Gdy wróciłam do domu
Torresów miałam małe problemy z równowagą. Rzuciłam rower na trawę i
pomaszerowałam do drzwi. Oparłam się o nie i wyciągnęłam dzwoniący co
jakiś czas telefon.
Nie byłam w stanie przeczytać kto się tak dobija, ale zobaczyłam fotkę Canalesa.
-Wal się – mruknęłam, ale odebrałam.
~Ana! Czemu nie odbierasz? Dzwonię od kilku godzin! – Krzyczał, a może to coś w tle się darło?
-Telefon mi padł – wymamrotałam zupełnie bez sensu.
~Jesteś u Torresa?
-Aha – pokiwałam głową.
~Super -
rozłączył się a ja usiadłam. W głowie mi wirowało. Picie z dzielnicową
bandą nie kończy się dla mnie za dobrze. Rano będę mieć mega kaca!
-JEST! – Zawołał ktoś nie wiem za jaki czas. – Cześć Ana! – Poczułam na policzku ciepłe usta i znajomy zapach.
-Canales! – Objęłam go ramionami za szyję. – Jak mecz? – Przypomniało mi się.
-W porę i w czas – roześmiał się i wziął mnie na ręce. – Wygraliśmy. Tylko Ramos puścił puchar.
-Durna cipa – sapnęłam.
Sergio wsadził mnie do jakiegoś samochodu i pojechaliśmy. Dokąd? Nie wiem, bo spałam.
Ocknęłam się, gdy Canales zaczął mnie szturchać.
-Chodź – pomógł mi wysiąść. – Zobaczysz jak się bawi Real Madryt – uśmiechnął się szeroko.
-Gdzie jesteśmy? – Rozejrzałam się. Otaczały nas drzewa, a przed sobą widziałam oświetloną willę.
-Dom
Benzemy. Czamy czadu! – Weszliśmy do środka. A tam? O matko! Wszędzie
byli piłkarze, którzy trzymali jakieś butelki. Podłoga była zastawiona
kartonami z alkoholem! Czy ja się znalazłam w raju? Jeśli tak zostaję tu
na zawsze!
-Ana! – Zawołał Iker i mnie przytulił. – Wygraliśmy! – Zawył, a cały tłum za nim.
-Co ty tu robisz? – Zapytał stojący za nim Torres.
-A
ty? W domu dwoje dzieci, a ty się rozpijasz z Realem? Ville byś
powspierał! – Odpyskowałam. Sen sprawił, że trochę odżyłam. – On teraz
jest przegrany!
-Punkt dla ciebie! – Wytrzeszczył się Nando i gdzieś sobie poszedł z Ikerem.
-Teraz
my – Sergio pociągnął mnie za rękę. Weszliśmy do kuchni, gdzie
siedzieli już Cristiano, Karim i Marcelo. – Pijemy za nasze zwycięstwo! –
Zawołał.
-A potem Ana się przebierze w naszą koszulkę! – Przypomniało się Marcelo.
-Stoi – usiadłam i od razu wypiłam kilka kieliszków wódki.
Pół godziny później śmiałam się radośnie z każdego słowa. Aż dziwne, że chodziłam w miarę prosto.
-Zaczynamy!
– Ryknął Marcelo. Przeszliśmy do salonu, gdzie bawiła się cała reszta
bandy. Karim zrzucił z ławy jakieś butelki i kubki.
-Właź – rozkazał.
-Co? – wytrzeszczyłam oczy. – Mam się rozbierać przy całej drużynie? Chyba was pogrzało pawiany jedne!
-A co? Boisz się? – Roześmiał się Sergio.
-Nie
ma opcji! – Weszłam na ławę. Szybkim ruchem zdjęłam morską bluzę. –
Sergio? – Wskazałam na swoje nogi. Westchnął i zdjął mi buty.
Podskoczyłam na ławie, ukazując białe skarpetki. – A koszulka? –
Pogłaskałam go po policzku.
-Zdejmuj – wszedł na ławę. Dziwne, że się nie załamała. Pewnie kosztowała małą fortunkę, to dlatego nic jej nie jest.
-Jaka
propozycja – uśmiechnęłam się do chłopaka. Nie zwracałam uwagi na
krzyki i gwizdy piłkarzy. Mój pijany mózg był w stanie zarejestrować
jedynie, że blondyn jest tak blisko.
Chwyciłam na brzegi jego białą
bluzkę i pociągnęłam do góry. Posłusznie podniósł ręce i dał ją sobie
zdjąć. Gdy tak stał nagi od pasa w górę zrobiło mi się strasznie gorąco.
-Teraz ty! – Zapiszczał gdzieś koło mnie Marcelo i zaczął podskakiwać jak małpka z cyrku.
-Sergio? – Z nadzieją spojrzałam na blondyna. Uśmiechnął się szeroko.
-Mam
nadzieję, że masz stanik – szepnął mi na ucho. Momentalnie
wytrzeźwiałam. Było mi duszno i miałam wrażenie, że zaraz zejdę na
zawał. A on był za blisko! Stanowczo za BLISKO! Niebieskie, błyszczące
oczy, różowe usta… Ach, te cudowne usta.
Jednak nikt nie zauważał co
się ze mną dzieje. Dostrzegłam za to Casillasa i Torresa. Siedzieli na
kanapie i nawzajem zasłaniali sobie oczy. Co za ciołki.
Sergio
chwycił moją bluzkę w ten sam sposób, co ja jego chwilę temu. Zanim
zdążyłam zamrugać stałam przed całą drużyną Realu Madryt jedynie w
spodniach i białym staniku!
Błyskawicznie, zanim pomyślałam,
przytuliłam się do Canalesa. O tym, że to był głupi pomysł przekonałam
się za chwilę, gdy usłyszałam wrzawę wokół.
Chłopak otoczył mnie ramionami i pocałował we włosy.
-Marcelo
– wyciągnął rękę. Brazylijczyk podał mu koszulkę. – Ana? – Pogłaskał
mnie pod brodą. Odsunęłam się, a on szybko założył mi bluzkę. –
Annabelle od dziś na wszystkich meczach Realu Madryt i w szkole będzie
chodzić w mojej koszulce! – Zawołał Sergio.
-Hura!!! – Ryknęli wszyscy. – HALA MADRID!!!
-Spadam – zeskoczyłam z ławy i przepychając się przez piłkarzy dotarłam do drzwi.
-Ana! – Sergio złapał mnie za rękę. – Nie idź. Karim ma dużo pokoi. Możemy tu przenocować.
-Ty
na podłodze – mruknęłam i poszliśmy na górę. Weszliśmy do jednego z
pokoi. Bez świecenia światła dotarłam na łóżko. Usiadłam na nim i
zdjęłam spodnie oraz skarpetki. W samej koszulce położyłam się pod
kołdrą.
-Matko – jęknął z podłogi Sergio. – Będzie mnie wszystko boleć.
-Karim
ma dużo pokoi – powtórzyłam jego słowa. Jednak łóżko na którym leżałam
było ogromne. Zaczynało być mi niewygodnie w staniku. Szybko go zdjęłam i
rzuciłam na podłogę.
Nagle coś zagrzmiało. Po chwili znowu.
-Canales to tobie tak w brzuchu burczy? – Spytałam.
-Nie, to moje kości od podłogi zgrzytają – zironizował.
-Burza
– szepnęłam. Nie, żebym jakoś specjalnie bała się burzy. Skąd, tylko po
pijaku czasem coś mi odbija. – Chodź tu – powiedziałam cicho. Nie
trzeba było powtarzać. Sergio od razu wskoczył na łóżko i położył się
obok.
-Super – zamruczał. Zanim zdążyłam zaprotestować leżałam w jego
objęciach. – Co jest? – Wyszeptał w moją szyję. – Jesteś jakaś nie w
sosie. Zrobiłem coś?
-Tak – pokiwałam głową. – Urodziłeś się, a tak
poza tym to robisz mi nadzieję, mając dziewczynę! To się nazywa zdrada –
warknęłam.
-Ana… – Zaczął, ale mu przerwałam.
-Zamknij się i
śpij. Nie chce mi się ciebie słuchać – westchnęłam. – Wielki piłkarz
Realu Madryt, Super nastolatek, cholerny casanova, ego… – Urwałam, bo
poczułam jego usta na swoich. Nie odepchnęłam go i nie przerwałam
pocałunku. Gdzie tam! Wręcz przeciwnie! Z ochotą oddawałam pocałunki.
Czułam jak jego dłonie wślizgują się pod koszulkę i delikatnie gładzą
moją skórę. Mój mózg miał problemy z poskładaniem myśli. Zapach chłopaka
mnie otumanił do tego stopnia, że przestałam myśleć! – Jeśli to
zrobimy, to już nigdy mnie nie zobaczysz – szepnęłam i go od siebie
odsunęłam. Sergio zamarł. – Wyjadę i nie wrócę. Mogę zamieszkać u
Torresa albo Villi. Londyn czy Barcelona jest bardzo daleko.
-Nie możemy się przyjaźnić? – Oparł głowę na moim policzku.
-Widać nie. Przyjaciele poszliby spać, bez dotykania się czy całowania – westchnęłam.
-Co do mnie czujesz? – Spytał, a mnie zrobiło się zimno. Grypę mam czy jak? Raz gorąco, raz zimno.
-Coś
czego nie powinnam i doskonale o tym wiesz! – Odwróciłam się do niego
plecami. Po policzku popłynęła mi łza. Wszystko byłoby o wiele prostsze
jakby nie było Cristiny, jakby Sergio był bardziej ogarnięty… Jakby ta
cholerna ciotka nie uciekła! Jakbym nie pojechała na bogate dzielnice…
Najgorsze jest to, że chciałabym, żeby to właśnie Sergio ukoił mój ból. Tylko, że on kojąc go, zada mi jeszcze większy.
-Śpij
– mruknęłam. Chłopak przytulił się do moich pleców, a ja siłą
powstrzymałam płacz. Widać nie mogę mieć wszystkiego. Mam dach nad głową
i spokojną przyszłość. Miłość nie idzie z tym w parze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz