10. Coś więcej?

Z ręką na sercu powiem, że niepotrzebnie tak gwałtownie zareagowałam na początku mojej znajomości z Sergio. To bardzo fajny chłopak. Inteligentny! Zdarza się to rzadko. Wszyscy faceci jakich znam to totalne palanty. A Canales potrafi ze mną podyskutować i nie ustępuje mi tylko dlatego, że jestem ładną dziewczyną. Jak dla mnie to nowość. Zazwyczaj byłam traktowana ulgowo przez facetów, którym się podobałam. Nie mówię, że podobam się Sergio! Albo czy on mi się podoba. Gdzie tam! To tylko kolega przecież. Nawet kumpel, albo prawie przyjaciel. Tak, Canales jest spoko.
Poniedziałkowe popołudnie spędziłam bardzo przyjemnie. Grałam na PlayStation.
Jednak, gdy kładłam się spać uświadomiłam sobie coś strasznego. Jutro znowu do szkoły. Bosh…


We wtorkowy ranek wpadające przed okna promienie słońca oświetlały mój pokój. Jednak ja wyglądałam jakbym szła na ścięcie. Gdy otworzyłam szafę, zaniemówiłam. Na wieszakach wisiały nowe ciuchy!
Do tego na półce leżała kartka.
-”Sportowa szkoła, sportowe ciuchy.” – Przeczytałam. Casillas ma coś z głową. Zdecydowanie.
Wzięłam granatowe spodnie, białą koszulkę i granatową bluzę. Do tego znalazłam białe trampki. Wzięłam czarny zegarek i tą nieszczęsną torbę Realu. Włosy związałam gumką i zeszłam na dół. Czułam się jak chodząca reklama Adidasa, ale było mi bardzo wygodnie.
-Cześć malutka – uśmiechnął się na mój widok Iker.
-Gdzie Sara? – Rozejrzałam się po kuchni.
-W pracy. Ma dużo na głowie przed meczem. Proszę – podał mi torbę, a ja jęknęłam. – Spokojnie. To twój strój na wuef – puścił mi oczko. Zajrzałam do środka i odetchnęłam z ulgą. Zielone spodenki i koszulka z nazwiskiem Casillas.
-Dziękuję – przytuliłam się do niego. – Za wszystko.
-Nie ma sprawy – uśmiechnął się. – Jedziemy?
-Tak! – Pobiegłam do samochodu, uprzednio pakując ciuchy do torby. Tak właściwie to ja w tej torbie miałam tylko korki i strój. Pilna ze mnie uczennica.
-Jutro przyleci Torres z Oli i dziećmi – powiedział Iker, gdy już siedzieliśmy w aucie. – Nando leci do Walencji, a Oli będzie u nich w domu. Dam ci adres, to weźmiesz taksówkę. – Ruszył.
-Iker ja znam ich adres – skrzywiłam się. – A święta? – Spytałam. Spojrzałam na niego z boku.
-Jedziemy do rodziny Sary – odpowiedział.
-Mogłabym zostać? To twoja rodzina, a ja potrzebuję trochę czasu dla siebie. Obiecuję, że twój dom nie ucierpi! – Złożyłam ręce jak do modlitwy.
-Pomyślę. Może jakiś piłkarz nie jedzie do domu na święta, to byś miała towarzystwo. – Zamyślił się, a po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Widzę mała, że doskonale dogadujesz się z Canalesem!
-Zaczęliśmy od nowa. Jest spoko.
-A jak tam w szkole? – Spytał niewinnie.
-Ty doskonale wiesz jak w szkole! – Prychnęłam.
-Wiem, że wylądowałaś na dywaniku Mou razem z Sergio. On za karę dziś już od 6 rano biega po stadionie – zaśmiał się.
-A co ze mną? – Szepnęłam. Od 6? Dochodziła 8!
-Nie wiem, ale przypadłaś do gustu trenera. Powiedział mi wczoraj, że masz nietuzinkowy charakter i trzeba zrobić z tego użytek. Dodatkowo popytał o ciebie…
-Wie, że nie jestem twoją kuzynką? – Przerwałam mu.
-Wie. Powiedziałem mu jak załatwiałem ci szkołę – pokiwał głową. – Mourinho jest pod wrażeniem, że znasz pięć języków. Masz plusa za portugalski, bo on jest Portugalczykiem.
-Nic mi nie zrobi?
-Nie. On nie ma nad tobą żadnej władzy.
-Dyrektorka ma… – Jęknęłam. Iker zaparkował, a ja wysiadłam.
-Powodzenia! – Zawołał za mną, gdy powlokłam się chodnikiem.
-Ej! Ana! – Krzyknął ktoś. Odwróciłam się z nadzieją, że to może Sergio, ale nie. Za mną biegli Ronaldo i Pepe. Tego drugiego znam jeszcze z dawnych czasów. Tych cudnych lat mojej błogiej nieświadomości, że świat może być taki okrutny. – Hej! – Uśmiechnął się Cristiano, a Pepe tylko skinął głową.
-Siemka – odwzajemniłam uśmiech.
-Chodź – Pepe wziął mnie pod rękę i pomaszerowaliśmy dalej.
-Ej? Dobrze się czujecie? – Roześmiałam się. Cristiano szedł z drugiej strony i szczerzył się jak pajac.
-Wspaniale. Po prostu wyrabiamy ci opinię i się troszczymy – odpowiedział Pepe.
-Jeszcze nigdy nie znałem takiej laski jak ty – puścił mi oczko Cristiano.
-Ronaldo, czy ty dawno w łeb nie dostałeś? – Warknęłam i poczułam jak Pepe chwyta mnie mocnej. Tak, kto jak kto, ale on wiedział co będzie jak się wścieknę.
-Chodzi mi o to, że jesteś słodka i zarazem strasznie agresywna. Ja tam uważam, że to niezła mieszanka! – Roześmiał się. – Po prostu chcę się tobą opiekować.
-Matko – westchnęłam. – Villa, Torres, Casillas i jeszcze ty? Nie za dużo was?
-No tak, ale ja nie będę się nad tobą trząsł czy coś. Po prostu pomogę ci wyrobić markę i wiesz…. Będziemy razem balować! – Zatrzymaliśmy się pod szkołą.
-Co w zamian? – Odsunęłam się od niego, ale Pepe nie puściłam.
-Nic. Robię to, bo chcę. To nara! – Pocałował mnie w policzek i ruszył z powrotem. Spojrzałam na Pepe, a ten wzruszył ramionami.
-Pewnie Irina się z nim rano zabawiła i taki nabuzowany nadal jest – uśmiechnął się.
-Iker prosił o dyskrecję? – Szepnęłam i zerknęłam na Ronaldo, ale on maszerował i nucił coś pod nosem.
-Tak. Trzymaj się – cmoknął mnie i poszedł za tamtym oszołomem. Ja weszłam do szkoły. Bosh jak na nienawidzę tego miejsca.


Hiszpański, matematyka i geografia ciągnęły się jak flaki z olejem. Potem były zajęcia na Bernabeu. Co oni mają z tym stadionem? Innych miejsc nie ma?
-Rodriguez, a tylko spróbuj wyjść z siłowni – warknęła nauczycielka. Ostatkiem sił się powstrzymałam, żeby jej nie napyskować. Nie odpowiedziałam nic. Poszłyśmy na stadion. Tam w szatni dostałyśmy rozkaz przebrania się. Wystroiłam się w zielone wdzianko od Ikera i udałam się na siłownię. Gdy tylko nauczycielka się odwróciła, dałam nogę.
Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer Sergio.
~Słucham? – Jęknął.
-Trening? – Spytałam.
~Biegam po trybunach w ramach kary za wczorajsze wagary – wysapał.
-Zaraz będę – rozłączyłam się i pobiegłam na boisko. Chyłkiem minęłam ćwiczących piłkarzy i pobiegłam do odległego białego punktu.
-Nie boją się, że skręcisz tu nogę? – Krzyknęłam, gdy byłam niedaleko.
-Nie wiem czego się boją – zatrzymał się i napił jakiegoś napoju energetyzującego. – Ja jestem pewien, że nigdy nie opuszczę masażu – ruszył dalej truchcikiem, a ja obok. – Ładny strój – uśmiechnął się.
-Wiem. Co dziś robisz? – Był cały spocony, włosy miał mokre, a po szyi spływały mu stróżki potu. Jednak wyglądał niesamowicie pociągająco. Nie! Matko, co mi chodzi po tym durnym łbie!
-Nie wiem kiedy trener zdecyduje się mi odpuścić – westchnął. – A potem mam się spotkać z Cristiną.
-Znowu? – wyrwało mi się zanim pomyślałam. Tak, typowe zagranie Rodriguez! Nigdy się nie nauczę trzymać jęzora za zębami.
-To moja dziewczyna – przypomniał mi z krzywym uśmiechem.
-No tak – pokiwałam głową. – Dziewczyna.
-A ty? Nikogo nie masz? – Zainteresował się.
-Nie. Mogę z czystym sumieniem całować się z kim chcę – wypaliłam złośliwie. Sergio zerknął na mnie spod oka.
-Mam się zatrzymać? – Syknął. Po plecach przebiegł mi przyjemny dreszcz.
-I co mi zrobisz? – Szepnęłam.
-Chcesz się przekonać? – Przestał biec i teraz szedł.
-Zacznę krzyczeć – mruknęłam i się zatrzymałam.
-A kto cię usłyszy? – Też się zatrzymał. Oparłam się plecami o ścianę, a on podszedł do mnie. Pogłaskał mnie po policzku i się uśmiechnął. – To co? Chcesz się przekonać?
-Chcę – wyszeptałam i zrobiło mi się potwornie gorąco. Oczy mu zalśniły i pochylił się do mnie. Potarł swoim nosem mój. Zamknęłam oczy, prawą rękę położyłam mu na szyi, a lewą na torsie. Już nie miałam chęci mu przywalić. Moja agresja wyparowała i nie było po niej śladu. Chciałam znowu posmakować jego ust, bez względu na wszystko.
Sergio delikatnie musnął moje wargi. Mój żołądek zawirował. Wszystko wokół zawirowało! Ponownie mnie pocałował, ale inaczej. Nie było już tyle niepewności, że zaraz mu coś zrobię. Zachłannie wpił się w moje usta, a ja nie była mu dłużna.
Gdy się od siebie oderwaliśmy na mojej twarzy gościł wielki uśmiech.
-Masz wyrzuty sumienia? – Spytałam i pogłaskałam go po twarzy.
-Nie – pokręcił głową. – To straszne, co? – Pocałował mnie krótko.
-CANALES JA CIĘ WIDZĘ!!! – Zaryczał przez tubę Mourinho. Towarzyszyły temu gwizdy całej drużyny. Gwizdy uznania.
-Widzi mnie – skrzywił się Sergio.
-Miłego spotkania z dziewczyną – cmoknęłam go w policzek i odeszłam. Nigdy nie odbijałam nikomu chłopaka. Nigdy przy całowaniu się tak nie czułam. Nigdy nie chciałam być z kimś tak blisko.
O nie!
Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam. Sergio nadal biegał.
Zaraz do niego wrócę i dam mu w mordę. DAM MU W MORDĘ! Ma dziewczynę, a całuje mnie! Gnida!
Jednak nie znalazłam w sobie tyle siły. Podobało mi się. Strasznie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz