W środę nie poszłam do szkoły. Iker miał wolne przed meczem, więc spędziliśmy cały dzień oglądając telewizję.
Obiecałam jednak, że na mecz pójdę. Iker zakupił
mi nowe buty, zegarek i spodenki. Bluzę prawdopodobnie komuś zakosił,
bo była dla niego za mała, a na mnie za duża. Koszulkę oczywiście miałam
Canalesa.
Wszystko we mnie krzyczało i wrzeszczało o pomstę do
nieba, ale słowem się nie odezwałam. Patrząc w lustro widziałam
idealnego fana Realu Madryt. Nie dość, że wszystko było Adidasa, to
jeszcze Realu.
Ubrałam się tak wyłącznie dla Ikera. Wyłącznie!
Gdy
dotarliśmy na stadion czułam się zmęczona. Na Bernabeu o mało nie
ogłuchłam. Wrzask był nie do zniesienia. Dodatkowo nie wiedziałam, gdzie
mam iść. Miałam przepustkę V.I.P., ale co mi z niej? Trzeba się trochę
znać na stadionie, a nie pamiętałam co gdzie się znajduje.
-Cześć –
obok mnie pojawił się Sergio. Serce zaczęło walić mi jak szalone, ale
nie dałam nic po sobie poznać. Ubrany był w ciemne jeansy i klubową
koszulkę. Minę miał nie tęgą.
-Cześć. Nie grasz? – Zdziwiłam się.
-Niestety
nie. Chodź – wziął mnie za rękę. Taki zwykły gest, a mnie zrobiło się
gorąco. – Cristiano pozwolił mi usadowić się w jego loży. – Pojechaliśmy
windą. – Irina nie dojedzie, więc będziemy sami.
-Sami? – Powtórzyłam.
-Tak. Musimy pogadać.
Teraz dla odmiany zrobiło mi się zimno. O czym ja mam z nim gadać?
Usieliśmy na wygodnych fotelach. Podkuliłam nogi i patrzyłam jak trybuny się zapełniają.
-Ana?
-Co? – Mruknęłam, ale na niego nie spojrzałam. Do meczu było ponad pół godziny.
-Gadałem z Cristiną – zerknęłam na niego.
-Uuu… I jesteś cały? – Zagwizdałam.
-To nie jest śmieszne – warknął.
-Jest.
Traktuje cię jak swoje dziecko – skrzywiłam się i wytrzeszczyłam oczy. Z
windy wysiadała Cristina! O ile ona przy mnie wczoraj wyglądała jak
kopciuszek, to dziś role się odwróciły. Nie miałam już szpilek, które
wysmuklały moje nogi, a zwykłe adidasy. O przepraszam nie zwykłe, bo z
logiem Realu. Miałam ciuchy, w których się topiłam, a Cristina?
Dopasowana czarna spódnica, czarne sandałki i beżowy podkoszulek. Włosy
rozpuściła, a ja swoje spięłam w niedbały kucyk. Przecież szłam tylko na
mecz, a nie jakiś pokaz mody!
-Cześć – przywitała się.
-Cześć! – Sergio podskoczył jak oparzony. Dziewczyna usiadła obok niego.
-Pomyślałam,
że zrobię ci niespodziankę – chwyciła go za rękę, a mnie zrobiło się
niedobrze. – Przemyślałam to co mówiłeś, że się oddalamy – odwróciłam
wzrok i utkwiłam go w murawie. Po chwili wyciągnęłam z torby ikerowego
iPoda, oczywiście z logo Realu. On ma chyba jakiś problem z tymi
znaczkami. Włożyłam słuchawki i zamknęłam oczy. Nie chciałam słuchać
Sergio i Cristiny. Już z całego serca żałowałam, że tu jestem. Wolałabym
szorować gary w jakiejś knajpce niż patrzeć jak Canales godzi się ze
swoją dziewczyną!
Gwałtownie wstałam i ruszyłam do wyjścia. Nadal miałam na uszach słuchawki.
Poczułam,
że ktoś mnie ciągnie za rękę, a jak się odwróciłam zobaczyłam niezwykle
błękitne tęczówki. Gorąco uderzyło mnie w twarz.
Zdjęłam słuchawki i pytająco spojrzałam na chłopaka.
-Gdzie idziesz? Mecz się zaraz zaczyna – powiedział spokojnie.
-Zwymiotować – odpowiedziałam i wsiadłam do windy. Jednak Canales wpakował się tam ze mną.
-Ana co jest? – Spytał i przysunął się niepokojąco blisko.
-Nic, a co ma być? – Wzruszyłam ramionami.
-Widzę – pogłaskał mnie po policzku. W żołądku coś mi zawirowało.
-Łapy
przy sobie, bo dostaniesz takiego kopa, że nie będziesz mógł się
rozmnożyć – warknęłam i oparłam się plecami o ścianę. Winda się
zatrzymała, ale żadne z nas nie drgnęło.
-Annabelle – szepnął, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Czemu ten kretyn tak na mnie działa? Czemu?!
-Przestań!
– Fuknęłam. – Nie mów do mnie ani Ana, ani Annabelle. Dla ciebie jestem
po prostu Rodriguez. Łapiesz Canales? – Potraktowałam to jak pytanie
retoryczne i wyszłam. Pal licho plan, pal licho wszystko!
Wyszłam ze
stadionu, wsiadłam do metra i pojechałam na dzielnicę. Było mi głupio
wędrować w stroju Realu, ale rozebrać też się nie mogłam!
Na placu zabaw jak zawsze siedziała moja paczka.
-Siemka wszystkim! – Przywitałam się.
-Ana! – Ucieszyła się Rene. – Miło cię znowu widzieć! – Wyściskała mnie.
-Wiesz, wolę jak masz na sobie dresy niż te szmaty – skrzywił się Dani.
-Uwierz, że ja też – usiadłam jak zwykle na huśtawce. – Ale tym razem dałam w długą z meczu.
-Real
przeciwko Barcelonie? Jak mogłaś! – Wrzasnął Hugo. Jako jedyny z naszej
paczki interesował się piłką nożną w stopniu zaawansowanym. Był głośnym
i gorliwym kibicem. Dodatkowo się z tym nie krył.
-Mogłam –
westchnęłam i zamknęłam oczy. Jednak, gdy to zrobiłam ujrzałam
niebieskie oczy, blond włosy i piękne usta, rozciągnięte w uśmiechu.
Otworzyłam oczy tak gwałtownie, że aż spadłam z huśtawki.
-Ana! – Dani pomógł mi wstać. – Ty się dobrze czujesz? – Spojrzał na mnie z troską.
-Nigdy
nie było gorzej – powiedziałam szczerze. Stratę rodziców przeżyłam,
musiałam iść dalej. Odejście ciotki… Nawet mnie nie ruszało. Ale teraz?
Teraz boli jak cholera.
-Co jest? – Rene pogłaskała mnie po włosach.
-Nic – pokręciłam głową. – Nic – westchnęłam. – To co będziemy dziś robić? – spytałam i się uśmiechnęłam.
-A co chcesz? – spojrzałam na Daniego, którego oczy błyszczały figlarnie.
-Wszystko!
– wzięłam go za rękę i pocałowałam w policzek. Nigdy go nie kochałam
jak kocha się swojego chłopaka. Owszem nasze relacje można było nazwać
związkiem, ale dla mnie nie poważnym. Nie czułam przy nim nic
specjalnego, oprócz pociągu fizycznego. Dani jest niezwykle przystojnym
chłopakiem. Starszy ode, duży, dający poczucie bezpieczeństwa. Czego jak
czego, ale bezpieczeństwa przez te trzy lata potrzebowałam najbardziej.
Gdy zadzwonił mój telefon, a na wyświetlaczu zobaczyłam twarz Sergio westchnęłam ciężko.
-Słucham? – Odebrałam.
~Gdzie jesteś? Mecz się skończył i Iker zaczął się za tobą rozglądać – powiedział. Serce zabiło mi jak szalone, gdy usłyszałam jego głos.
-Wymyśl coś. Pewnie wrócę rano – odparłam lekkim tonem.
~Ana! Iker nas zabije! Miałem cię pilnować.
-Kupię ci ładny wieniec na grób i nawet podam chusteczkę Cristinie – syknęłam.
~Nie denerwuj mnie! W tej chwili masz być na stadionie!
-Nie jesteś upoważniony do rozkazywania mi! Jestem pełnoletnia i zrobię sobie co zechcę! – Wkurzyłam się.
~Nie dopuszczę, żeby coś ci się stało. Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.
-Zajmij
się lepiej reperowaniem swojego cudownego związku, ze swoją wspaniałą
panią, która zrobiła ci wielką łaskę i przyszła na mecz! – Wrzasnęłam.
Nikt nie skomentował mojego krzyku. Widziałam tylko jak Hugo szepce coś
do Rene.
~Ty nawet na meczu nie zostałaś - odciął się.
-Canales!
– Warknęłam. – Gówno obchodzi mnie twój związek, twój klub, twój mecz,
czy ty. Więc bujaj się! – Rozłączyłam się. Cała się w środku gotowałam i
chciało mi się płakać. Każde moje słowo było ogromnym kłamstwem, ale
nie mogłam powiedzieć prawdy. Miałam nic nie robić i czekać na jego
ruch. Niestety, sama zadziałałam.
-Wszystko dobrze? – Spytał Dani.
-Tak
– przytuliłam się do niego. Oddałabym wszystko, żeby teraz być w innych
ramionach. – Pewnie – pokiwałam głową. Muszę coś zrobić, żeby zapomnieć
o tych niebieskich oczach… Zapomnieć chociaż na jedną noc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz