38. Upragnione szczęście.

-Zadziwiasz mnie – powiedział Dani i usiadł na ławce.
-Ja? – Roześmiałam się i usiadłam obok. – Czym?
-Twój nowy chłopak może i ma coś w sobie, no nie licząc tego, że jest piłkarzem Realu – wzruszył ramionami. – Ale na dzielnicy na takiego nie zwróciłabyś nawet uwagi.
-Wiem. Tam potrzebowałam kogoś niezawodnego, zaradnego i odpowiedzialnego. Canales ma w sobie coś z dziecka – uśmiechnęłam się bezmyślnie. – Taką beztroskę. Wkurza mnie i gra na nerwach. Potrafię na niego nawrzeszczeć. Każdy by się odwrócił i odszedł, ale nie on.
-Kocha cię. To widać – mruknął, ale też się uśmiechał.
-W tym właśnie problem. Ten szałaput boi się tych słów. Nigdy ich nie wypowiedział – spojrzałam na swoje śmieszne buciki. – A ja za nim szaleję.
-On za tobą też skoro odważył się przyjechać do Barcelony w czasie wielkiego święta kibiców Barcy – zaśmiał się.
-W końcu wydusił z siebie, że jestem dla niego ważna. Wiesz Dani… – Westchnęłam. – Byłeś mi bardzo bliski, naprawdę cię kochałam i szanowałam, ale…
-Ana – chwycił moją dłoń. – On jest ważniejszy. Rozumiem. Daje ci więcej poczucia bezpieczeństwa, ma więcej kasy, która też jest ważnym zabezpieczeniem.
-Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, że ma kasę – zdziwiłam się.
-Bo otacza się bogactwo i jest oczywiste, że każdy ją ma. Oni wszyscy są dla ciebie rodziną, bo znałaś ich od zawsze.
-Wcale nie. Nie umiem ci tego wytłumaczyć, ale Sergio jest dla mnie kimś najważniejszym na całym świecie! Sensem mojego życia. Łączy nas tyle rzeczy. Przyjaciele, Real, piłka…
-Matko, ale cię wzięło – roześmiał się.
-Naprawdę ciesz się, że nigdy nie poznałeś takiej najprawdziwszej mnie. Jestem wredna, chamska, arogancka, krzykliwa i chorobliwie ironiczna.
-Zawsze byłaś wygadana – pokiwał głową.
-Teraz jestem chodzącą bombą! Kurwa, gdzie on polazł? – Spojrzałam na zegarek. – Zabije go jak się zgubił. Nie jesteśmy razem nawet od godziny, a on już serwuje mi dawkę adrenaliny – wstałam i weszłam na ławkę. – Gdzie jesteś, Canales? – Mruknęłam.
-Znalazłem samochód! – Powiedział radośnie, a ja aż podskoczyłam.
-Jejku! – Złapałam się za serce. – Chcesz, żebym dostała zawału? – Zeszłam na ziemię i stanęłam obok niego. Za nim stało BMW.
-Dani, podrzucić cię gdzieś? – Spytał grzecznie Sergio.
-Po co? Żebyś się zgubił? – Zakpiłam i wsiadłam do środka.
-Pożałujesz – pogroził mi pięścią, a ja się roześmiałam i pokazałam mu język.
-Nie dzięki, mieszkam niedaleko. Nara – uścisnęli sobie dłonie. Dani odszedł, a Sergio wsiadł do auta.
-Jesteś wredna małpa – mruknął. – Wprowadzaj adres – wskazał mi GPRS-a.
-Ale mnie lubisz? – Wgramoliłam mu się na kolana.
-Możemy dostać mandat – uśmiechnął się łobuzersko.
-Za całowanie w miejscu publicznym? No przestań! – Prychnęłam. Ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam.
-Jedziemy do Villi, czy nie?
-Villi i tak nie ma w domu – zamruczałam w jego szyję.
-Jest – pokazał swój telefon, gdzie była informacja o sześciu nieodebranych połączeniach od Villi, pięciu od Torresa i jednym od Ronaldo.
-Jedź – usiadłam na swoim siedzeniu wcześniej wprowadzając adres do urządzonka. – Ja zadzwonię do babci – wybrałam numer Cristiano, a Sergio ruszył.
~Do ciebie się dodzwonić do jak do prezydenta! – Wrzasnął Ronaldo. – Jak poszło z Aną? Tylko nie mów, że to zjebałeś! – Włączyłam tryb głośnomówiący.
-Po pierwsze w Hiszpanii nie ma prezydenta – zaczęłam.
-A po drugie to wszystko poszło świetnie – dodał Sergio.
~Ulżyło mi! – Ucieszył się Portugalczyk. – To kiedy oblewamy wasze szczęście?
-Jak uda nam się bez szwanku dotrzeć do Villi – rzuciłam słodko.
-I jak Villa z Torresem mnie nie zamordują – roześmiał się blondyn.
~Teraz będziesz prawie ich szwagrem to raczej cię nie zamordują.
-Ej! A czemu ty nie śpisz? – Spojrzałam na zegarek na desce rozdzielczej. Dochodziła północ.
~Bo czekałem na relację Canalesa, ale do niego to się dodzwonić - westchnął.
-Oj, bo Sergio zgubił samochód – zachichotałam.
-Dzięki! – Syknął.
~Ty ćwoku, jak można zgubić samochód? - Zdziwił się Cristiano.
-W wykonaniu naszego boskiego Kantabryjczyka wszystko jest możliwe!
-Ronaldo, czy ona kiedyś też była taka złośliwa czy ja po prostu miałem klapki na oczach? – Burknął Sergio.
~Była, jest i będzie - westchnął Ronaldo.
-Ja tu jestem, więc może przestaniecie mnie obgadywać, co? – Zdenerwowałam się.
~Nara, bo czuję, że będzie się drzeć - rozłączył się.
-Dojechałem! – Powiedział zadowolony i zatrzymał się przed domem Davida. Wysiedliśmy i ruszyliśmy do drzwi. – A ty dostaniesz lanie! – Oparł mnie o ścianę przy drzwiach. Jego oczy lśniły szelmowsko, a mnie po plecach przeszedł dreszcz.
-Serio? – Chwyciłam go za szarą bluzkę i przyciągnęłam do siebie.
-Nie – uśmiechnął się i mnie pocałował. Objął mnie i po chwili wsunął dłonie pod moją bluzkę. Zjechał ustami na szyję, a ja jęknęłam cicho. Teraz Higuain nie może powiedzieć na mnie nic złego.
-Ana! – Zapaliło się światło pod domem, a Sergio powoli się odsunął. Chwycił mnie za rękę i zapukał do drzwi. – W końcu! – Wrzasnął David.
-Stul pysk, bo dzieci pobudzisz – minęłam go i weszłam do środka prowadząc za sobą Sergio.
Torres siedział na kanapie i oglądał mecz. – Nando? – Zero reakcji. – Fer? – Nadal nic. Westchnęłam ciężko. Sam się o to prosił. – Fernando? – Drgnął gwałtownie i spojrzał na mnie wystraszony.
-Co się stało? – Zerwał się i stanął przede mną.
-Nic – uśmiechnęłam się promienie.
-Ostatni raz jak powiedziałaś do mnie „Fernando” skasowałaś z Unaim mój samochód! – Syknął.
-Nie! To ten koleś w nas wjechał! Chciałam wam obu… – Zerknęłam na Davida. – Przedstawić mojego chłopaka – uśmiechnęłam się do Sergio.
-No! – Uśmiechnął się Fer. – Gratki Canales! Super malutka – pocałował mnie w czoło.
-Ale jak ją skrzywdzisz to czeka cię coś gorszego niż śmierć – zagroził David.
-Jasne – prychnęłam. – Ciężkie godziny w szatni Barcy. Będziesz wdychać ich śmiercionośny smród! Idziemy spać – ruszyliśmy w kierunku schodów.
-Nie! – Zawołał David. – Błagam, Ana idź spać do Zaidy. Proszę, nie chcę się potem tłumaczyć Ikerowi co tu się mogło stać! – Zrobił przerażoną minę.
-Dobra – westchnęłam i weszliśmy na górę. – Dobranoc Sergio – otworzyłam mu drzwi mojego pokoju i pocałowałam krótko w usta. – Do jutra – weszłam do pokoju Zaidki. Miała duże łóżko więc zmieścimy się spokojnie.
Podeszłam do okna i odetchnęłam głęboko. Teraz jestem szczęśliwa. Mam GO! Mam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz