45. Szalona gonitwa.

Rano obudziło mnie łaskotanie w ramie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to Canales całuje mnie w skórę, ale jest jeszcze nie ogolony. Nie powiem drapanie było przyjemne i sprawiało, że po moim ciele rozeszło się błogie ciepło.
-Weź, bo dostaniesz – chciałam się od niego odsunąć, ale nie przewidziałam, że leżę na brzegu łóżka. Wylądowałbym na podłodze, ale moje boskie Ciastko ma refleks. Złapał mnie i przyciągnął do siebie.
-Dostanę przed tym jak zbadasz dywan czy po? – Roześmiał się radośnie.
-Później – oparłam głowę na jego torsie i przymknęłam oczy. – Co będzie na śniadanie? – Spytałam po chwili.
-Mam ci śniadanie robić? – Zdziwił się.
-Nie poczekaj, krasnoludki przyniosą – ziewnęłam.
-Albo Real… – Zamyślił się.
-Dzwoniłeś po tych opętańców? – Otworzyłam gwałtownie oczy.
-Nie, a powinienem? – Zaczął całować moją szyję.
-Canales, ja i tak wyglądam jak pobita – objęłam go w pasie i zaczęłam głaskać po plecach.
-Załóż dziś golf – poradził i przesunął się na mój dekolt.
-Najlepiej skafander – prychnęłam. – Dziś jest czwartek? – Olśniło mnie.
-Czwartek. Mam wolny dzień i nie musimy wychodzić z łóżka.
-Musimy! – Odepchnęłam go i zawinęłam się w prześcieradło. – Ja mam sprawdzian! – Zaczęłam zbierać części swojej garderoby. – Ubieraj się! – Rzuciłam w niego jego koszulką. – Musisz mnie podrzucić do Ikera, a potem do szkoły! Tak nie pójdę! – Pognałam do łazienki. Wzięłam prysznic i się ubrałam. Coon wpatrywał się we mnie zdziwiony. Nawet pies patrzy na mnie jak na wariatkę!
Sergio siedział na kanapie ubrany w szare spodenki i niebieską koszulkę z jakimiś bohomazami. W ręku trzymał moją bluzę i resztę dobytku. Drugą ręką głaskał Coona. Założyłam buty i w panice sprawdzałam godzinę.
-Ja się spóźnię – mruczałam, gdy jechaliśmy do Ikera. Canales najwyraźniej doskonale się bawił, bo uśmiechał się pod nosem. – Czekaj! – Zawołałam i wyskoczyłam z samochodu, gdy dojechaliśmy pod dom. W drodze do swojego pokoju modliłam się o natchnienie co do stroju. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Sergio.
~Co jest? - Odebrał. Położyłam telefon na łóżku i włączyłam tryb głośnomówiący.
-Kolor? – Otworzyłam szafę.
~Czego? - Zdziwił się.
-Ty nie cwaniakuj tylko kolor mi powiedź! – Zniecierpliwiłam się. Po co ja go pytam skoro znam odpowiedź?
~Zielony.
-Spoko – wyciągnęłam spódnicę w tym kolorze. Do tego wzięłam biały podkoszulek. – Kurwicy dostanę w tym domu – zaczęłam wywalać ciuchy z szafy.
~Czego? – Roześmiał się.
-Niczego! Mam – złapałam marynarkę i chustkę, bo w końcu muszę zamaskować swoją poharataną szyję.
~Na której lekcji masz ten sprawdzian?
-Na burej – odparowałam, gdy szukałam butów.
~Skarbie, nie chcesz, żebym tam zaszedł – powiedział słodkim głosem.
-Za pół godziny! – Wrzasnęłam i w końcu znalazłam buty. Ubrałam się szybko i popędziłam do samochodu. – Gazu! – Klasnęłam w dłonie.
-Zostawiłaś w domu telefon – olśnił mnie.
-Pal licho telefon! – Machnęłam ręką. – Jedź! – Sergio się roześmiał i ruszył. Z tego wszystkiego nie miałam nawet torebki, a klucze od domu leżały we wnęce na napoje między nami.
Gdy dotarłam do szkoły byłam tak zaaferowana tym, że się spóźnię, że nie zwracałam na nic uwagi. Chwyciłam jakiś długopis i ostatni raz poprawiłam chustkę.
-Policzę sobie za tą usługę – blondyn zaparkował przy szkole.
-Dobra, policz – cmoknęłam go w usta i wysiadłam. – Czekaj na mnie! – Zawołałam i zniknęłam we wnętrzu.
-Jednak przyszłaś – uśmiechnęła się do mnie Eva, gdy wpadłam do klasy.
-Cudem – usiadłam na swoim miejscu. – Myślałam, że nie dotrę – westchnęłam.
-Ciężka noc? – Dopytywała.
-Zajebista – wyszczerzyłam się radośnie i spojrzałam na długopis, który trzymałam w dłoni. To nie był zwykły długopis. Był biały, miał narysowane logo Realu i markerem podpisał się na nim Canales. No zajebiście! Jeszcze to!
Pocieszeniem był fakt, że sprawdzian był z angielskiego.
Gdy weszła nauczycielka i poddała arkusze od razu wzięłam się do roboty. Skończyłam pisać równo z dzwonkiem. Wszyscy oddaliśmy prace i mogliśmy iść do domu. To była ostatnia lekcja.
-Jak ci poszło? – Spytała Eva.
-Dobrze – przetarłam nie pomalowane oczy i wyszłyśmy ze szkoły. Sergio siedział na ławce, a na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, a u jego boku siedział Coon. Nawet nie pamiętam czy braliśmy ze sobą psa.
-Cześc, Ciastku – usiadłam mu na kolanach i pocałowałam w usta.
-Przepraszam, ale my się znamy? – Zsunął na nos okulary. – Pani mnie molestuje publicznie!
-Może… A to pewnie ktoś inny mnie w nocy wykorzystał – roześmiałam się i zabrałam mu te okulary. Nałożyłam je i uśmiechnęłam się do niego wesoło.
-Nie, wykorzystuje cię tylko ja! – Objął mnie w pasie. – Zjemy coś? Głodny jestem trochę – rozejrzał się. Dostrzegłam spojrzenia mijających nas uczniów i dopiero mnie olśniło! Siedzę sobie właśnie na kolanach mojego chłopaka, który jest piłkarzem Realu Madryt! A miałam nikomu się nie zdradzić w nowej budzie! Zajebiście! Jestem genialna!
-Chodź! – Zerwałam się. – Zjemy coś – wzięłam go za rękę i ewakuowaliśmy się z placu szkolnego. – Coon! – Gwizdnęłam na psa, który wesoło zamerdał ogonem.
-Polubił cię – zauważył Sergio, gdy wielka bestia dreptała obok mnie. Co prawda blondyn trzymał go na smyczy, ale wątpię, żeby w jego wielkim łbie zrodził się plan ucieczki.
-A kto mnie nie lubi? – Roześmiałam się i cmoknęłam go w policzek.
-Myślę, że znajdzie się kilka osób – przede mną pojawił się Morata w towarzystwie ślicznej brunetki.
-Myślę, że dawno w ryj nie dostałeś i szukasz wrażeń! – Warknęłam. Nie obchodziło mnie z kim szlaja się ta ofiara.
-Alvaro idzie z nami na obiad. Reza też – powiedział Sergio i ucałował dziewczynę w policzek. – Tu? – Wskazał na jakoś restaurację, gdzie stoliki były wystawione za zewnątrz.
-Reza? – powtórzyłam i spojrzałam na nią uważnie. Skąd ja znam ten styl? Porwane spodnie, ogromne słuchawki na szyi, szeroki, figlarny uśmiech, czerwona, hiszpańska bluza od Hugo Bossa, reprezentacyjna koszula? Dlaczego mam dziwne przeczucie, że z drugiej strony jest numer szesnaście i napis „Reza”?
-Ech, Rodriguez – westchnęła. – Dałam ci czas, ale widzę, że miłość i powrót do dawnego życia zblokowały ci działanie szarych komórek – odezwała się z uśmiechem na ustach. – Blondasku, czy mógłbyś mnie ładnie przedstawić? – Zwróciła się do Sergio.
-Reza Gutierrez Hernandez – machnął ręką.
-Boże! – Krzyknęłam i się do niej przytuliłam.
-Wystarczy Reza – zaśmiała się. – Cieszę się, że wróciłaś, wrzaskliwcu – pocałowała mnie w policzek. – Tęskniłam za tobą.
-Gdzie byłaś? Co robiłaś? – Zasypałam ją pytaniami.
-Do środka! – Chłopcy zaprowadzili nas do restauracji. Usiadłam między Rezą a Sergio tak, że Morata siedział naprzeciwko mnie.
-Od dwóch lat pracuję w Realu, ale od początku kwietnia dostałam rozkaz wyjazdu do Arsenalu. Obecnie ma kilkudniowy urlop i postanowiłam wpaść do domu – uśmiechnęła się. – Słyszałam, że powróciłaś na stare śmieci.
-Od kogo? – Zaciekawiłam się.
-Wiesz, może i Real bez Gutiego i Raula to nie ten sam Real, ale magię i kanały plotkarskie nadal ma – zachichotała. – Tak na serio to Marcelo mało nie pozbawił mnie słuchu w lewym uchu.
-Reza, ale fajnie cię widzieć! – Uśmiechnęłam się. Znamy się od dawna. Reza jest siostrą Gutiego i miała więcej swobody na Bernabeu niż ja przy Ikerze. Jest ode mnie starsza rok i wychowana na typowego sportowca. Chodziła do sportowej szkoły z której ja nie tak dawno uciekłam, miała zostać piłkarką, ale po jakiejś szalonej jeździe motorem złamała obie nogi i na rok została oddelegowana do Stanów, gdzie mieszkali jej rodzice. Wychował ją brat i właśnie jego najbardziej jej zazdrościłam. Guti był dla niej gotowy na wszystko, zresztą ona dla niego też. Nigdy się za bardzo z nią nie przyjaźniłam, bo ja miałam Unaia i kilku innych, a ona obracała się w towarzystwie brata, Raula, jego siostry. Jednak zawsze bardzo się lubiłyśmy.
Głaskałam Coona go po głowie i uśmiechałam się grzecznie do Moraty. Chłopaki zamówili tortille. Ja swojej zjadłam pół, drugie pół zjadł Coon. Canales widział co wyprawiam, ale nie powiedział słowa.
-To co, stary? Jaki klub? – Spytała Reza, a ja uważnie spojrzałam na Sergio.
-Nie wiem. Na pewno nie Real. Mou nie ma na mnie planu – wzruszył ramionami.
-Ciekawe, co? Na mnie też nie ma i jestem wrogiem do tego stopnia, że wysłał mnie do Arsenalu – skrzywiła się. – Sprawdza czy mam charakterek Gutiego i będzie mnie tak podkurwiał.
-Przecież ty znasz tylko francuski, to gdzie do Anglii?! – Oprzytomniałam nagle. Spędziła rok w Stanach, ale nie nauczyła się zbyt wielu słówek.
-Wenger to Francuz. Poza tym jest kilku Francuzów. Sagna, Nasri, Diaby, Squillaci. Są spoko i mogę z nimi pogadać o wszystkim.
-A o czym myślisz? – Dociekał Alvaro o klubie Canalesa. Ten Morata to mi nawet z kumpelą nie da pogadać!
-Sam nie wiem. Arsenal? Villarreal? Valencia? – Podrapał się po głowie blondyn.
-Będziemy się musieli przeprowadzić do Londynu, Vila-realu albo Valencii? – Wypaliłam. Sergio ujął moją dłoń i ją uścisnął.
-A kto chciał gadać z Mou, żeby mnie wypożyczył do Arsenalu? – Przypomniał mi.
-Ale wtedy nie byliśmy parą i tak w ogóle to zapomniałam się o tym! – Jęknęłam.
-Arsenal to niezły klub, a jak tak dalej pójdzie to zapuszczę tam korzenie – westchnęła ciężko Reza. – Ja jestem Los Blancos a nie The Gunners!
-Jeszcze nic nie wiadomo. Spokojnie, kobiety – uśmiechnął się Canales.
-Oddychaj, no wiesz wdech, wydech – poradził Morata. Zmierzyłam go morderczym spojrzeniem i zamilkł.
-Teraz o tym nie myśl – Sergio wyjął portfel, a z niego kilka banknotów i położył je na stoliku. – Przed nami mecz, chrzciny Juniora…
-Musisz ze mną iść! – Przypomniało mi się. – A ja muszę wracać do domu. Mam jutro dwa sprawdziany i muszę się pouczyć – olśniło mnie.
-A może pogramy w Fife? U mnie? – Zaproponował Alvaro.
-U mnie. – wtrąciła Reza, a mnie od razu przed oczami stanął ogromny dom Gutiego na obrzeżach Madrytu. – Zaraz zadzwonię po Gonzalo i damy czadu – uśmiechnęła się szeroko. – Bo jutro wracam do Londynu i będę tam kwitła do końca sezonu.
-Spoko. Odwiozę Anę i Coona i… – Sergio spojrzał na zegarek. – Za godzinę będę.
-Nie – przerwałam mu. – Jedź od razu. Wezmę Coona do siebie, a ty wieczorem go odbierzesz.
-Super – wstaliśmy i wyszliśmy na ulicę. – Do wieczora – pocałował mnie, a w tym czasie Morata złapał mi taksówkę.
-Pa! Mam nadzieję, że szybko się spotkamy – przytuliłam się do Rezy.
-Jak skrzywdzisz blondaska to na bank – szepnęła i puściła mi oczko.
-Zapłacona – uśmiechnął się Morata. – Cześć, Ana – spojrzałam na niego niepewnie, ale po chwili tez się uśmiechnęłam.
-Cześć, Alvaro. Na razie Reza! Coon, wsiadaj! – Rozkazałam psu i wsiadłam. Ja i Morata jako przyjaciele? No wszystko jest możliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz