na niego zaciekawieni.
-Co
ty mogłeś wiedzieć jak jesteś zalany w trupa? – Skomentował Pepe.
Usiadłam na parapecie i zaczęłam się zastanawiać co on mógł widzieć. Nie
przeczuwałam nic złego, bo ja nie mam zmysłu oznajmiającego nadejście
katastrofy.
-Widziałem jak Canales prawie przeleciał Annabelle! –
Powiedział wielce zadowolony a ja zamarłam. Spojrzałam na blondyna. Jego
ręka z kubkiem kawy zatrzymała się w połowie drogi do ust.
Najbardziej
nie spodobało mi się słowo „przeleciał”. Co to ja jestem jakaś dziwka z
burdelu? Jednak nie można wymagać za dużo od pijanego Higuaina, który
ledwo oddycha, a co dopiero składa zdania.
-Co ty pierdolisz?! – Prychnął Karim. – Znowu ci się coś uroiło!
-Jak zwykle po pijaku – dodał Cristiano.
-To
zobaczcie plecy Sergio. Totalnie zdębiałem, gdy zobaczyłem jak na
gładziusieńkich pleckach Canalesa pojawiają się krwawe ślady! –
Zapowietrzył się z oburzenia. Wszystkie pary oczu przeniosły się teraz
na Sergio. Nawet Coona.
-Canales, rozbieraj się – powiedział spokojnie Pepe. Sergio odstawił kubek na stół w kuchni i zrobił krok do tyłu.
-Przecież Higuain po pijaku zawsze gada od rzeczy – mruknął.
-Brać
go! – Syknął Cristiano. Zanim się obejrzałam Marcelo i Karim rzucili
się na Sergio. Położyli go na dywanie w salonie. Pepe przytrzymał nogi
wyrywającego się blondyna, a Cristiano uniósł jego ciuchy. Na plecach
miał krwawe ślady od moich paznokci.
-Niesamowite – szepnął Karim i puścili Sergio. Ten wstał, poprawił ubranie i obrażony usiadł obok mnie.
-Nawet własny pies mnie nie bronił! – Sapnął zbulwersowany.
-Gonzalo po raz pierwszy miał rację! – Marcelo miał oczy jak spodki.
-Jakbym
nie spadł z krzesła to obejrzałbym pornol na żywo – burknął Higuain.
Było mi gorąco, a policzki paliły mnie żywym ogniem. On wszystko
widział!
-Zabiję go – syknął Sergio i otoczył mnie ramieniem.
Wtuliłam twarz w jego tors i westchnęłam ciężko. Nie miałam ochoty się
odzywać, bo i po co? Czułam się przy Sergio bezpiecznie i nawet te
pacany tego nie zmienią.
-Daj spokój – spojrzałam mściwie na
Higuaina. – Ja mu dam popalić – wstałam. – Chodź – pociągnęłam go za
rękę do jego sypialni. Zamknęłam drzwi i włączyłam głośno wierzę.
-Ale… – Zdezorientowany usiadł na łóżku.
-Zaraz
zobaczysz – przyczaiłam się przy drzwiach, które otwierały się do
środka. – Jęcz! – Syknęłam. Canales spojrzał na mnie jak na wariatkę. –
Bo ci przypierdolę na serio! – Fuknęłam.
Sergio wzruszył ramionami i
zaczął jęczeć jakbyśmy się kochali. Przyłożyłam ucho do drzwi. Panowało
za nimi nieopisane zamierzanie.
-Kurwa! Ronaldo, też chce posłuchać! – Burknął Marcelo.
-A co mnie to obchodzi? – Odparł Portugalczyk.
-Ale się rżną! Jak tartaki! – Zachichotał Higuain. Zakryłam usta dłonią, żeby nie prychnąć śmiechem.
-Dlaczego Canales ma takiego farta do dziewczyn? – Zastanawiał się Pepe.
-Farta? – Zaśmiał się Karim. – Tę zmorę nazywasz fartem? Przestań!
-Sam byś ją wydupcył! – Zachichotał Higuain.
-Tylko spróbuj! – Warknął Cristiano. Wstałam i się wyprostowałam. Gwałtownie pociągnęłam za klamkę, a piłkarze wpadli do środka.
-I
co? Stanęło wam? – Warknęłam. Błyskawicznie podnieśli się z podłogi i
patrzyli raz na mnie, raz na roześmianego Canalesa. – Jak tak to wypad! –
Wypchnęłam ich za drzwi i przekręciłam je na klucz. – Co za debilstwo! –
Opadłam na łóżko i przyciągnęłam do siebie Sergio. Oparłam głowę na
jego torsie i zamknęłam oczy. – Dobranoc – szepnęłam.
-Dobranoc – objął mnie i pocałował w czoło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz