2. Szczęśliwy traf.

Obudziłam się, bo było mi strasznie zimno. Usiadłam i zaczęłam pocierać ramiona. Musiałam coś wymyślić. Nie mogłam się poddać. Ja się nie poddaję! Nie załamałam się po stracie rodziców, więc i teraz nie. Będzie mi lepiej bez wiecznie pijanej ciotki.
Tylko kto normalny zechce pomóc komuś takiemu jak ja?
Wstałam z tej nieszczęsnej ławki i wsiadłam na rower. Zamyślona ruszyłam ulicą.
Ana, skup się! Wymyśl coś!
Nagle usłyszałam klakson samochodu i zatrzymałam się gwałtownie. Przed sobą miałam czarne, terenowe auto.
-O ja pierdolę! – Syknęłam. Jeszcze trochę, to serio bym wpadła pod samochód jakiegoś bogacza.
-Nic ci nie jest? – Wozu wyskoczył przystojny brunet. Miał sympatyczne brązowe oczy i wydawał mi się taki znajomy…
-Nie – mruknęłam. – Przepraszam pana za kłopot. Zagapiłam się. – Uśmiechnęłam się delikatnie i chciałam odjechać, ale złapał mnie za rękę.
-Czy my się nie znamy? – Spytał. Przyjrzałam mu się uważnie. Nie kojarzył mi się z moimi ulicami, tylko z tym dobrym życiem, z rodzicami… Wiem!
-Iker? Iker Casillas? – Uśmiechnęłam się szeroko.
-Tak – pokiwał głową i się cofnął. – Poznajesz – burknął i chciał się wycofać do samochodu. Czy ja wyglądam na szaloną fankę Realu Madryt? Małe blond stworzonko na rowerze?
-Chwila! – Rzuciłam rower. – Nie wal głupa! Nie poznajesz mnie? Ja miałam chwilowe zaćmienie, ale poznaje! – Podbiegłam do niego.
-Przepraszam, ale nie – rozłożył bezradnie ręce.
-W sumie to było tak dawno – pokiwałam głową. – Bardziej przyjaźniłam się z Unaim, ale Iker! – Zaśmiałam się nerwowo. Nie mogłam stracić tego błysku słońca, tchnienia dawnego, szczęśliwego życia.
-Ana! – Złapał mnie za ramiona. – Annabelle Rodriguez! – Roześmiał się. – Aleś ty wyrosła! Nie widzieliśmy się tak dawno, gdzie byłaś? Co się z tobą działo? Próbowałem cię odszukać po śmierci twoich rodziców, ale zapadłaś się pod ziemię! Wsiadaj! – Wskazał mi drzwi, a sam załadował mój rower do bagażnika.
-Nie śpieszysz się? – Mruknęłam i wsiadłam do samochodu. Dziwnie mi było z takim zainteresowaniem. Zazwyczaj nikogo nie obchodziłam.
-Jadę na trening, ale pogadamy po drodze. Nie wypuszczę cię z rąk! – Wsiadł i pogłaskał mnie po policzku. – Słucham – ruszył.
-Mieszkałam u ciotki. W takiej dzielnicy, że nie chciałbyś wiedzieć. – Machnęłam ręką.
-A co tu robisz? Wiesz, że taka śliczna dziewczyna nie powinna się szwendać sama po mieście? – Uśmiechnął się do mnie ciepło. Zrobiło mi się tak błogo. Taki niewinny gest, a od razu chce się żyć.
-Wiem – wyjęłam zza paska sztylet i położyłam go przed sobą. Zerknęłam na niego niepewnie.
-Ana, Ana… – Westchnął. – Ciężko było? – Pytanie zawisło w powietrzu.
-Czasami. Przyzwyczaiłam się. Bywały gorsze i lepsze dni. Jak ciotka była w ciągu, miałam spokój – powiedziałam. Co mam mu teraz streszczać trzy lata? Nie za ciekawe, trzeba przyznać.
-Piła? Ana! – Syknął. – Co ci powtarzałem miliardy razy? Jak masz problem to dawaj do mnie! Wymyśliłbym coś lepszego, niż ciotka alkoholiczka! – Przejechał dłonią po twarzy.
-Masz szansę – skrzywiłam się. – Ciotka zniknęła. Nie ma jej. Z domu zabrała wszystko. Podejrzewam, że teraz może być w każdym mieście w kraju. – Iker ciężko westchnął.
-Oszczędności?
-15 euro, rower, torba, kilka zeszytów, długopis, telefon… – Zaczęłam wyliczać co mam. – Załatwisz mi jakąś pracę? – Spojrzałam na niego z nadzieją.
-19 lat, żadnej szkoły… – Mruknął. – Co umiesz?
-W sumie to nic – podrapałam się po głowie. – Robiłam różne rzeczy, wiesz ciotka nie dawała mi na nic kasy. Mogę nawet szorować kible!
-Nie, spokojnie – roześmiał się. – Tak źle nie będzie. Coś wymyślimy. Tyle razy ratowałaś tyłek Unaia, że w końcu muszę spłacić rachunek.
-Ty? – Zdziwiłam się. Za mnie tam nikt nie płacił.
-Tak maleńka. Widzę, że zapomniałaś wielu rzeczy. Teraz już cię nie wypuszczę.
-Wypuścisz – szepnęłam.
-Ana! – Zaparkował. – Posłuchaj mnie uważnie! – Pochylił się do mnie i chwycił mnie za ręce. – Wychowałem cię. Twoja mama przyprowadzała cię do nas od małego. Znamy się. Pomogę ci, a ty nie będziesz uciekać ani protestować. Tak robią przyjaciele. Mam możliwości, więc to nie będzie żaden problem.
-Przestań! – Prychnęłam. – Nie mam zamiaru być twoją utrzymanką! Za kogo ty mnie masz?! – Wyrwałam ręce.
-Za zagubioną dziewczynę, której jedyną perspektywą jest schronisko dla bezdomnych! – Jego brązowe oczy ciskały gromy. Niech on się zacznie leczyć na nogi, bo na głowę to już za późno!
-I co? Kogo to obchodzi?! – Wyskoczyłam z auta i zaczęłam uciekać.
-Sergio! – Krzyczał za mną Iker – Łap ją! – Zanim się zorientowałam leżałam na trawie, przygnieciona jakiś kosmicznym ciężarem. Sapnęłam i poczułam jak ręka pulsuje mi z bólu. Mogłam więcej chodzić pieszo i biegać, a nie tylko rower i rower.
-Kurwa mać! – Warknęłam. – Co jest? – Jęknęłam i po chwili już stałam na nogach. Ręka bolała jeszcze bardziej. – Ty dupku jeden! – Sięgnęłam za pasek, ale mojego nożyka nie było. Rozejrzałam się bezradnie i dostrzegłam Ikera, który wpatrywał się we mnie spokojnie. Obok niego stał ów ktoś, który mnie uszkodził. Był trochę mniejszy od bruneta i sporo młodszy. Gdyby nie to, że przez niego bolała mnie ręka pewnie bym go polubiła. Miał taką sympatyczna, szczerą twarz. Blond włosy rozwiewał mu wiatr, a niebieskie oczy wpatrywały się we mnie zaciekawione. Na sam jego widok coś przekręciło mi się w żołądku. Nawet na chwilę straciłam swoją pewność siebie i zaniemówiłam.
-Boli? – Iker objął mnie ramieniem.
-Było jeszcze za mną psa gończego wysłać! – Fuknęłam. – Nie dość, że by mnie złapał, to jeszcze pogryzł!
-Rozważę to w przyszłości – roześmiał się.
-Przepraszam – mruknął chłopak. – Myślałem, że coś ukradłaś i jakoś tak… – Wzruszył ramionami.
-Jak ja ci zaraz ukradnę! – machnęłam przed sobą zdrową ręką, ale skubany miał refleks. Uchylił się w ostatniej chwili! – Więcej już nie myśl, bo słabo ci wychodzi!
-Ana to Sergio, Sergio to Ana – powiedział Iker i odciągnął mnie na bezpieczną odległość. – Ana to moja… – Zawahał się. – Kuzynka! – Dokończył uszczęśliwiony. Zajebiście. Teraz już jestem kuzynką Casillasa!
-A nie żadna złodziejka, pajacu ty! – Warknęłam. Mogłabym zamordować tą gnidę, gdyby tylko Iker mnie nie trzymał.
-Pójdziemy teraz do lekarza to cię obejrzy. – Powiedział do mnie. Dopiero wtedy się rozejrzałam. Byliśmy na parkingu pod Santiago Bernabeu. Pięknie, zajebiście! Banda piłkarzy, pajac, który chciał mnie wdusić w ziemię i Iker. Czy mogłam trafić lepiej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz