Obudziłam
się, bo było mi strasznie zimno. Usiadłam i zaczęłam pocierać ramiona.
Musiałam coś wymyślić. Nie mogłam się poddać. Ja się nie poddaję! Nie
załamałam się po stracie rodziców, więc i teraz nie. Będzie mi lepiej
bez wiecznie pijanej ciotki.
Tylko kto normalny zechce pomóc komuś takiemu jak ja?
Wstałam z tej nieszczęsnej ławki i wsiadłam na rower. Zamyślona ruszyłam ulicą.
Ana, skup się! Wymyśl coś!
Nagle usłyszałam klakson samochodu i zatrzymałam się gwałtownie. Przed sobą miałam czarne, terenowe auto.
-O ja pierdolę! – Syknęłam. Jeszcze trochę, to serio bym wpadła pod samochód jakiegoś bogacza.
-Nic ci nie jest? – Wozu wyskoczył przystojny brunet. Miał sympatyczne brązowe oczy i wydawał mi się taki znajomy…
-Nie
– mruknęłam. – Przepraszam pana za kłopot. Zagapiłam się. –
Uśmiechnęłam się delikatnie i chciałam odjechać, ale złapał mnie za
rękę.
-Czy my się nie znamy? – Spytał. Przyjrzałam mu się uważnie.
Nie kojarzył mi się z moimi ulicami, tylko z tym dobrym życiem, z
rodzicami… Wiem!
-Iker? Iker Casillas? – Uśmiechnęłam się szeroko.
-Tak
– pokiwał głową i się cofnął. – Poznajesz – burknął i chciał się
wycofać do samochodu. Czy ja wyglądam na szaloną fankę Realu Madryt?
Małe blond stworzonko na rowerze?
-Chwila! – Rzuciłam rower. – Nie
wal głupa! Nie poznajesz mnie? Ja miałam chwilowe zaćmienie, ale
poznaje! – Podbiegłam do niego.
-Przepraszam, ale nie – rozłożył bezradnie ręce.
-W
sumie to było tak dawno – pokiwałam głową. – Bardziej przyjaźniłam się z
Unaim, ale Iker! – Zaśmiałam się nerwowo. Nie mogłam stracić tego
błysku słońca, tchnienia dawnego, szczęśliwego życia.
-Ana! – Złapał
mnie za ramiona. – Annabelle Rodriguez! – Roześmiał się. – Aleś ty
wyrosła! Nie widzieliśmy się tak dawno, gdzie byłaś? Co się z tobą
działo? Próbowałem cię odszukać po śmierci twoich rodziców, ale zapadłaś
się pod ziemię! Wsiadaj! – Wskazał mi drzwi, a sam załadował mój rower
do bagażnika.
-Nie śpieszysz się? – Mruknęłam i wsiadłam do
samochodu. Dziwnie mi było z takim zainteresowaniem. Zazwyczaj nikogo
nie obchodziłam.
-Jadę na trening, ale pogadamy po drodze. Nie wypuszczę cię z rąk! – Wsiadł i pogłaskał mnie po policzku. – Słucham – ruszył.
-Mieszkałam u ciotki. W takiej dzielnicy, że nie chciałbyś wiedzieć. – Machnęłam ręką.
-A
co tu robisz? Wiesz, że taka śliczna dziewczyna nie powinna się
szwendać sama po mieście? – Uśmiechnął się do mnie ciepło. Zrobiło mi
się tak błogo. Taki niewinny gest, a od razu chce się żyć.
-Wiem – wyjęłam zza paska sztylet i położyłam go przed sobą. Zerknęłam na niego niepewnie.
-Ana, Ana… – Westchnął. – Ciężko było? – Pytanie zawisło w powietrzu.
-Czasami.
Przyzwyczaiłam się. Bywały gorsze i lepsze dni. Jak ciotka była w
ciągu, miałam spokój – powiedziałam. Co mam mu teraz streszczać trzy
lata? Nie za ciekawe, trzeba przyznać.
-Piła? Ana! – Syknął. – Co ci
powtarzałem miliardy razy? Jak masz problem to dawaj do mnie!
Wymyśliłbym coś lepszego, niż ciotka alkoholiczka! – Przejechał dłonią
po twarzy.
-Masz szansę – skrzywiłam się. – Ciotka zniknęła. Nie ma
jej. Z domu zabrała wszystko. Podejrzewam, że teraz może być w każdym
mieście w kraju. – Iker ciężko westchnął.
-Oszczędności?
-15 euro,
rower, torba, kilka zeszytów, długopis, telefon… – Zaczęłam wyliczać co
mam. – Załatwisz mi jakąś pracę? – Spojrzałam na niego z nadzieją.
-19 lat, żadnej szkoły… – Mruknął. – Co umiesz?
-W
sumie to nic – podrapałam się po głowie. – Robiłam różne rzeczy, wiesz
ciotka nie dawała mi na nic kasy. Mogę nawet szorować kible!
-Nie,
spokojnie – roześmiał się. – Tak źle nie będzie. Coś wymyślimy. Tyle
razy ratowałaś tyłek Unaia, że w końcu muszę spłacić rachunek.
-Ty? – Zdziwiłam się. Za mnie tam nikt nie płacił.
-Tak maleńka. Widzę, że zapomniałaś wielu rzeczy. Teraz już cię nie wypuszczę.
-Wypuścisz – szepnęłam.
-Ana!
– Zaparkował. – Posłuchaj mnie uważnie! – Pochylił się do mnie i
chwycił mnie za ręce. – Wychowałem cię. Twoja mama przyprowadzała cię do
nas od małego. Znamy się. Pomogę ci, a ty nie będziesz uciekać ani
protestować. Tak robią przyjaciele. Mam możliwości, więc to nie będzie
żaden problem.
-Przestań! – Prychnęłam. – Nie mam zamiaru być twoją utrzymanką! Za kogo ty mnie masz?! – Wyrwałam ręce.
-Za
zagubioną dziewczynę, której jedyną perspektywą jest schronisko dla
bezdomnych! – Jego brązowe oczy ciskały gromy. Niech on się zacznie
leczyć na nogi, bo na głowę to już za późno!
-I co? Kogo to obchodzi?! – Wyskoczyłam z auta i zaczęłam uciekać.
-Sergio!
– Krzyczał za mną Iker – Łap ją! – Zanim się zorientowałam leżałam na
trawie, przygnieciona jakiś kosmicznym ciężarem. Sapnęłam i poczułam jak
ręka pulsuje mi z bólu. Mogłam więcej chodzić pieszo i biegać, a nie
tylko rower i rower.
-Kurwa mać! – Warknęłam. – Co jest? – Jęknęłam i
po chwili już stałam na nogach. Ręka bolała jeszcze bardziej. – Ty
dupku jeden! – Sięgnęłam za pasek, ale mojego nożyka nie było.
Rozejrzałam się bezradnie i dostrzegłam Ikera, który wpatrywał się we
mnie spokojnie. Obok niego stał ów ktoś, który mnie uszkodził. Był
trochę mniejszy od bruneta i sporo młodszy. Gdyby nie to, że przez niego
bolała mnie ręka pewnie bym go polubiła. Miał taką sympatyczna, szczerą
twarz. Blond włosy rozwiewał mu wiatr, a niebieskie oczy wpatrywały się
we mnie zaciekawione. Na sam jego widok coś przekręciło mi się w
żołądku. Nawet na chwilę straciłam swoją pewność siebie i zaniemówiłam.
-Boli? – Iker objął mnie ramieniem.
-Było jeszcze za mną psa gończego wysłać! – Fuknęłam. – Nie dość, że by mnie złapał, to jeszcze pogryzł!
-Rozważę to w przyszłości – roześmiał się.
-Przepraszam – mruknął chłopak. – Myślałem, że coś ukradłaś i jakoś tak… – Wzruszył ramionami.
-Jak
ja ci zaraz ukradnę! – machnęłam przed sobą zdrową ręką, ale skubany
miał refleks. Uchylił się w ostatniej chwili! – Więcej już nie myśl, bo
słabo ci wychodzi!
-Ana to Sergio, Sergio to Ana – powiedział Iker i
odciągnął mnie na bezpieczną odległość. – Ana to moja… – Zawahał się. –
Kuzynka! – Dokończył uszczęśliwiony. Zajebiście. Teraz już jestem
kuzynką Casillasa!
-A nie żadna złodziejka, pajacu ty! – Warknęłam. Mogłabym zamordować tą gnidę, gdyby tylko Iker mnie nie trzymał.
-Pójdziemy
teraz do lekarza to cię obejrzy. – Powiedział do mnie. Dopiero wtedy
się rozejrzałam. Byliśmy na parkingu pod Santiago Bernabeu. Pięknie,
zajebiście! Banda piłkarzy, pajac, który chciał mnie wdusić w ziemię i
Iker. Czy mogłam trafić lepiej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz