48. Ideał z przeszłości.

W szkole pojawiłam się tylko na sprawdzianach. Yuli pojechała do jakiejś koleżanki, a ja podreptałam pod Bernabeu.
-Jesteś w końcu! – Wrzasnął Ronaldo. Zapakowałam się do jego autka i pojechaliśmy do centrum handlowego. – Zanim zaczniesz krzyczeć to mówię, że ja stawiam. Jesteś matką chrzestną mojego syna i zadbam o to, żebyś wyglądała jak człowiek.
-Tak? – Syknęłam. – A co zrobisz z tym? – z ciągnęłam apaszkę z szyi. Cristiano wpatrywał się przez chwilę.
-Mam dobrą maść na coś takiego. Do niedzieli albo odstawisz Canalesa od swojej skóry, albo go gdzieś zamkniemy – wzruszył ramionami.
-Muszę być w domu na dwudziestą – spojrzałam na zegarek. – Iker robi małą imprezkę i nawet Villa ma być – przekręciłam oczami.
-Słyszałem, że Villa nową dupę, której wciskałaś kit, że nie znasz angielskiego, a za kilka dni nawijałaś przy niej jak rodowita Brytyjka – roześmiał się.
-Dobra! – Machnęłam ręką. – Zakupy! Skup się, Ronaldo!

Wróciłam do domu zadowolona. W pięknej torbie od Valentino niosłam cudowną sukienkę. Do tego miałam torebkę od Alexandra McQueena i zajebiste szpilki. Cristiano ma gust i wiele zer na koncie.
-Ikerku! – Rzuciłam mu się na szyję.
-To nie dla mnie, co? – Zajrzał do torby.
-Pewnie, że nie – zaśmiałam się. – Zaraz wrócę! – Pobiegłam na górę. Prezent dla niego szykowałam od dawna z niesamowitą starannością. Przygotowałam mu album ze śmiesznymi zdjęciami z całego życia. Nie pominęłam żadnego naszego wspólnego wyczynu – Ikerku! – Znowu wpadłam mu w ramiona. – Proszę – pocałowałam go w policzek.
-Matko! Dzięki! – Ucieszył się. – Sara, patrz! To ja jak miałem czternaście lat! A to obok to Ana! Miała trzy – usiadł na kanapie i zaczęli oglądać album. W domu było niewiele osób. David stał z Lei na tarasie… I się całowali! Najpierw zrobiło mi się niedobrze. Ślina Villi i jęzor… O fuj! Musiałam się odwrócić i wypić cały kieliszek szampana. Potem stwierdziłam, że zakochany David, który tulił do siebie Lei wyglądał… Uroczo. Nie wierzę, ze tak pomyślałam, że to prawda. Villa wyglądał słodko. Jak nie on, wcielenie furii i zamieszania.
Potem zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest Canales. A potem sobie przypomniałam, że ma przecież Yuli. Czyli nie powinnam mu przeszkadzać. Z drugiej strony nie wysiedzę w domu całego piątkowego wieczora. Kurwicy idzie dostać.
Poszłam do siebie i z domowego telefonu wybrałam numer Karima.
~Czego chcesz? – powitał mnie czule. Skąd wiedział, że to ja, a nie Iker czy Sara?
-Cześć Karim! Też się za tobą stęskniłam! – Warknęłam.
~Jakbyś wychodziła z canalesowego łóżka to może byś mnie zobaczyła i nie musiała tęsknić – odpyskował.
-Kocie, ale ty się wredny zrobiłeś! – Syknęłam.
~Uczeń się uczy od mistrza.
-Nudzi mi się.
~Pobaw się cyckiem – odparował.
-Benzema, ty fiucie! Nie czytaj teraz z bluzgacza! Wyłącz to! – Zdenerwowałam się. Serio myślałam, że nauczył się czegoś ode mnie.
~Dobra. Co się stało? - Spoważniał.
-Iker ma nudne przyjęcie…
~Właśnie dlatego nas nie ma.
-Sergio Ramos, Xabi Alonso, Kaka, Pedro Leon i Dudek są – zdziwiłam się.
~No właśnie. Sama powiedziałaś, że to nudne przyjęcie.
-Rany, Benzema, ty się naprawdę wyszczekany zrobiłeś! – Powiedziałam z uznaniem.
~Wiem. To co? Chcesz się urwać? Mogę być za pół godziny.
-Spoko. Będę gotowa.
~A jesteś u Ikera czy może u Canalesa? Nie wiem w którą stronę mam jechać.
-To spaliłeś. Musisz się wiele nauczyć. Czekam, cześć – rozłączyłam się.
Pół godziny stałam przed domem wystrojona w śliczną czerwoną kieckę, którą pożyczyłam od Sary. Sam Iker mi ją dał i powiedział, że dobrze robię, że stąd idę. Nie wiem o co mu chodzi, ale czuję, że wygadany Benzema mi wyjaśni.
Czerwone Audi zatrzymało się na chodniku. Szyba się odsunęła i zobaczyłam rozradowaną twarz Pepe.
-Wsiadaj, mała! – Zawołał. Bez wahania zajęłam tylne siedzenie. Jednak nie byłam tam sama. Obok mnie siedział przystojny chłopak. Nie opuszczało mnie dziwne uczucie, że go znam
-Cześć, Marcos Alonso – wyciągnął rękę.
-Stary i po chuja robisz takie przedstawienie? – Westchnął Pepe. – Przecież to Ana Rodriguez. ANNABELLE! – Zaakcentował.
-Ana! – Krzyknął chłopak i mnie olśniło. Moje dawne zauroczenie. Tak przed Danim i Canalesem też coś było.
-Marcos! – Przytuliłam się do niego. – Boże, jak dawno się nie widzieliśmy! – Uśmiechnęłam się. – Szybko, daj mi swój numer! – Nawijałam, żeby nie dopuścić go do głosu. Karim nie wie o trzech latach mojego życia, nie wie też nic o tym, że z Casillasem jestem tak spokrewniona jak z królową angielską.
-Proszę – wpisał w mój telefon rząd cyfr.
-Dzięki – mruknęłam i szybko napisałam do niego wiadomość.
„Ani słowa o tym, że zniknęłam na trzy lata. Jak coś jestem kuzynką Ikera, bo nawet u niego mieszkam. Wyjaśnię Ci potem.”
-Spoko – szepnął i się do mnie uśmiechnął. – Tęskniłem za tobą, Ana.
-Za czym tu tęsknić? – Prychnął Benzema.
-Karimku, chcesz się nauczyć być wrednym? – Zapytałam słodko.
-Nie muszę, już jestem.
-Jeszcze dużo ci brakuje, więc siedź cicho, bo tak ci dojadę, że spuścisz się i staniesz jak wryty w miejscu – warknęłam i wysiadłam, bo akurat dojechaliśmy pod jakiś klub.
-Ciekawe jak wytłumaczysz się Canalesowi – szepnął mi Benzema do ucha.
-Canales to nie jest mój ojciec czy władca. Jestem wolną osobą i będę robić to na co mam ochotę – odparowałam i weszłam za Pepe do środka.
Zajęliśmy stolik i wypiliśmy po jednym drinku.
-Chodź – Marcos wstał i podał mi rękę. – Przypomnimy sobie dawne czasy.
-Chętnie! – Chwyciłam jego dłoń i poszliśmy na parkiet.
-Pamiętasz jak całowaliśmy się pod prysznicami, a Ramos specjalnie włączył natrysk? – Roześmiał się chłopak. Byłam tak zafascynowana światem do którego powróciłam po trzyletniej banicji, że dopiero teraz zaczynam sobie przypominać co było kiedyś. Byłam szczęśliwa i zakochana. Marcos miał wszystko co powinien posiadać mój wymarzony chłopak. Był wyższy ode mnie (188 cm), grał dla Realu (chociaż jak ze sobą chodziliśmy to pomykał jeszcze w młodzieżówce) i znał Madryt równie dobrze jak ja. Znaliśmy się od dziecka, od zawsze przyjaźniliśmy, więc to było naturalne, że zaczniemy ze sobą chodzić. Najbardziej nie lubiłam wakacji, gdy Marcos jechał do dziadka do Santander. Nie miałam zbyt wielu koleżanek… Nie miałam żadnej właściwie, bo Reza była częścią Realu. Obracałam się w męskim świecie, a moją jedyną przyjaciółką była Olalla. Gdy zginęli moi rodzice Marcosa nie było w Madrycie. Potem się już nie zobaczyliśmy. Poznałam Daniego, a teraz mam Sergio.
-Pamiętam! – Przytaknęłam. – Chodziliśmy jak zmokłe kury! – Zachichotałam. – Dopiero Guti się zlitował i dam mi swój strój.
-Wyglądałaś w nim jak sierota! – Okręcił mnie. Z ufnością wpadłam w jego ramiona i roześmiałam się wesoło.
-Naprawdę mi cię brakowało – objęłam go ramionami za szyję.
-Mi ciebie też. To straszne, ale dopiero do mnie to dociera – pogłaskał mnie po policzku. – Iker powiedział, że wyjechałaś po pogrzebie rodziców.
-Już jestem i możemy dalej zdobywać świat! – Znowu mnie okręcił. – Gdzie teraz grasz?
-W Boltonie. Zdobywam świat, a ty?
-A ja zdobędę jak nauczę się jeszcze włoskiego! – Pokazałam mu język.
-Może od razu tureckiego. Wtedy odwiedzimy Gutiego!
-Ale ty nauczysz się niemieckiego i pojedziemy do Raula!
-Stoi! – Roześmialiśmy się. – Wiesz, nie poznałbym cię na ulicy teraz. Szpilki, sukienka – zagwizdał z uznaniem.
-To tylko na imprezy i do szkoły, ale nie na realowe biby! Nadal jestem tym samym szałaputem z niewyparzonym językiem – szturchnęłam go delikatnie. – Po śmierci rodziców zamieszkałam z ciotką-alkoholiczką – przytuliłam się do niego. – Wróciłam miesiąc temu i dopiero wracam do dawnego życia.
-Czemu? Ale? – Nie mógł się wysłowić.
-Nie chciałam, żeby ktoś o tym wiedział. Ciotka uciekła niedawno, a ja spotkałam Ikera i jestem.
-Zawsze zostaniesz Los Blancos – pocałował mnie w czoło.
-Zawsze. To jest w sercu – położyłam mu dłoń na piersi.
-Chodź – pociągnął mnie do wyjścia. – Przypomnimy sobie dawne czasy! – Zaśmiał się.
-Wchodzę! – Zawołałam z radością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz