49. Amigo, mi...

Marcos przypomniał mi wszystko co kocham w Madrycie. O każdej porze dnia i nocy mogliśmy znaleźć budkę z jedzeniem. Nikt nie wiedział, że biegam po mieście z piłkarzem. Nikogo nie obchodziło co za dwa szaleńce skaczą w fontannie. Nikomu nie przeszkadzało, że darliśmy się jak opętańce. Miasto akceptowało nas takich jacy jesteśmy, a przechodnie na nasz widok tylko się uśmiechali.
-Kocham Madryt! – Krzyknął Marcos, gdy staliśmy na moście Toledańskim.
-Hala Madrid! – Zawołałam, po czym roześmialiśmy się wesoło.
-Nadal jesteś tak samo stuknięta – objął mnie ramieniem za szyję. – Nadal tak samo moja!
-To, że rozwinęły mi się pewne części ciała – spojrzałam na swój biust – Nie oznacza, że zmądrzałam – pokazałam mu język i odepchnęłam go od siebie.
-Unai jest w mieście? – Wyjął z kieszeni telefon.
-Widziałam go ostatnio w… – Zamyśliłam się. – W środę! Alonso, gdzie moja torebka? – Rozejrzałam się. Tak, w porę i w czas.
-Została w klubie. Nie martw się. Pepe na pewno ją wziął – wybrał czyjś numer i się połączył. – Cześć, tu twój wróg numer jeden – powiedział grobowym głosem. – Masz za chwilę stawić się na moście Toledańskim. Weź Fran Rico – rozłączył się.
-Fran Rico? – Zdziwiłam się. – Nie znam.
-Gra w Castilli. Nie znasz, bo przyszedł jak zniknęłaś. Powrzucamy kamienie do rzeki? – Zaproponował z błyskiem w oku.
-Pewnie! – Wzięłam kilka kamyczków z chodnika. – Znowu przegrasz, bo moje polecą dalej! – Zaśmiałam się.
Byłam taka szczęśliwa. Marcos, Unai… Moje życie odzyskiwało dawny blask! Nikt nie zwróci mi rodziców, ale mogę mieć nadal tych samych przyjaciół… Nawet byłego chłopaka. Swego czasu dla Alonso straciłam totalnie głowę. Był moim najlepszym przyjacielem, nie próbował mnie niańczyć czy coś. Piliśmy razem, całowaliśmy się do upadłego. Żaden piłkarz nie miał nic przeciwko temu związkowi. David nawet był zadowolony, że to piłkarz! Nando za bardzo go nie lubił, ale nie powiedział czemu.
-Proszę! Alonso spotkał Rodriguez i już cały Madryt i tym wie! – Podszedł do nas Unai i jakiś chłopak. – Fran Rico – wskazał go głową. – Ana Rodriguez – dokonał prezentacji. – Kobieto, którą kocham za sportowe ciuchy, gdzie twoje adidasy? – Zawołał nagle. Roześmiałam się wesoło.
-Spotkałam Marcosa, gdy jechaliśmy na imprezę. Nie wymagasz ode mnie za wiele? – Pokazałam mu jęzor.
-Dobra koniec gadania. Idziemy w tango – zatarł ręce Fran.
-Zgadzam się – Marcos objął mnie ramieniem, a Unai zatrzymał taksówkę. – Wracamy – szepnął mi na ucho. Nie dopytywałam co konkretnie miał na myśli. Nie miałam czasu. Unai wsadził nas do taksówki i pojechaliśmy!

Balowaliśmy całą noc w mieszkaniu Fran Rico. Co prawda nie chciałam pić dużo, ale wypiłam wystarczająco dużo, żeby zasnąć niczym dziecko, wtulona w tors Marcosa.
Obudziło mnie rano jakieś syczenie przy uchu.
-Ciastku, jeszcze raz i ci naprawdę przywalę – wymamrotałam. Po kilku nocach u boku Canalesa byłam przekonana, że to on.
Canales!
Usiadłam błyskawicznie. W środku załączyło mi się ogromne ssanie. Muszę natychmiast zobaczyć mojego chłopaka. JUŻ!
-Alonso, do chuja! – Wrzasnęłam – Co ty, kurwa, robisz przy moim uchu! – Odepchnęłam go i spadł z kanapy, na której spaliśmy.
-Oddycham, Rodriguez – jęknął z podłogi.
-Dawaj telefon – wyciągnęłam rękę.
-Benzema czeka na dole – oznajmił mi Fran Rico. – Powiedział, że po ciebie przyjechał.
-Karimek! – Zerwałam się z kanapy i pognałam na dół. Z nikim się nawet nie pożegnałam, ale to chyba nie jest dla nich nowość.
-W końcu! Nawciskałem Ikerowi, że nocowałaś u mnie – podał mi torebkę, gdy już się usadowiłam obok niego.
-Dzięki, że przyjechałeś – zapięłam pas.
-Masz coś w sobie, że cały skład chce się tobą opiekować – pokręcił głową.
-A czemu nie było was u Ikera? – Zignorowałam jego słowa. No co ja poradzę, że budzę w tej zgrai instynkty opiekuńcze?
-Nie przepadam za dziennikarzami. Jedynym, którego akceptuje to Sara Carbonero – wzruszył ramionami.
-Ale przecież kilku piłkarzy było – mruknęłam. Wiem, że Sara zaprosiła swoich znajomych czyli dziennikarzy.
-Xabi Alonso był bo razem z żonką został jakoś tam parą według Vouge’a. Ramos lubi dziennikarzy. Gdyby mógł dokarmiał by paparazzich pod domem, żeby nie umarli i robili mu zdjęcia – roześmiał się. – Kaka, bo nie wypada zostawić kumpla w jego urodziny. Chociaż sam Iker mu mówił, że naprawdę będziemy opijać jego urodziny po dzisiejszym meczu.
-Pedro Leon?
-Pedro Leon nie istnieje. Nie ukrywajmy tego. Rozegrał mniej meczy niż Canales. Teraz na bank go sprzedadzą. Ana? – Spojrzał na mnie uważnie.
-Co? – Ziewnęłam.
-Skąd znasz Marcosa Alonso i dlaczego z nim wyszłaś? Wiesz, nie jestem jakimś wielkim wyznawcą wierności w związkach, no sam w ogóle nie posiadam związku, ale sądziłem, że zależy ci na Canalesie.
-Bo zależy! Kocham go, a Marcos to mój dawny chłopak – spuściłam głowę. – Zatrzymaj się – szepnęłam. Karim posłusznie zjechał na pobocze. Wysiadłam i usiadłam na krawężniku. Francuz spoczął obok mnie.
-Coś jest nie tak – powiedział pewnie.
-Karim, ufam ci. Traktuję jak przyjaciela, chociaż to czasem niedorzecznie – westchnęłam. – Nie mam z Ikerem nic wspólnego oprócz tego, że się razem wychowaliśmy. Znam go od dziecka i traktuję jak brata. Nauczył mnie miłości do Realu i piłki. Pokazał jak się gra i zaszczepił duszę piłkarki. Trzy lata temu zginęli moi rodzice, a ja musiałam opuścić moje cudowne życie. Zamieszkałam z ciotką, która więcej piła niż jadła. Teraz uciekła, a ja cudem wróciłam tu – wyrzuciłam z siebie. Nie sądziłam, że w ciągu dwóch dni będę to opowiadać dwa razy.
-Wow! Dlatego jesteś taka twarda i wygadana.
-Życie na ulicy – mruknęłam.
-Wiem jak potrafi być ciężko i jak życie daje w kość. Mam ośmioro rodzeństwa. Nie zawsze stać mnie było na co chcę. Odreagowywałem grając w gałę. Zobacz gdzie mnie to zaprowadziło – uśmiechnął się. – Do wielkiego Realu Madryt!
-Real Madryt daje ludziom nadzieję.
-Tobie dał?
-Dzięki temu jeszcze żyje. Chodź – wstałam. – Zawieź mnie do Sergio.
-A nie chcesz do domu? – Wsiedliśmy do samochodu.
-Chcę się przytulić do Canalesa i zapomnieć o całym świecie – westchnęłam. – Bo on jest całym moim światem. Nie! – Gdy otwierał usta, żeby coś powiedzieć. – Benzema, kocie najdroższy, ja cię nauczę jak być pyskatym i wrednym, ale nie dziś.
-Dobrze, złośniku – roześmiał się. – O przepraszam, przyjaciółeczko, albo może być i kocie.
Gdy otwierałam drzwi do mieszkania Sergio, Coon zaczął szczekać jak szalony.
-Tak mały, tak – Karim zaczął go głaskać. – Real idzie.
-Odsuń – wskazałam suwak swojej sukienki. Zrobił co kazałam bez komentarza. – Dzięki – zdjęłam buty i kolczyki. Zsunęłam z siebie sukienkę i w samej bieliźnie powędrowałam do sypialni Canalesa. Z racji tego, że dochodziła ósma rano podejrzewałam, że jeszcze śpi.
Nie myliłam się. Wsunęłam się do łóżka obok niego i przytuliłam do jego nagiego torsu.
-Annabelle – zamruczał i mnie objął.
-Kocham cię – szepnęłam.
-Włosy ci pachnął papierosami – zaczął mnie obwąchiwać.
-To przez Unaia – mruknęłam. Zaczęłam się nawet przyzwyczajać do tego, że nigdy nie odpowiada na moje miłosne wyznania. Tylko nie miał pojęcia, że za każdym razem, gdy mi nie odpowiadał we mnie narastał taki bulwers mały, który kiedyś będzie duży.
-Idziesz dziś na mecz? – Rozpiął mi stanik.
-Nie. Obiecałam Dolores, że zajmę się Juniorem, żeby ona mogła skontrolować salę na chrzciny i kościół – wsunęłam place w jego włosy. – Benzema jest w mieszkaniu – powiedziałam ni z tego ni z owego.
-Yuli też – spojrzał na mnie uważnie. – Jutro jedziemy do Santander. Wrócę we wtorek na galę Futbol Draft. Chcesz jechać na Finał Ligii Mistrzów?
-Chcę. Pogadam z Fabregasem albo Torresem to się u nich zatrzymamy – pogłaskałam go po policzku.
-Ale w środę jadę znowu do Santander. Przylecę potem do Londynu, dobrze?
-Dobrze – uśmiechnęłam się. – Spotkałam wczoraj starego przyjaciela. Muszę trochę z nim pobyć, bo się stęskniłam. Muszę też wykorzystać to, że Unai jest w mieście. Nie wiadomo kiedy zniknie.
-Dobra – pocałował mnie, aż miałam dreszcze i motylki w żołądku. – Jesteś dla mnie najważniejsza – z czułością patrzył mi w oczy.
-Wiem, że mnie kochasz, ale jeszcze to powiedz – wyszeptałam.
-Boję się. Proszę daj mi trochę czasu – wtulił twarz w moją szyję.
-Trochę – uśmiechnęłam się delikatnie. – Pamiętaj, że cierpliwość nie jest moją najmocniejszą stroną.
-Nie? A kto czekał i walczył o mnie tyle czasu? – Roześmiał się.
-Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Jakiś jebany ufolud chyba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz