W szkole pojawiłam się tylko na sprawdzianach. Yuli pojechała do jakiejś koleżanki, a ja podreptałam pod Bernabeu.
-Jesteś
w końcu! – Wrzasnął Ronaldo. Zapakowałam się do jego autka i
pojechaliśmy do centrum handlowego. – Zanim zaczniesz krzyczeć to mówię,
że ja stawiam. Jesteś matką chrzestną mojego syna i zadbam o to, żebyś
wyglądała jak człowiek.
-Tak? – Syknęłam. – A co zrobisz z tym? – z ciągnęłam apaszkę z szyi. Cristiano wpatrywał się przez chwilę.
-Mam
dobrą maść na coś takiego. Do niedzieli albo odstawisz Canalesa od
swojej skóry, albo go gdzieś zamkniemy – wzruszył ramionami.
-Muszę być w domu na dwudziestą – spojrzałam na zegarek. – Iker robi małą imprezkę i nawet Villa ma być – przekręciłam oczami.
-Słyszałem,
że Villa nową dupę, której wciskałaś kit, że nie znasz angielskiego, a
za kilka dni nawijałaś przy niej jak rodowita Brytyjka – roześmiał się.
-Dobra! – Machnęłam ręką. – Zakupy! Skup się, Ronaldo!
Wróciłam do domu zadowolona. W pięknej torbie od Valentino niosłam
cudowną sukienkę. Do tego miałam torebkę od Alexandra McQueena i
zajebiste szpilki. Cristiano ma gust i wiele zer na koncie.
-Ikerku! – Rzuciłam mu się na szyję.
-To nie dla mnie, co? – Zajrzał do torby.
-Pewnie,
że nie – zaśmiałam się. – Zaraz wrócę! – Pobiegłam na górę. Prezent dla
niego szykowałam od dawna z niesamowitą starannością. Przygotowałam mu
album ze śmiesznymi zdjęciami z całego życia. Nie pominęłam żadnego
naszego wspólnego wyczynu – Ikerku! – Znowu wpadłam mu w ramiona. –
Proszę – pocałowałam go w policzek.
-Matko! Dzięki! – Ucieszył się. –
Sara, patrz! To ja jak miałem czternaście lat! A to obok to Ana! Miała
trzy – usiadł na kanapie i zaczęli oglądać album. W domu było niewiele
osób. David stał z Lei na tarasie… I się całowali! Najpierw zrobiło mi
się niedobrze. Ślina Villi i jęzor… O fuj! Musiałam się odwrócić i wypić
cały kieliszek szampana. Potem stwierdziłam, że zakochany David, który
tulił do siebie Lei wyglądał… Uroczo. Nie wierzę, ze tak pomyślałam, że
to prawda. Villa wyglądał słodko. Jak nie on, wcielenie furii i
zamieszania.
Potem zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest Canales. A
potem sobie przypomniałam, że ma przecież Yuli. Czyli nie powinnam mu
przeszkadzać. Z drugiej strony nie wysiedzę w domu całego piątkowego
wieczora. Kurwicy idzie dostać.
Poszłam do siebie i z domowego telefonu wybrałam numer Karima.
~Czego chcesz? – powitał mnie czule. Skąd wiedział, że to ja, a nie Iker czy Sara?
-Cześć Karim! Też się za tobą stęskniłam! – Warknęłam.
~Jakbyś wychodziła z canalesowego łóżka to może byś mnie zobaczyła i nie musiała tęsknić – odpyskował.
-Kocie, ale ty się wredny zrobiłeś! – Syknęłam.
~Uczeń się uczy od mistrza.
-Nudzi mi się.
~Pobaw się cyckiem – odparował.
-Benzema,
ty fiucie! Nie czytaj teraz z bluzgacza! Wyłącz to! – Zdenerwowałam
się. Serio myślałam, że nauczył się czegoś ode mnie.
~Dobra. Co się stało? - Spoważniał.
-Iker ma nudne przyjęcie…
~Właśnie dlatego nas nie ma.
-Sergio Ramos, Xabi Alonso, Kaka, Pedro Leon i Dudek są – zdziwiłam się.
~No właśnie. Sama powiedziałaś, że to nudne przyjęcie.
-Rany, Benzema, ty się naprawdę wyszczekany zrobiłeś! – Powiedziałam z uznaniem.
~Wiem. To co? Chcesz się urwać? Mogę być za pół godziny.
-Spoko. Będę gotowa.
~A jesteś u Ikera czy może u Canalesa? Nie wiem w którą stronę mam jechać.
-To spaliłeś. Musisz się wiele nauczyć. Czekam, cześć – rozłączyłam się.
Pół godziny stałam przed domem wystrojona
w śliczną czerwoną kieckę, którą pożyczyłam od Sary. Sam Iker mi ją dał
i powiedział, że dobrze robię, że stąd idę. Nie wiem o co mu chodzi,
ale czuję, że wygadany Benzema mi wyjaśni.
Czerwone Audi zatrzymało się na chodniku. Szyba się odsunęła i zobaczyłam rozradowaną twarz Pepe.
-Wsiadaj,
mała! – Zawołał. Bez wahania zajęłam tylne siedzenie. Jednak nie byłam
tam sama. Obok mnie siedział przystojny chłopak. Nie opuszczało mnie
dziwne uczucie, że go znam
-Cześć, Marcos Alonso – wyciągnął rękę.
-Stary i po chuja robisz takie przedstawienie? – Westchnął Pepe. – Przecież to Ana Rodriguez. ANNABELLE! – Zaakcentował.
-Ana! – Krzyknął chłopak i mnie olśniło. Moje dawne zauroczenie. Tak przed Danim i Canalesem też coś było.
-Marcos!
– Przytuliłam się do niego. – Boże, jak dawno się nie widzieliśmy! –
Uśmiechnęłam się. – Szybko, daj mi swój numer! – Nawijałam, żeby nie
dopuścić go do głosu. Karim nie wie o trzech latach mojego życia, nie
wie też nic o tym, że z Casillasem jestem tak spokrewniona jak z królową
angielską.
-Proszę – wpisał w mój telefon rząd cyfr.
-Dzięki – mruknęłam i szybko napisałam do niego wiadomość.
„Ani słowa o tym, że zniknęłam na trzy lata. Jak coś jestem kuzynką Ikera, bo nawet u niego mieszkam. Wyjaśnię Ci potem.”
-Spoko – szepnął i się do mnie uśmiechnął. – Tęskniłem za tobą, Ana.
-Za czym tu tęsknić? – Prychnął Benzema.
-Karimku, chcesz się nauczyć być wrednym? – Zapytałam słodko.
-Nie muszę, już jestem.
-Jeszcze
dużo ci brakuje, więc siedź cicho, bo tak ci dojadę, że spuścisz się i
staniesz jak wryty w miejscu – warknęłam i wysiadłam, bo akurat
dojechaliśmy pod jakiś klub.
-Ciekawe jak wytłumaczysz się Canalesowi – szepnął mi Benzema do ucha.
-Canales
to nie jest mój ojciec czy władca. Jestem wolną osobą i będę robić to
na co mam ochotę – odparowałam i weszłam za Pepe do środka.
Zajęliśmy stolik i wypiliśmy po jednym drinku.
-Chodź – Marcos wstał i podał mi rękę. – Przypomnimy sobie dawne czasy.
-Chętnie! – Chwyciłam jego dłoń i poszliśmy na parkiet.
-Pamiętasz
jak całowaliśmy się pod prysznicami, a Ramos specjalnie włączył
natrysk? – Roześmiał się chłopak. Byłam tak zafascynowana światem do
którego powróciłam po trzyletniej banicji, że dopiero teraz zaczynam
sobie przypominać co było kiedyś. Byłam szczęśliwa i zakochana. Marcos
miał wszystko co powinien posiadać mój wymarzony chłopak. Był wyższy ode
mnie (188 cm), grał dla Realu (chociaż jak ze sobą chodziliśmy to
pomykał jeszcze w młodzieżówce) i znał Madryt równie dobrze jak ja.
Znaliśmy się od dziecka, od zawsze przyjaźniliśmy, więc to było
naturalne, że zaczniemy ze sobą chodzić. Najbardziej nie lubiłam
wakacji, gdy Marcos jechał do dziadka do Santander. Nie miałam zbyt
wielu koleżanek… Nie miałam żadnej właściwie, bo Reza była częścią
Realu. Obracałam się w męskim świecie, a moją jedyną przyjaciółką była
Olalla. Gdy zginęli moi rodzice Marcosa nie było w Madrycie. Potem się
już nie zobaczyliśmy. Poznałam Daniego, a teraz mam Sergio.
-Pamiętam! – Przytaknęłam. – Chodziliśmy jak zmokłe kury! – Zachichotałam. – Dopiero Guti się zlitował i dam mi swój strój.
-Wyglądałaś w nim jak sierota! – Okręcił mnie. Z ufnością wpadłam w jego ramiona i roześmiałam się wesoło.
-Naprawdę mi cię brakowało – objęłam go ramionami za szyję.
-Mi
ciebie też. To straszne, ale dopiero do mnie to dociera – pogłaskał
mnie po policzku. – Iker powiedział, że wyjechałaś po pogrzebie
rodziców.
-Już jestem i możemy dalej zdobywać świat! – Znowu mnie okręcił. – Gdzie teraz grasz?
-W Boltonie. Zdobywam świat, a ty?
-A ja zdobędę jak nauczę się jeszcze włoskiego! – Pokazałam mu język.
-Może od razu tureckiego. Wtedy odwiedzimy Gutiego!
-Ale ty nauczysz się niemieckiego i pojedziemy do Raula!
-Stoi! – Roześmialiśmy się. – Wiesz, nie poznałbym cię na ulicy teraz. Szpilki, sukienka – zagwizdał z uznaniem.
-To
tylko na imprezy i do szkoły, ale nie na realowe biby! Nadal jestem tym
samym szałaputem z niewyparzonym językiem – szturchnęłam go delikatnie.
– Po śmierci rodziców zamieszkałam z ciotką-alkoholiczką – przytuliłam
się do niego. – Wróciłam miesiąc temu i dopiero wracam do dawnego życia.
-Czemu? Ale? – Nie mógł się wysłowić.
-Nie chciałam, żeby ktoś o tym wiedział. Ciotka uciekła niedawno, a ja spotkałam Ikera i jestem.
-Zawsze zostaniesz Los Blancos – pocałował mnie w czoło.
-Zawsze. To jest w sercu – położyłam mu dłoń na piersi.
-Chodź – pociągnął mnie do wyjścia. – Przypomnimy sobie dawne czasy! – Zaśmiał się.
-Wchodzę! – Zawołałam z radością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz