Szliśmy spokojnymi
ulicami Santander i uśmiechaliśmy się do siebie. Było ciepło, więc moją
kurtkę niósł Sergio. Trzymaliśmy się za ręce i co chwila
zatrzymywaliśmy. Pokazywał mi gdzie się bawił, gdzie spadł z roweru,
gdzie dorwała do Yuli i chciała zlać.
-Sergio? Co wy tu robicie? – Nagle przed nami pojawiła się jego mama. Canales zerknął na zegarek. Dochodziła siódma rano.
-Idziemy – odparował. Rosario zmierzyła nas uważnym spojrzeniem.
-Czemu
macie mokre włosy? – Rozejrzała się. – W tej chwili do domu i
doprowadzić się do porządku! Co ludzie powiedzą?! – Warknęła. Sergio
roześmiał się wesoło.
-Nie obchodzi mnie to.
-Ale mnie owszem! – Syknęła. – Co ty tu masz? – Podeszła i strzepała z jego rękawa piasek. – Gdzie wy byliście?
-Na plaży. Oglądaliśmy wschód słońca – powiedział radośnie.
-Miałeś
iść ze znajomymi do klubu, a znalazłeś się na plaży i wracasz do domu o
świcie? Wiesz, że dziś wesele? Jak wy będziecie wyglądać?
-Mamuś, spoko. Damy radę. Cześć – ucałował ją w policzek i poszliśmy dalej.
-Ona mnie nie lubi – mruknęłam. Objął mnie ramieniem i uśmiechnął się delikatnie.
-Chcesz z nią żyć czy ze mną? – Uważnie patrzył mi w oczy.
-Z tobą, ale sam wiesz… – spuściłam wzrok.
-Jesteś zmęczona?
-Nie za bardzo, a co? – Zaciekawiłam się.
-Pomożemy mojemu tacie w sklepie. Prowadzi niewielki spożywczak, ale rzadko stoi za ladą.
-Tak mamy pomagać twojemu tacie? – Starłam piasek z jego policzka.
-Dobra. Odprowadzę cię do Giany, a sam polecę do domu. Wrócę za pół godziny.
-Stoi!
Pół godziny później byłam gotowa. Zdążyłam się wykąpać i wypłukać z
siebie trochę piachu. Nawet włosy wysuszyłam. Wydobyłam ze swojej
walizki śmieszną bluzkę z Myszką Miki. Do tego kolczyki w kształcie
serduszek i byłam w pełni zadowolona.
-Cześć! – Do mieszkania wpadł Sergio. – Chodź szybko! – Pociągnął mnie za rękę.
-Ej! – W drzwiach pojawiła się Giana. – Szanowni państwo dokąd? – Wzięła się pod boki.
-Na spacer? – Zapytał Sergio. Roześmiałam się i położyłam mu głowę na ramieniu.
-Może mi się zdawało, ale to chyba wy spacerowaliście całą noc. Mama do mnie dzwoniła przed czwartą i pytała czy cię tu nie ma.
-Powiedziałaś, że nie? – Westchnął ciężko i oparł się o ścianę.
-Tak. Wiesz, że nie kłamię. Gdzie idziecie?
-Do sklepu waszego taty. Giana – uśmiechnęłam się do niej delikatnie. – Nie jesteśmy dziećmi.
-Ciekawe, bo tak właśnie się zachowujecie – spuściła nieco z tonu. – A róbcie, co chcecie – machnęła ręką i poszła do kuchni.
W sklepie było
bardzo wesoło. Pan Canales ciągle opowiadał nam kawały. Zauważyłam, że
klienci nie przychodzili tylko po sprawunki, ale też, żeby pogadać.
Usiadłam
na ławce po przeciwnej stronie ulicy i założyłam na nos okulary. Sergio
rozładowywał jakieś skrzynki. Podobał mi się taki. Od wczoraj czułam,
że poznaje go na nowo. Nie był tylko piłkarzem, fantastycznym
chłopakiem, którego pokochałam do szaleństwa. Był też dobrym synem
(chociaż nie dał wejść matce na głowę), wspaniałym bratem i zabawnym
wujkiem. Wiedziałam, że zaskoczy mnie jeszcze nie raz i bardzo mi się to
podobało.
Nagle po przeciwnej stronie ulicy, z dala od sklepu
Canalesów zamajaczyła mi znajoma postać. Pewnie, gdybym z tej odległości
zobaczyła Ronaldo czy Benzemę to jeszcze bym się wahała, ale nie
Hiugaina. Tej karykatury miałabym nie poznać? Znam go od wielku lat!
-Gonzalo!
– Krzyknęłam. Odwrócił się. Wtedy też dostrzegłam, że towarzyszyła mu
dziewczyna, którą trzymał za rękę. Moja mózgownica zaczęła pracować na
najwyższych obrotach. Higuain, Santander, Canales, Madryt… YULI!
Za moment dostrzegłam też brunetkę. Byłam pewna, że to ona. Popchnęła Argentyńczyka w jakąś uliczkę i zniknęli mi z oczu.
Błyskawicznie wyjęłam telefon i wybrałam numer Karima.
~Co jest? - ziewnął.
-Co robi Higuain?
~Przygotowuje się do Copa America, a co?
-Jesteś pewien?
~Nie! Co ja wróżka jestem? Nadajnik mu w dupę wczepiłem? – fuknął.
-Benzema opanuj się, ogrze nieokrzesany! – westchnęłam. – Pytam jak człowieka, a ty jak do chuja!
~Sorry, ale chce mi się już wakacji. A jak twoje wakacyjne plany?
-Na razie mam szkołę, a potem ustawiłam się z Moratą.
~Moratą? Nie pomyliło ci się? Twój chłopak to Canales. Taki blondyneczek uroczy. Nieźle tam dajecie czadu. Wiesz?
-Wiem z kim chodzę! Tylko, że on jedzie we wtorek na tydzień do Meksyku ze znajomymi.
~No tak. Szkoła jest najważniejsza, a ty jesteś wzorem do naśladowania - zakpił.
-Benzema! – warknęłam.
~Jak sobie chcesz. Mam szerokie ramiona to możesz sobie na nich płakać.
-Znowu masz czarne wizje? Weź się ogarnij!
~To
nie są czarne wizje. Jestem realistą. Poza tym moje ostatnie wizje się
sprawdziły. Wiesz co może się wydarzyć w dalekim Meksyku? Poza tym nie
wiem czy wiesz, ale Cristina jest w gronie jego znajomych.
-Wiem, ale nawet słowem o niej nie wspomniał czyli nie jedzie!
~Dobra, pomińmy to. Do kiedy pilny uczniu planujesz chodzić do szkoły?
-Twoja propozycja?
~Skąd wiesz, że jakoś mam?!
-Karimku… – westchnęłam.
~Dziesiątego w piątek lecę na Ibizę. Będę najpierw w Madrycie, bo muszę zabrać trochę rzeczy.
-Weźmiesz mnie na Ibizę?! – zapiszczałam.
~Wiem, że gorzko tego pożałuje, ale co tam! Zrobię to dla ludzkości i popilnuję cię kilka dni. Powiesz mu?
-Ale co i komu? – podrapałam się po głowie.
~Canalesowi.
-Pewnie. Myślisz, że tobie się sprzeciwi… Chociaż nawet mnie się nie sprzeciwi.
~Nie doceniasz swojego faceta. To twarde bydle. Jak czegoś bardzo chce to, to dostaje.
-Ciekawe
dlaczego tak mało grał, co? – wyszeptałam i rozejrzałam się uważnie,
ale Sergio coś robił w sklepie. Widziałam go przez szybę.
~Bo Mou jest starszy i cwańszy. Dobra idę spać. Do piątku - rozłączył się.
Tak, Ibiza to jest to. Mam nadzieję, że reszta piłkarzy też się tam zwali więc będzie ciekawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz