56. Ewenement United.

Zanim poszliśmy na przyjęcie zdążyłam się przebrać.
Olalla dała mi paczkę, która przyszła aż z Los Angeles. Okazało się, że Iker rozmawiał z Davidem Beckhamem, który był zachwycony moim cudownym odnalezieniem się. Victoria przysłała mi sukienkę ze swojej kolekcji i dodatki. W ten sposób miałam piękny strój na imprezę z Manchesterem. Co prawda nie będzie to spotkanie ze zwycięzcami, ale z wicemistrzami. Tak też nieźle.

Gdy weszliśmy do lokalu powitała nas głośna muzyka. Sergio trzymał mnie za rękę i jednocześnie próbował schować swój telefon do mojej torebki. Powiedział, że mu z nim niewygodnie, ale pewnie bał się, że w pijackim amoku go zgubi.
-Annabelle! – Ucieszył się na mój widok Ferguson. – Zapraszam – wskazał dwa wolne miejsca obok siebie. Czekał na nas?
-Witam – uśmiechnęłam się promiennie i zajęłam krzesło obok niego. Canales usiadł po mojej lewej. – Dwa miejsca? Skąd pan wiedział, że nikt więcej nie przyjdzie? – Zapytałam patrząc wprost w jego niebieskie oczy. Napawał mnie dziwnym spokojem i uczuciem, którego nie potrafiłam nazwać. Nagle poczułam, że jestem wyjątkowa i mogę zrobić wszystko. Cały świat leży u mych stóp! Ciekawe czy Cristiano też to czuł?
-Annabelle, to było do przewidzenia. Tylko młody Real Madryt cię kocha do tego stopnia – zerknął na Sergio, który rozglądał się wokoło. – Reszta nie przyjdzie na takie spotkanie, bo ma w sercu co innego.
-Zaskakuje mnie pan – uśmiechnęłam się.
-Z biegiem czasu przestanę i zrozumiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej – poklepał mnie po ramieniu. – Jesteś niesamowita tylko jeszcze o tym nie wiesz. Ja mam wprawę w odkrywaniu talentów i robieniu z nich gwiazd. O ile masz trochę oleju w głowie i samozaparcia będziesz wielka.
-Zobaczymy – mruknęłam.
Zjedliśmy kolację i ruszyłam z Sergio na parkiet.
-Lśnisz tu – pocałował mnie delikatnie w usta.
-To dzięki tobie – puściłam mu oczko.
-Można odbić? – Obok nas pojawił się facet z blondynką u boku.
-Jasne – kiwnął głową Sergio i wziął ją do tańca. Uśmiechnęłam się do stojącego naprzeciwko mnie mężczyzny.
-Jesteś jeszcze piękniejsza – wziął mnie za ręce.
-A ty nadal tak samo brzydki – zaświergotałam słodko.
-Tak samo pyskata – wyszczerzył swoje kły. – Ile się nie widzieliśmy? – Zaczęliśmy tańczyć.
-Z pięć lat? – Zastanowiłam się. – Co tam u ciebie, Wayne? Oprócz tego, że masz cudnego synka i zdradziłeś żonę – zrobiłam słodką minkę.
-Nie mogłaś tego przemilczeć, nie mogłaś! – Westchnął.
-Oczywiście, że nie – zaśmiałam się. – Jestem wredna i już.
-Ochroniarz wysłany przez Hiszpanów, Real Madryt czy coś więcej? – Wskazał na Sergio.
-Ten jedyny – spojrzałam na blondyna, który tańczył z Coleen, żoną Rooney’a.
-Byłem szczęśliwy, że nam kibicujesz – puścił mi oczko.
-A może mi teraz przedstawisz co nieco?
-Jasne – pociągnął mnie za rękę w kierunku baru. Siedziało tam kilku chłopaków, którzy podobnie jak Wayne mieli na sobie klubowe koszulki. – Ej! To jest Ana, najbardziej pyskate stworzenie świata – przedstawił mnie. – To jest Chicharito, w którego koszulce brykałaś – zaczął przedstawiać. – To są nasze bliźniaki. Fabio i Rafael. Rozróżniam ich tylko, gdy są podpisani – zaśmiał się. – A to Nani i Anderson – zakończył.
-Miło mi – uśmiechnęłam się i każdemu uścisnęłam dłoń.
-Ty jesteś tą laską, którą zaprosił Ferguson? – Zapytał Fabio.
-Tak – pokiwałam głową. – To ja. Chodzące zamieszanie.
-Skąd jesteś? – Zainteresował się Rafael.
-Z Madrytu – usiadłam sobie na barowym stołku między Nanim, a Chicharito.
-Z Realu Madryt! – Przewrócił oczami Rooney.
-Ty! – Machnęłam pięścią przed Chicharito, który wystraszony odskoczył do tyłu. – Uważaj sobie, bo zacznę cię wyzywać jak dziś Fabregasa.
-A jak? – Naniemu rozbłysły oczy.
-Od barcelońskich bękartów – mruknęłam. – Ty będziesz przybłędą z Evertonu! – Warknęłam.
-Ładny pierścionek – pochwalił Chicharito.
-Zaręczyłaś się? A ile masz lat? – Fabio chwycił moją dłoń.
-Nie i dziewiętnaście. Nie mogę mieć ładnego pierścionka bez zaręczyn? – Spytałam.
-Mój braciszek ma na tym punkcie obsesję. Miał osiemnaście lat jak się hajtnął. Barbara miała siedemnaście – wyjaśnił mi Rafael.
-Znasz Ronaldo? – Szturchnął mnie Nani.
-To nasz człowiek – Anderson puścił mi oczko.
-Naturalnie – pokiwałam głową. – To mój człowiek. Gadam z nim po portugalsku.
-Znasz portugalski? – Zapytali jednocześnie Fabio i Rafael.
-Znam. Hiszpański, portugalski, angielski, czeski i francuski – pochwaliłam się.
-Czad! – Sapnął Anderson.
-Zdolniacha z ciebie! – Nani poklepał mnie po plecach.
-Zatańczysz? – Chicharito wstał i podał mi dłoń.
-Chętnie – poszliśmy na parkiet.
-Nazywam się Javier Hernandez. Chicharito to tylko ksywka – wyjaśnił.
-Bardzo ładna – przeszłam na hiszpański. – Skąd jesteś?
-Z Meksyku – okręcił mnie. – Od roku gram dla Manchesteru.
-Jak tu jest? Nie czujesz się samotny? – Położyłam mu dłonie na ramiona i spojrzałam w oczy. Brązowe tęczówki błyszczały wesoło.
-Nie za bardzo. Mam przyjaciół, robię co kocham. Jest pięknie – uśmiechnął się. – Miło poznać dziewczynę, która jest z Realu Madryt.
-Nie gram, ale mam przyjaciół piłkarzy. Mieszkam u Casillasa, kocham dzieci Villi i Torresa, jestem chrzestną małego Ronaldo. Z Benzemą wdaje się w głupie pyskówki, ale wiem, że zawsze mogę na nim polegać.
-I coś jeszcze – wskazał coś za mną. Odwróciłam głowę. Sergio siedział na moim miejscu i rozmawiał z Fergusonem.
-Tak. Chodzę z Canalesem – uśmiechnęłam się. – Miłość dodała mi skrzydeł. Sama nie wiedziałam, że mogę tak kochać.
-Miłość taka jest – pokiwał głową.
-A ty? Masz kogoś? – Zaciekawiłam się.
-Miałem. Rozstaliśmy się. Myślałem, że to coś więcej… – Urwał. – Dobra, szkoda gadać – uśmiechnął się ślicznie.
-Ale ty fajny jesteś! – Wypaliłam spontanicznie. – Z innymi nowo poznanymi piłkarzami się kłócę, a was polubiłam od razu! Będę uwielbiać Manchester United! – Zaśmiałam się.
-Może zdecydujesz się na zamieszkanie w Manchesterze o ile trener przedstawi ci jakąś przyzwoitą propozycję. Mam nadzieję, że tak będzie.
-Będziesz moim przyjacielem, Javier. Moim aniołem stróżem. Ale teraz… – Zerknęłam za siebie. – Muszę cię przeprosić. Daj telefon – poprosiłam. Podał mi aparat, a ja wpisałam rząd cyfr. – Dzwoń. Cześć – cmoknęłam go w policzek i odeszłam do Sergio. Pociągnęłam go za rękę i wróciliśmy na parkiet. Akurat leciała wolna piosenka.
-Wiesz… – Założyłam mu ręce na szyję. – Polubiłam ich.
-Dziwne, że obyło się bez krzyków – zaśmiał się, a ja położyłam głowę na jego torsie.
-Właśnie. Javier jest taki słodziutki, Fabio i Rafael śmieszni, Nani wygadany, Anderson taki beztroski, a Rooney wredny. Do tego Ferguson, który jest mi dziwną opoką – westchnęłam.
-Może powinnaś tu zostać?
-Nie – pokręciłam głową. – United to cudowny i wielki klub, ale moje serce należy do Realu i ciebie – spojrzałam mu w oczy.
-To tak jak moje – pocałował mnie delikatnie. – Kocham cię, Annabelle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz