36. Niezastąpiony Fernando.

-Co? – Syknęłam. – Coś ty Villa powiedział?!
-Rozwodzę się – powtórzył stanowczym tonem.
-Z chuja spadłeś?! Po ośmiu latach i dwójce dzieci się rozwodzisz?! – Wstałam. Odsunął kubek z zasięgu moich rąk i spojrzał na mnie spokojnie.
-Tak. Mój związek się wypalił. Próbowałem go rato…
-Tak?! – Przerwałam mu. – Balując z Torresem?! To naprawdę się postarałeś, cholera jasna! Kurwa! – Złapałam się za głowę. – Pierdoliłeś mi jak głupi o tym, że powinnam się pilnować! A teraz co? Rozwodzisz się?!
-Nie kocham Pati! – Wypalił, co rozjuszyło mnie jeszcze bardziej.
-Ty cipo zafajdana! Masz jakoś na boku, co? Przyznaj się ty dzieciorobie zasrany! – Wycelowałam w niego palcem.
-Ana! – Wstał i złapał mnie za ramiona. – Nie mam nikogo, nie zdradziłem Pati, ja jej po prostu nie kocham – patrzył na mnie spokojnie.
-Nie rozumiem jak można kogoś przestać kochać po tylu latach – szepnęłam.
-Jak widać można. Spędzałem masę czasu na treningach, promocjach, sesjach z kumplami czy dziewczynkami. Odsunęliśmy się od siebie. Pewnego dnia obudziłem się obok niej i doszedłem do wniosku, że to obca kobieta. Urodziła mi dzieci, ale oprócz sympatii nic więcej nie ma.
-Myślałeś o dziewczynkach? O tym jak one to przeżyją? – Spytałam.
-Myślałem. Nie chcę jednak, żeby widziały, że ich rodzice są razem i się nie kochają. Lepiej, żeby byli oddzielnie i szczęśliwi.
-Z kim zamieszkają?
-Kupiłem Pati dom kilka przecznic dalej. Będą mieszkać i tu i tu. Nic lepszego nie wymyślę – westchnął.
-David – objęłam go ramionami za szyję i przytuliłam. – Mówiłeś Nando?
-Tak – pokiwał głową.
-I co powiedział?
-Darł się jak ty – roześmiał się. – Powyzywał mnie od chujów, fiutów i dopiero potem spytał dlaczego.
-Zajebistych masz przyjaciół, nie ma co – zachichotałam. Puściłam go i usiadłam na krześle. Upiłam łyk herbaty i się zamyśliłam. – Czyli teraz już wchodzimy w inny etap naszej znajomości.
-Jaki? – Wyspał Torres stojący w drzwiach.
-A ciebie jakie licho przywiało? – Westchnęłam.
-Cześć zołzo – pocałował mnie w policzek, usiadł i zabrał mi moją herbatę. Napił się i odstawił kubek.
-Jaki etap? – Dociekał Villa.
-Jestem już z wami na równi? Nie ma krzyków, że jestem smarkacz i gówniarz? – Patrzyłam raz na jednego, raz na drugiego.
-Dobra – pokiwał głową Torres.
-Niech będzie – zgodził się Villa.
-To mów! – Klasnął w dłonie Piegus.
-Pokłóciłam się z Canalesem – oparłam głowę na torsie Nando. – Kazałam mu wracać do Cristiny i powiedziałam, że nic mnie to nie obchodzi – wyszeptałam. Nando pogłaskał mnie po głowie i pocałował w czoło.
-Przecież on wie, że tak nie myślisz – przytulił mnie do siebie.
-Niby skąd? – Zdziwił się Villa. – Jak jest wściekła to mówi co jej ślina na język przyniesie. Canales może i jest cierpliwy i uparcie dąży do celu, ale to człowiek. Nie jest z żelaza.
-To co? – Syknęłam i łzy popłynęły mi po policzkach. – Mam mu znowu powiedzieć, że go kocham i chcę z nim być?
-Powiedziałaś mu, że go kochasz?! – Krzyknął Torres.
-Powiedziałam, ale zaznaczyłam, że nie zmieni jednej dziewczyny na drugą – westchnęłam.
-Kazałaś mu walczyć? – Spytał David. – Dałaś się całować?
-Villa! – Syknął Nando. – Malutka, on wróci, zobaczysz – pogłaskał mnie po plecach. Zrobiło mi się tak błogo i bezpiecznie. Iker czy David nie umieli dotrzeć do mnie tak szybko jak Nando. Jego uśmiech dodawał mi siły i nadziei. Zawsze wiedziałam, że będzie świetnym ojcem.
-A jak nie wróci? – Odważyłam się na to pytanie.
-To zamieszkasz ze mną – zdecydował Torres. – Zmienisz otoczenie i odżyjesz. Tylko to jest plan awaryjny!
-Dobrze. Dziękuję.
-A teraz spać! – Rozkazał Villa. – Nando musi teraz powspierać mnie. Poprzytulać i pogłaskać po plecach – wstałam i patrząc na Davida popukałam się w czoło.
-Dobranoc – mruknęłam i poszłam do swojego tymczasowego pokoju.

Gdy w piątek rano się ubierałam doskonale pamiętałam słowa Davida, który wspominał, że za strój Realu mnie zabiją. Za Real jestem gotowa umierać, ale jestem na to jeszcze za młoda. Nałożyłam piękną czerwoną bluzę z herbem Hiszpanii na piersi. Swego czasu dostałam ją od Fernando i do tej pory przechowywałam jak najważniejszy skarb.
Gdy zeszłam na dół Villa na mój widok tylko sapnął coś pod nosem.
Dochodziła piętnasta. Aż się zdziwiłam, że tyle spałam. Dziewczynki bawiły się w ogrodzie.
-Idę – David cmoknął mnie w policzek. – Nando podrzuci was na stadion i wszystko ci wyjaśni – mruknął i już go nie było. Nie miałam najmniejszej ochoty na stadion. Wszędzie tylko stadiony i stadiony. Co to ja? Piłkarzem jestem? Kocham jeden klub i jedną reprezentację, ale mecze mnie nieco nudzą. Uwielbiam piłkarzy, ich treningi, wygłupy, ale ile można?
Wybrałam numer Bojana i się połączyłam.
~Ana! Jak fajnie, że dzwonisz! – Ucieszył się.
-Słuchaj Krkić, za pół godziny widzę cię pod domem Villi. Daruj sobie balowanie z piłkarzami. Pobalujesz ze mną.
~Stoi! – Zawołał i się rozłączył. Napisałam do Torresa wiadomość, że spadam na miasto z Bojanem i poinformowałam niańkę, że wychodzę.
Tak jak się umawialiśmy pół godziny później podjechała taksówka i wyskoczył z niej Bojan.
-Ładuj się! – Otworzył drzwi i wsiadł z powrotem. – Jedziemy na La Rambla! – Rzucił do kierowcy.
-Zapiłeś już mordę! – Roześmiałam się i szturchnęłam go.
-Tylko troszkę! Takie święto! Wygraliśmy ligę! – Zapiał, a kierowca się roześmiał. – Co tam u Canalesa?
-Dawno nie byłeś na ostrym dyżurze z rozjebaną mordą? – Warknęłam słodkim głosem.
-Dobra, nie ma tematu! – Rozłożył ręce. – Pique zaraz będzie! Zabawimy się! – Piszczał. Widząc jego roześmianą twarz też się uśmiechnęłam. Taki czubek, a tak poprawia humor.
Wysiedliśmy na zatłoczonej ulicy i niemal od razu podszedł do nas wysoki chłopak.
-Siemka! Jestem Gerard – wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam na jego groźnie.
-Cześć, Ana – podałam mu swoją po chwilowym wahaniu. – Co tam słychać, Katalończyku?
-Spoko – zerknął na Bojana, który wzruszył ramionami.
-Mieszkam z Ikerem Casillasem, przyjaźnię się z Pepe – wyjaśniłam. – Jestem Hiszpanką! – Klepnęłam się w pierś. – Słyszałam, że wygrałeś NASZĄ ligę! Już cię w kadrze narodowej załatwią! Więcej nie będziesz pierdolić takich głupot! Skoro nie uważasz się za Hiszpana to kiego chuja grasz z naszym godłem na piersi?!
-Szukasz problemów, mała? – Warknął.
-A co? – Spojrzałam na niego zadziornie. – Uderzysz młodszą i dużo mniejszą dziewczynę? Niezła ta Katalonia! – Prychnęłam.
-Ana! Gerard! – Bojan stanął między nami. – Jak ją tkniesz będzie nas ścigać cały Real Madryt z Mou na czele i do tego pół kadry! – Syknął do kumpla.
-Cała – poprawiłam go z dumną. – To co, Katalończyku?
-Bojan to też Katalończyk! – Krzyknął.
-Taki w połowie i tak nie drze mordy z tego powodu! – Odparowałam. – Słuchaj, przyjechałam się tu zabawić, a nie psuć sobie nerwy. Nie denerwuj mnie i będzie fajnie.
-Ja mam ciebie nie denerwować?! – Wrzasnął.
-Pique! – Syknęłam. – Nie wspominaj nic o narodowości, nie dogryzaj Realowi i będzie super.
-Super pomysł! – Przytaknął Bojan. Ostatni raz zmierzyłam Gerarda spojrzeniem i poszłam za Bojanem.
Gdy tańcowaliśmy w najlepsze pod wielkim telebimem i śmialiśmy się z poczynań Villi zaczął dzwonić mój telefon.
-SŁUCHAM? – Wrzasnęłam.
~Widzę cię mała na telebimie! – Roześmiał się Torres. – Nie zabiłaś jeszcze Pique?
-BYŁAM BLISKA, ALE SIĘ OPANOWAŁAM! OBIECAJ, ŻE WY GO DORWIECIE NA ZGRUPOWANIU!  
-Obiecuję! - Roześmiał się. – Kocham cię! Trzymaj się!
-JA CIEBIE TEŻ! NARA! – Rozłączyłam się. Tak Pique, pożałujesz każdego słowa na zgrupowaniu, ty zasrany Katalończyku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz