37. Nieprzewidywalny Canales.

Wypiłam kolejną Pepsi i specjalnie rzuciłam puszkę w Pique. Chłopak zerknął na mnie groźnie, ale nie skomentował mojego zachowania.
-Blaugrana! – Darł się jak opętany Bojan. Nie był w tym osamotniony. Gdy tłum na ulicy pokapował się, że są z nimi dwaj piłkarze… Masa. – BARCA!!!
-Ja was pierdolę! – Wrzasnęłam. Zdawałam sobie, że co jakiś czasem jestem pokazywana w telewizji. Te dwa pajace mi to zapewnili.
W pewnym momencie w tłumie dostrzegłam znajomą blond głowę. Canales? Canales w Barcelonie?! Chce umrzeć? Co z tego, że nie gra za często. Real to Real!
-Real to ścierwo! – Wrzasnął ktoś. Zagotowało się we mnie, ale mój instynkt samozachowawczy zwyciężył. Zginęłabym na miejscu, a Pique by się jeszcze cieszył. Nie dam mu tej satysfakcji!
-Bojan, długo będziemy tu tak stać? – Szarpnęłam chłopaka. – Boli mnie głowa od tych wrzasków!
-Oj cicho! Bawimy się! – Ryknął.
-Ty sobie w kulki lecisz! – Wzięłam się pod boki. – Poskarżę się Villi i zobaczysz!
-Villa ma cię teraz w dupie! – Zapiał Pique. Machnęłam pięścią, ale ktoś złapał moją dłoń i tylko dlatego ta małpa nie dostała. Co z tego, że jest wysoki? W nos bym dosięgła!
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ktoś nadal trzyma mój nadgarstek. Serce zaczęło mi walić jak szalone, bo znałam tylko jedną osobę z tak rewelacyjnym refleksem.
Spojrzałam w bok i mój wzrok zatrzymał się na błękitnych tęczówkach. Uśmiechnęłam się szeroko, a on odwzajemnił gest.
-Jestem – przyciągnął mnie do siebie. Objęłam go ramionami za szyję i wtuliłam w niego z ufnością.
-Sergio – szepnęłam z radością.
-Uświadomiłem sobie coś cholernie ważnego. – Odsunął się trochę i spojrzał mi w oczy. Już nie przeszkadzał mi ten wrzeszczący tłum, wkurwiający mnie Pique. Nic. – Wyjechałaś i zdałem sobie sprawę, że jestem sensem mojego życia. Nie zniosę już myśli, że jesteś wolna i balujesz z jakimś pajacem – zerknął na Pique. – Chcę żebyś była tylko i wyłącznie moja. – Roześmiałam się radośnie i wpiłam w jego usta. To był najwspanialszy pocałunek w moim życiu. Pełen uczucia. Gdy czułam jego gorące wargi na swoich świat się zatrzymał i nic nie miało znaczenia. Nic.
-Ja też chcę, żebyś był tylko mój – przylgnęłam do niego. – W końcu to z siebie wydusiłeś, Canales!
-W końcu dotarło do mnie, że to prawda. Zawładnęłaś mną tego pierwszego dnia!
-A ja chciałam cię zabić! – Zaśmiałam się.
-Czekaj… – Spojrzał na zegarek. – Dziś mijają dokładnie cztery tygodnie.
-Czujesz to? – Położyłam mu dłoń na sercu.
-Co? – Uśmiechnął się słodko.
-Szczęście – cmoknęłam go w usta. – Bojan, ja spadam – szturchnęłam bruneta.
-Villa mnie zabije jak się zgubisz! – Wrzasnął i nagle się mną zainteresował. – O, cześć Canales! – Podał dłoń Sergio. – A Ana nie chciała o tobie gadać i groziła mi szpitalem! – Roześmiał się.
-Ona ciągle komuś grozi – wtrącił się Pique.
-Ty mnie nie denerwuj! – Warknęłam i zmierzyłam go morderczym spojrzeniem. Gdyby nie to, że przytulałam się do Sergio znowu bym spróbowała mu dowalić.
-Annabelle tak ma – uśmiechnął się Canales. – Dobra, my spadamy – puścił mnie i chwycił za ręce, jakby spodziewał się, że planuję zamach na Pique.
-Dokąd? – Zdziwił się Bojan.
-Do Madrytu. Nara – wszedł w tłum, a ja za nim. Gdy wyszliśmy z tego zbiegowiska mogłam w końcu odetchnąć.
-Serio do Madrytu? – Zmarszczyłam czoło.
-Pewnie, że nie – roześmiał się. – Wolałabyś, żebym powiedział prawdę? Miałabyś teraz na karku Bojana i Pique. Coś ty taka cięta na Gerarda? – Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy ulicą.
-To za to, że powiedział, że wygrają naszą ligę. Katalończyk zafajdany – warknęłam.
-Sam jestem Kantabryjczykiem – uśmiechnął się szeroko.
-Czy ty chcesz mnie zdenerwować do reszty? – Syknęłam.
-Chcę cię rozkochać do reszty! – Wpił się w moje usta. Ujęłam jego twarz w dłonie i z pieczołowitością oddawałam każdy pocałunek.
-Bardziej się nie da – szepnęłam, gdy się odsunął.
-Nie? Jesteś pewna? – Oczy mu rozbłysły, a mnie po plecach przeszedł przyjemny dreszcz.
-Nie – zaśmiałam się. – Z tobą to nic nie wiadomo, Canales!
-Żebyś wiedziała. To co? Idziemy na spacer czy gdzieś jedziemy?
-Jedziemy do Villi. Chce mi się spać.
-Adres?
-Czekaj – wyjęłam z kieszeni telefon, ale niestety mi zdechł. – Bateria padła – westchnęłam. – Dawaj swój to zadzwonię do Ikera.
-Mam go w samochodzie – rozejrzał się. Wtedy po raz pierwszy w życiu wyczułam kłopoty.
-A gdzie samochód? – Spytałam słodkim głosem.
-Wypożyczyłem takie fajne, czarne BMW – nadal się rozglądał.
-I co? Dostało nóg i uciekło? – Fuknęłam i zrobiłam krok do tyłu. – Gdzie je zostawiłeś?
-To jest właśnie pytanie – podrapał się po głowie.
-Z tobą serio nic nie wiadomo! Co jeszcze inteligentnie zostawiłeś w aucie?
-Cristiano mówił, że najbezpieczniej nic ze sobą nie brać. To w końcu Barca! – Skrzywił się.
-Zajebie szmaciarza jak tylko dotrę… O sorry! O ile dotrę kiedykolwiek do Madrytu! – Zironizowałam.
-Ana, nic się przecież nie stało – uśmiechnął się delikatnie. – Zaraz znajdziemy auto.
-Jak tak dalej pójdzie to nie będziemy świętować żadnej rocznicy, bo ja jej po prostu nie dożyję! – Warknęłam.
-Czekaj! Jesteśmy razem od pół godziny! – Powiedział zadowolony.
-Ty mnie Canales nie wkurwiaj tylko szukaj tego cholernego samochodu! – Tupnęłam nogą. – Mamy nocować na ulicy? Ja już to przerabiałam i pobudka wcale nie jest przyjemna!
-Annabelle – objął mnie i uśmiechnął się uroczo. – Jesteśmy w Barcelonie. Daj się porwać miastu, zapomnij się.
-Jak mam się zapomnieć jak nie wiem czy do… – Zamknął mi usta pocałunkiem. Przylgnęłam do niego i strach gdzieś uleciał.
-Jesteś ze mną. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Zawsze, gdy jesteś w sytuacji podbramkowej próbujesz wymyślić plan B. Dziś nie myśl. Żyj!
-Oszalałeś! – Roześmiałam się.
-Jutro na pewno dostaniemy się na Camp Nou, a tam nam powiedzą jak dotrzeć do Villi – puścił mi oczko.
-Albo wcześniej znajdziemy samochód – mruknęłam. – Albo Daniego! – Wyszczerzyłam się na widok kumpla.
-Nie – jęknął Sergio.
-Dani! – Wyrwałam się blondynowi i popędziłam do bruneta. – Co ty tu robisz? – Uśmiechnęłam się.
-Ana! Ja? Pracuję, a ty? – Zdziwił się.
-Rozrywam się w Barcelonie – wzruszyłam ramionami. – Pracujesz tu? Pierwsze słyszę.
-To zastępstwo za kumpla. W poniedziałek jestem z powrotem w Madrycie. Znowu on? – Zerknął na Sergio.
-Właśnie! – Chwyciłam Canalesa za rękę. – Dani, poznaj mojego chłopaka! – Powiedziałam radośnie. – Sergio to… – Urwałam i dotarło do mnie co zrobiłam. Były i obecny chłopak. Czad!
-Dani Ander.
-Sergio Canales – uścisnęli sobie ręce.
-Dani, mógłbyś mi na sekundkę pożyczyć telefon?
-Jasne – podał mi aparat, a ja szybko wybrałam numer Ikera.
~Słucham? – Odebrała Sara.
-Cześć tu Ana! Możesz mi podać adres Davida? Jestem tak genialna, że się zgubiłam, telefon mi padł, a pomysłowy Canales zostawił wszystko w samochodzie, który też się zgubił! – Wytrajkotałam.
~Spoko. Czekaj, czekaj… Sergio tam jest?
-Tak – odeszłam kilka kroków. – Wszystko skończyło się super i teraz mam chłopaka! – Zapiszczałam.
~Gratuluję! Tak się cieszę!
-Ty nie masz pojęcia jak ja się cieszę – roześmiałam się. – Tak więc, możesz to rozgłosić całemu światu!
~Dobra. Mówię adres. Zapamiętasz?
-Pewnie – wróciłam do chłopaków. Sara podała mi adres i się rozłączyłam. – Wielkie dzięki – oddałam Daniemu telefon.
-Nie ma sprawy.
-Wiesz… – Zamyślił się Sergio. – Gdzieś tu zostawiłem auto chyba… Nie ruszaj się stąd! – Pobiegł przed siebie. Ja z nim oszaleję. Spojrzałam na Daniego. Nie mam wyjścia. Muszę poczekać na mojego księcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz