W sobotę z rana Iker
popędził na spotkanie z trenerem, a Sara do pracy. Ja jestem bardzo
ciekawa jak oni mają zamiar się rozmnożyć i wychować dzieci skoro
wiecznie ich nie ma. Mnie tam to nie przeszkadza. Udusiłabym się jakby
ciągle nade mną skakali. Wystarczy mi myśl, że tam gdzieś są.
Dochodziła dziewiąta, gdy zaczął dzwonić mój telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam mordę Ronaldo.
-Czego? Dziś sobota. Normalni ludzie o tej porze śpią! – Fuknęłam.
~Cieszę się, że nie należysz do tych normalnych i odbierasz - roześmiał się.
-Grabisz sobie ty kupko żelu! – Usiadłam i oparłam się plecami o ścianę.
~Ty się tam tak nie bulwersuj, bo ci się zmarszczki porobią. Jest sprawa.
-Nie mam czasu na twoje sprawy. Muszę zająć się swoimi zmarszczkami.
~Pojedziesz do Carvalho i zrobicie u niego bibę. Będziemy tak koło 3 w nocy.
-Normalni ludzie o tej porze śpią. – Zajęłam się oglądaniem swoich paznokci.
~Ale ty nie jesteś normalna! Normalni ludzie długo by z nami nie wytrzymali, a tym bardziej nie zakochali się w piłkarzu! - Zachichotał.
-Nie omieszkam wspomnieć o tym Irinie – warknęłam.
~Irina o tym wie. Zaraz ci prześlę adresik i pomkniesz.
-Bujaj się cwelu!
~Kotek pamiętaj o zmarszczkach - rozłączył się.
-Ty kurwo portugalska – wymruczałam pod nosem i poszłam wziąć prysznic.
Pojechałam do Carvalho, ale on był raczej nieprzytomny. Siedział z
nosem w laptopie i czytał doniesienia w sprawie meczu. Gdy ja zamawiałam
żarcie i alkohol, płacąc oczywiście jego kartą, on jak zaczarowany
wpatrywał się w monitor. Gdy ja grałam na PlayStation, on nawet nie
drgnął.
Wybudził się dopiero przed dwudziestą drugą. Wziął ze sobą
kilka piw i zasiadł przez telewizorem. Tak właśnie obejrzałam z nim
mecz. Nie mogłam zrobić nic innego, bo darł mordę jak jakiś opętaniec.
Na całe osiedle! Czy każdy piłkarz Realu Madryt ma coś z psychiką?
Zaraz, zapomniałam o Torresie i Villi. Każdy piłkarz ma coś z psychiką.
Nawet Iker. O Canalesie nie wspomnę, bo to skrajny przypadek szaleństwa.
Po wygranym meczu zasnęłam na kanapie. Carvalho znowu wpatrywał się w monitor laptopa.
Obudził mnie
nieludzki wrzask. Wrzask jakby z otchłani piekieł, gdzie swego czasu
chciałam się znaleźć byle nie spotkać się twarzą twarz z Canalesem. Już
nie chcę tam trafić. Chyba, że w jakiejś komorze dźwiękoszczelnej.
Wstałam i przeciągnęłam się. Za w czasu pomyślałam i ubrałam się iście sportowo.
Czarne spodnie, czarna bluzka, czarna bluza, czarne buty i czarna
torba. Zegarek naturalnie też, ale dziś wzięłam inny. Jak zawsze stałam
się chodzącą reklamą Adidasa.
-ANA!!! – Ryknęło coś. Konkretnie to biała, pijana masa wpadła do domu. Ronaldo dopadł mnie pierwszy.
-Babciu widziałaś? Widziałaś! – Przytulił się do mnie i zaczął skakać. – Cztery gole! – Zapiał.
-Gratuluję! – Roześmiałam się. – Widziałam!
-Ana! – Iker zrobił wielkie oczy. – Oglądałaś mecz?!
-To wszystko przez niego! – Wskazałam na Carvalho. – Darł się jak opętany!
-Cuda, cuda, cuda- wianki! – Zanucił coś dziwnego Marcelo.
-Buzi
dla mnie! – Sergio rozłożył ręce i chciał mnie przytulić, ale Cristiano
zgrabnie się okręcił popychając Marcelo i ten właśnie wpadł w ramiona
blondyna.
-Koteczku – wymruczał Marcelo, a Sergio zaczął krzyczeć i się wyrywać.
-Cisza! – Zamachał rękami Benzema. – Villa idzie!
-Wszyscy na pozycje! – Wyprostował się Marcelo.
-Wróg na pierwszej! – Zawołał po portugalsku Cristiano i natychmiast mnie puścił.
David
podszedł do nas z jakimś chłopakiem i rozradowanym Torresem, który
sączył piwo przez słomkę. Tak, słomkę z masą zawijasów i zabawnym
dyndającym serduszkiem. Serduszko miało narysowaną minkę, która
wyglądała identycznie jak ta ma mordzie Nando.
-Cześć – uśmiechnął się David. – Chcę wam przedstawić Bojana. – Poklepał chłopaka po plecach.
-No,
Bojana. – Pokiwał głową Torres niczym piesek w samochodach. Zapomniał,
że powinien przestać. Na szczęście Villa pamiętał. Strzelił go w łeb aż
huknęło! Nando wyszczerzył się jeszcze bardziej i nie przejął się, że na
czole ma czerwony ślad.
-Siema, jestem Ana – przywitałam się z
Bojanem. Dyplomatycznie przemilczałam fakt, że już z nim rozmawiałam.
Chciałam już palnąć, że to kumpel Sergio, ale okazało się, że Canales i
reszta Realu Madryt mają zdolności teleportacji. Po prostu zniknęli.
Stałam sama w towarzystwie napitego w trzy dupy Torresa, podjaranego nie
wiadomo czym Villi i uśmiechniętego Bojana.
-Bojan to nowe pokolenie FC Barcelony – powiedział zadowolony Villa. Kto by pomyślał, że po niecałym sezonie tak się zasymiluje.
-No
– machnęłam ręką. – A co tam u Zaidki i Olayi? – Zapytałam o coś co
naprawdę mnie interesuje. Mogłam spytać Torresa o Norę i Leo, ale kto
wie, czy zajarzyłby, że to jego dzieci?
-Dobrze – kiwnął głową. – Bojan świetnie gra w piłkę – mówił dalej. Westchnęłam.
-Spoko.
A co u Pati? – To interesuje mnie mniej, bo Patricia nigdy Olallą nie
będzie. Oli znam praktycznie od zawsze, a Pati od kilku lat. Nie
jesteśmy tak zżyte.
-Kogo? – Villa zmarszczył czoło. Tego jeszcze nie było!
-Twoja
żona ty barcelońska kaleko! Posuwasz ją ile wlezie, gdy masz chcice! –
Fuknęłam. David spojrzał na mnie zbulwersowany, a Torres prychnął
śmiechem. Bojan zasłonił usta dłonią. – Ale skąd ty masz wiedzieć kiedy
pytam o żonę jak myślisz tylko o tym jak zeswatać mnie z Bojanem?! –
Wzięłam się pod boki. – Zakoduj sobie w tej brodatej główce, że nie
szukam chłopaka. A jak sama będę mieć chcice to na pewno jakiś się
znajdzie, żeby mnie zaliczyć!
-Chcice – zachichotał Torres. Spojrzałam na niego i roześmiałam się wesoło.
-Kocham cię Villa, ale nie przeginaj pały – puściłam mu oczko i odeszłam. Torres nadal się śmiał jak opętaniec.
Udałam
się do kuchni, gdzie przebywali moi uciekinierzy. Cristiano siedział na
krześle przy stole a głowę położył na blacie. Sączył piwo przez
identyczną słomkę jak Torres, ale zamiast serduszka miał słonika. Iker
stał przy lodówce i machał łapami jak wiatrak. Z wielkim przejęciem
opowiadał coś Benzemie, który chyba przykleił się do swojej butelki, bo
nie odrywał od niej ust.
-Może zamiast tu dozdychiwać to pójdziecie
napić Villę? – Zaproponowałam. Cristiano nawet na mnie nie spojrzał, a
siedzący obok niego Sergio się skulił.
-Dobra – pokiwał głową Iker. Otworzył piwo, wylał trochę do zlewu i dolał wódki. – Przypomnę Davidowi czasy Euro i Mundialu.
-Tylko uważaj na Torresa – uśmiechnęłam się. – On sobie doskonale radzi.
-Torres podróżuje z nami od Sevilli – odezwał się Benzema.
-Pił z każdym z drużyny – zaśmiał się Sergio. – Nawet ze mną! – Wypiął dumnie pierś.
-Szok
normalnie. Dobra dajesz Iker – wypchnęłam go z kuchni. Na efekty nie
trzeba było długo czekać. Chwilę później przyszedł do nas Bojan. Podał
Sergio rękę i usiadł obok niego. Zaczęli pić.
Wyjrzałam do salonu.
David śpiewał coś z Ikerem i Nando. Chociaż ten ostatni miał z tym
wielkie problemy. Biedactwo będzie miał takiego kaca, że mu się żyć
odechce.
-Sergio – stanęłam za blondynem. Spojrzał na mnie z
uśmiechem. Podałam mu rękę. Chwycił ją i wstał. – Miałeś się starać –
objęłam go ramionami za szyję.
-Pamiętam – pocałował mnie krótko. W brzuchu wybuchły mi fajerwerki.
-Coś słabo – uśmiechnęłam się szeroko.
-Słabo?! – Zaczął mnie łaskotać.
-Żartowałam! – Piszczałam. Wziął mnie na ręce i przeszedł wśród tłumu na górę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz