W Londynie u boku Olalli
i małych Torresiątek czułam się doskonale. Nora zaplatała mi coś co
miało być warkoczykami, a Leo rzucał we mnie piłkę. Oli patrzyła na to
wszystko z uśmiechem. Szanownego pana Fernando nie było. Razem z tą
gnidą Fabregasem poleciał do FC Barcelony. Argumentował, że dawno nie
widział kolegów i musi, ale to musi z nimi pogadać.
Wszyscy wiedzieli, że może skończyć się to wielką bibą chyba, że Guardola ich powstrzyma.
W sobotę wystroiłam się bardzo sportowo. Swoim ubiorem zdenerwowałam Fabregasa i Torresa. Olalla się tylko śmiała.
Poprzedniego
dnia kupiłam sobie czerwono-białą bluzę MU, do tego koszulkę z numerem
czternastym i nazwiskiem Chicharito. Jeszcze nie wiem kto to, ale się
dowiem. Nie mam tylko czasu, żeby włączyć kompa.
Na stadion udaliśmy
się dużo przed czasem. Nando rozdał nam przepustki i takie tam bajery.
Mieliśmy być w sekcji dla V.I.P.ów. Była z nami zatroskana Lei z
szalikiem Barcy owiniętym wokół szyi. Nie skomentowałam tego. Właśnie ze
względu na Ville powinnam kibicować Barcelonie, ale to jest BARCELONA!
Odwieczny wróg Realu. Na początku udawałam, że mam gdzieś piłkę i kluby,
ale po tym jak Canales mnie zdemaskował to przestałam kręcić. Zresztą
po co kryć się z tym co się kocha?
Sergio miał być na boisku za pół
godziny, a ja przez pół godziny mogłam robić co chciałam. Miałam w
planach podkurwić Fabregasa, ale nieoczekiwanie przyplątał się David.
-Już się ogoliłeś, szympansie? – Zakpiłam.
-Ana – syknął. – Zgoliłem brodę, żeby wyglądać reprezentacyjnie – podrapał się po swoim nosie.
-I tak wyglądasz przystojnie i tak – powiedziała Lei. Objął ją w pasie i przytulił.
-Ja tu stoję – westchnęłam i usiadłam na wygodnym fotelu. – Mogę zwymiotować.
-Powinnaś od tych szmat – odciął się Fabregas.
-Stul
pysk, ty barceloński bękarcie! – Warknęłam. W tym samym momencie zaczął
dzwonić mój telefon. To uchroniło Fabregasa od dalszego niszczenia jego
psychiki. – Tak? – Odebrałam.
~Komu kibicujesz? – Zapytał po francusku Karim.
-Zgadnij, mądralo? – Westchnęłam. - Jestem tu sama jak palec! Canales jak przyleci to będzie oglądał mecz, a nie będzie kibicował.
~Nikt więcej nie jest za MU?
-Nikt!
Czaisz? Jakieś dno! Cesc jeszcze trochę to mnie wywali przez barierkę,
Lei jest wpatrzona w Ville, a Nando wspiera kumpli z narodówki –
jęknęłam.
~Jestem z tobą! Cały Real
jest. Nie każdy z nas się nie przyzna oficjalnie, ale kibicujemy
Manchesterowi. Wyglądasz chociaż jak człowiek?
-Benzema, a co? Zwierzak jakiś jestem? Mam na sobie koszulkę i bluzę z MU.
~No, to wyglądasz jak człowiek. Pamiętaj, że masz śpiewać „Glory, Glory Man United”. Tylko się nie pomyl i wstydu nie narób.
-Spoko – pokiwałam głową. – Kazałeś Sergio wziąć stopery do uszu?
~Kazałem, ale powiedział, żebym się bujał. Dobra idę, a ty się trzymaj.
-Tak jest! Pa – rozłączyłam się i groźnie spojrzałam na Fabregasa. Serio go dziś zabiję.
-Cześć
wszystkim! – Obok nas pojawił się Canales. – Cześć, skarbie! – Usiadł
obok mnie i ucałował w policzek. Oparłam się o niego i westchnęłam
ciężko.
-Strasznie się za tobą stęskniłam, Ciastku – szepnęłam.
-Ja za tobą też – uśmiechnął się. – Wystrojona, że szok – puścił mi oczko. – Zaczynamy! – Wstał i pociągnął mnie za rękę.
Przez pierwszą połowę darłam się jak opętana. Z moich ust leciały różne słowa. Canales stał obok mnie i nic nie mówił.
-MANCHESTER UNITED!!!
-MESSI TO CIPA! CIPA! WRACAJ DO BUSZU!
-ROONEY, DAJESZ! ROONEY!
-FABREGAS ŚMIERDZISZ BARCELONĄ! IDŹ SIĘ UMYĆ!
-PEDRO NIE UMIE GRAĆ!
-BARCA, WRACAJCIE DO DŻUNGLI! BANANY WPIERDALAĆ, BO GRAĆ NIE UMIECIE!
-ALVES! WON Z BOISKA, TY KRZYŻÓWKO PAWIANA Z ORANGUTANEM!
-VILLA DO DOMU! DO DOMU, TY KOZO!
-NIECH SIĘ PIQUE POKŁONI, CHICHARITO STRZELI MU MASĘ GOLI!
-BUUU! BARCA DO DOMU!
-AAAAAAAAAAAAAAAAA!!! KOCHAM CIĘ ROONEY! ROONEY! GLORY, GLORY MAN UNITED! GLORY, GLORY ROONEY!*
Gdy to wszystko
krzyczałam podczas pierwszej połowy ludzie zgromadzeni w naszej sekcji
patrzyli na mnie dziwnie. Byłam tak nakręcona, że pokazywałam im język
albo środkowy palec. Fabregas chował twarz w dłoniach, a Sergio śmiał
się co chwila.
Jak zaczęła się przerwa padłam na fotel zmęczona jak po najgorszym treningu. Ledwo mówiłam.
-Barcelona i tak wygra! – Syknął Fabregas. Niewiele myśląc rzuciłam w niego swoim butem.
-Wyjazd
stąd, ty barcelońska kurwo! – Wrzasnęłam. Nawet nie przejmowałam się
tym, że wszystko mówię po angielsku i każdy mnie rozumie.
-Ładny rzut – pochwalił ktoś i trzymał mojego adidasa w dłoniach. Gdy zczaiłam kto to, zerwałam się jak oparzona.
-Sir Ferguson! – Szepnęłam.
-Witam
– uśmiechnął się delikatnie. – Torres, siedź! – Zatrzymał Nando, który
już wstawał z fotela. – Doszły mnie słuchy, że ktoś robi zamieszanie w
sekcji dla V.I.P.- ów. Nie zainteresowałoby mnie to, bo wiele osób po
pijaku wykrzykuje tu różne rzeczy. Zaciekawił mnie fakt, że to młoda
dziewczyna ubrana w koszulkę MU, która kibicuje nam. Guardiola był
bardzo zdenerwowany, że ktoś wysyła Messiego do buszu, a Villę do domu –
nadal się uśmiechał. – Jestem Sir Alex Ferguson – wyciągnął rękę.
-Annabelle Rodriguez – uścisnęłam ją i też się uśmiechnęłam.
-Tacy
ludzie jak ty dają mi dużo radości – podszedł do mnie bliżej. – Masz
duszę Czerwonego Diabła. Jesteś waleczna i odważna. Gdyby znudził ci się
Real Madryt – spojrzał na stojącego za mną Sergio. – Możesz liczyć na
moją pomoc. United doceni takich ludzi jak ty. Po meczu zapraszam na
przyjęcie – podał mi jakąś kopertę. – Zabierz kogo chcesz.
-Dziękuję, panie Ferguson – kiwnęłam głową.
-Do zobaczenia, Annabelle – puścił mi oczko i odszedł. Zszokowana wpatrywałam się w białą kopertę z logo Manchesteru United.
-Ty nawet pokibicować nie możesz, żeby nie narobić zamieszania – mruknął Torres.
-Sam
Alex Ferguson zaprosił mnie na imprezę z MU – wyszeptałam. – Ferguson!
Iker mi nie uwierzy! – Zapiszczałam. – Chcecie iść? – Spojrzałam na
nich. Fabregas popukał się w czoło, Nando zaczął oglądać swoje ręce, Lei
bawiła się szalikiem, a Sergio pokiwał głową. – Ciule – warknęłam. –
Zapraszam was na imprezę z najlepszym trenerem na świecie, a wy chcecie
iść do tych ofiar! – Machnęłam ręką w kierunku, gdzie siedzieli piłkarze
Barcy.
-Ferguson był zainteresowany tylko tobą. Powiedział, że
możesz wziąć kogo chcesz, żebyś tylko przyszła – Nando stanął
naprzeciwko mnie i spojrzał mi w oczy. – On jak nikt potrafi dostrzec w
ludziach talent. Skoro tu przyszedł to niewątpliwie masz coś w sobie.
-Może
sprawić, że będziesz wielka, ale musisz uważać – dodał Cesc. – Ronaldo
stał się najlepszym piłkarzem świata dzięki Fergusonowi, ciężkim
treningom i własnej ambicji. Musiał poświęcić rodzinę i zamieszkać w
mieście, które było całkowicie obce.
-Uważaj, Ana – szepnął Fernando
tak, że tylko ja słyszałam. – Canales nigdy nie opuści Hiszpanii, a
Ferguson nigdy nie wyjedzie z Manchesteru.
-Przestańcie wymyślać
jakieś niestworzone historie! – Zdenerwowałam się. – Zaprosił mnie na
przyjęcie. Nic więcej – wzięłam Sergio za rękę.
Do końca meczu nie
krzyczałam. Moje gardło odmówiło posłuszeństwa, ale potrafiłam jeszcze
głośno gwizdać i kopać Cesca, gdy mnie wkurzył. Niestety czasem nie
oddawał.
Nie przejmowałam się słowami Torresa i Fabregasa. Przecież
Ferguson nie złożył mi żadnej propozycji przez, którą musiałabym opuścić
Hiszpanię.
*Autentyczne teksty wykrzykiwane przez autorkę podczas oglądania tego meczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz