Weekend spędziłam na zabawie z małym Cristiano Juniorem. Pilnowałam się, żeby nie natknąć się na Canalesa i bandę.
W
poniedziałek nie ruszyłam się nigdzie. Iker miał trening, a potem
poleciał z drużyną do Barcelony. Sara miała masę pracy. Nikt nie zwracał
na mnie uwagi, a tym bardziej mi nie przeszkadzał! Spałam, grałam na
PlayStation, jadłam i odpoczywałam.
We wtorek popędziłam do nowej
szkoły jak na skrzydłach. Na korytarzach słyszałam różne języki, nikt
nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Nikogo nie obchodziło komu
kibicuje i czy w ogóle interesuje się piłką nożną! Cóż za wspaniałe
miejsce!
Postanowiłam zaprezentować się z jak najlepszej strony.
Nałożyłam kwiecistą spódnicę, żółto podobny podkoszulek, białe sandałki,
białą torebkę i złote dodatki. Czułam się świetnie.
W ławce brakowało mi tylko Rene, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
-Cześć – uśmiechnęłam się do siedzącej obok dziewczyny. Odwzajemniła gest. – Ana – przedstawiłam się.
-Eva. Nowa? – Zarzuciła na plecy długie brązowe włosy.
-Jak widać – pokiwałam głową. – Hiszpanka?
-Tak, ale wychowałam się we Francji. Stąd szkoła językowa. A ty? – Jej brązowe oczy wpatrywały się we mnie z sympatią.
-Hiszpanka, ale mama była Czeszką.
-Widać – roześmiała się. – Nie codziennie można spotkać Hiszpankę o takiej urodzie.
-Pewnie – wyjęłam telefon z torebki i położyłam na ławce. – Jakie są tu języki do wyboru?
-Hiszpański,
angielski i francuski są obowiązkowe. Do wyboru masz portugalski,
włoski, grecki, niemiecki, czeski, arabski, japoński, rosyjski –
wymieniała na palcach.
-Super! – Ucieszyłam się. – A co robisz po szkole? – Spytałam. Trzeba zacieśniać więzi, no nie?
Jednak nie dane było jej odpowiedzieć. Mój telefon zaczął wibrować jak szalony, a na wyświetlaczu pojawiła się twarz
Ronaldo, który pokazywał mi jęzor. Oczywiście ze stosownym podpisem.
Eva nie mogła tego przeoczyć. W zdumieniu otworzyła buzię, a ja
odebrałam.
-Czego chcesz babciu? – Westchnęłam teatralnie.
~Babciu? – Powtórzył Cristiano. – Zapisałaś mnie „babcia”? – Wrzasnął.
-Oczywiście, że nie. To wyższa konieczność. Poza tym moja babcia była ładniejsza niż ty.
~Nowa szkoła, nowe życie, nowe koleżanki, nowa miłość? – Zignorował moje słowa.
-Nie
rozpędzaj się tak – wstałam i podeszłam do okna. – Czego chcesz pajacu
jeden? – warknęłam po portugalsku. – Ostrzegam cię jak nie uda mi się
wykręcić od tego, że cię znam to takiego kopa dostaniesz, że Junior
będzie twoim jedynym dzieckiem! – Zagroziłam.
~Spokojnie! Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że mamy dziś bibę.
-To sobie miejcie. Nie interesują mnie biby z Realem Madryt! Ostatnio Villa o mało nie zabił Canalesa! Co będzie teraz?
~Ale fajnie było, co? – Zaśmiał się. – Znowu u Karima. Tym razem też będziemy opijać zwycięstwo!
-Canales ma przyjść z Cristiną – zażądałam.
~Myślisz, że to was powstrzyma? – Zarechotał.
-Nie wiem jak jego, ale mnie na pewno.
~Dobra powiem mu, żeby ją wziął, ale wątpię, że się zjawi. Ona nas nie lubi, a tym bardziej imprez z nami.
-Nie lubi? Żartujesz? Jak można was nie lubić? – Zadrwiłam.
~Czekaj, czekaj pojaw się tylko na Bernabeu! Zobaczysz wtedy, zmoro jedna!
-Kochaniutki
nie zobaczysz mnie teraz na Bernabeu, bo dzięki tobie stamtąd uciekłam –
roześmiałam się. – To pa babciu! – Rozłączyłam się. Wróciłam do ławki,
ale po minie Evy widziałam, że zaczną się pytania.
-To był prawdziwy
Cristiano Ronaldo? – Wyszeptała. Tu rodzi się pytanie. Oszukać ją czy
nie? Może zostałaby moją dobrą koleżanką, ale jak tu coś budować na
kłamstwie?
-Prawdziwy – przytaknęłam. – Tylko proszę nikomu nie mów.
-Spoko. Moja przyjaciółka chodzi z piłkarzem, ale nigdy go nie poznałam. A są ze sobą rok!
-Dziwne. Czemu się jeszcze nie poznaliście?
-Bo on ma treningi, ona studia. Jak się spotykają to tylko sami. Chce z nim mieszkać, ale uważa, że to za wcześnie.
-Może – mruknęłam.
-A czemu mówisz do Cristiano babciu? – Zmieniła temat.
-Bo lubię go denerwować – uśmiechnęłam się. – Ej! A może pójdziesz ze mną na imprezę?
-Będą piłkarze? – Oczy jej zalśniły.
-Real Madryt – szepnęłam. – Ale nikomu ani słowa. – Przyłożyłam palec do ust.
-Spoko – pokiwała głową. – Chętnie pójdę.
Po południu, gdy
piłam z Evą owocowe koktajle rozdzwonił się mój telefon. Znowu!
Oczywiście leżał na stoliku i można było zobaczyć kto tak wydzwania. Tym
razem jednak był to Karim.
-Słucham? – Odebrałam.
~Cześć mała! – Krzyknął radośnie, oczywiście po francusku. – Wpadasz do mnie na imprę i nie słyszę sprzeciwu!
-No nie wiem, bo mam problem.
~Problem? Ja nie znam słowa takiego! – Roześmiał się. – Jaki? – Spoważniał.
-Nie mam się w co ubrać.
~Oj nie musisz! Canales się ucieszy! – Zapiał.
-Uważaj sobie zawszeńcu jeden! Poważnie nie mam się w co ubrać – pociągnęłam przez słomkę koktajl.
~Zaraz zadzwonię do Iriny. Wyślij mi adres. Wszystko zorganizuje!
-Czemu się tak sracie z tą imprezą? – Westchnęłam.
~Bo my lubimy z tobą pić! – Niemal widziałam jak się uśmiecha.
-Zabawne, naprawdę. A i jeszcze coś.
~Co? – Wystraszył się.
-Wezmę koleżankę.
~Super! No czad! Adres – rozłączył się. Wysłałam mu adres i wróciłam do rozmowy z Evą.
Nie minęło dziesięć minut, a pod knajpkę podjechała limuzyna. Wysiadła z niej Irina i podeszła do nas.
-Cześć
– uśmiechnęła się przepięknie. – Jestem Irina – wyciągnęła rękę do Evy.
– To ciebie zobaczymy wieczorem? – Usiadła na wolnym krzesełku. – Ja
osobiście wolałabym, żeby Anie towarzyszył jakiś chłopak… – Urwała. –
Przepraszam, ale nam się śpieszy. – wstała, cały czas nawijając po
angielsku.
-Podałam ci już adres. Czekam na ciebie – uśmiechnęłam się
do Evy i poszłam z Iriną do limuzyny. O tak. Liznęłam już luksusowego
życia i za nic w świecie nie chcę wracać na dzielnicę! Iker rozpieszcza
mnie tylko pod względem ciuchów z Adidasa, ale Irina to co innego.
Pojechałyśmy do centrum handlowego, a tam kupiła mi zajebistą kieckę! Nie wiedzieć czemu kupiłyśmy też strój kąpielowy.
-To impreza nad basenem – wyjaśniła mi Rosjanka, gdy siedziałyśmy w kawiarence i popijały kawę.
-Zajebiście – skrzywiłam się. – Jeszcze mnie tylko ta banda mokrej nie widziała.
-Oni cię uwielbiają! – Zapewniła mnie Irina.
-Bo z nimi pije czy gram? – Roześmiałam się.
-Bo im potrafisz dogadać i nie patrzysz na nich jak na gwiazdy – upiła łyk kawy. – Jesteś dla nich kimś wielkim.
-Nie wątpię – pokiwałam głową.
-Maskotką jesteś – zachichotała.
-Maskotką? – Warknęłam. – Ikera dziś nie będzie?
-Nie,
a zadzwoniłam do Sary i powiedziałam, że nocujesz u nas – uśmiechnęła
się niewinnie. – Ja nie mam prawie żadnych koleżanek i czuje się
samotna.
-Rozumiem! – Poklepałam ją po ręku i uśmiechnęłam się
szelmowsko. Kocham ją normalnie! Może Iker by nie krzyczał, ale na bank
patrzyłby na mnie krzywo. Kolejna impreza z Ronaldo i bandą. Mam
nadzieję, że Canales przyjdzie z Cristiną. Ja przy Evie też nie będę
mogła stracić nad sobą panowania. Bardzo dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz