54. Obietnica szczęścia.

Gdy weszłam do sypialni blondyna zdziwiłam się, bo jeszcze nie spał. Oglądał telewizję i coś tam sobie mruczał. Położyłam się obok i przytuliłam do niego.
-Wiesz, jestem dziś trochę szurnięty, ale nie kłamię. Chcę spędzić z tobą całe życie – pocałował mnie w czubek nosa.
-Ja z tobą też – szepnęłam i pogłaskałam go po policzku.
-Zamknij oczy i daj mi lewą rękę – poprosił. Zrobiłam co kazał. Nagle poczułam, że wsuwa mi coś na serdeczny palec. Otworzyłam oczy i podniosłam dłoń. Lśnił na nim pierścionek z ogromnym szafirem, który był identycznego koloru jak oczy Sergio i kamień w zawieszce – To moja obietnica na życie razem.
-Czy ty mi się oświadczasz? – Szepnęłam zszokowana.
-A mogę? – Podskoczył jak oparzony i spojrzał na mnie uważnie.
-Czekaj! – Położyłam mu dłoń na piersi. – Spokojnie, Sergio – oparłam głowę na jego torsie, a on mnie mocno przytulił. – Kocham cię. Kocham jak nigdy nikogo, ale ja mam dopiero dziewiętnaście lat. Mamy przed sobą wiele czasu. To – wskazałam na pierścionek. – To obietnica wspólnego życia. To – wyjęłam spod koszulki łańcuszek. – Zapewnienie, że zawsze jesteś w moim sercu. Nie zdejmę tego tak długo jak będę cię kochać.
-Myślisz, że platyna wrasta w skórę? – Zaczął bawić się zawieszką.
-Lepiej dla ciebie, żeby nie – mruknęłam.
-Czyli oświadczę się za jakiś czas. A ty się wtedy zgodzisz, tak? – Spojrzał na mnie spokojnie.
-Nawet teraz bym się zgodziła – uśmiechnęłam się delikatnie. – Ale mamy czas. Masę czasu.
-Wiesz, warto było czekać i nie kochać kogo popadnie – wtulił twarz w moje włosy.
-Warto było przejść przez to wszystko, żeby mieć cię teraz na zawsze – uśmiechnęłam się.
-Zostawię ci Audi – podniósł się i spojrzał mi w oczy. – Będziesz mogła nim śmigać po Madrycie.
-Ty mnie musisz naprawdę kochać skoro zostawiasz mi swój samochód – roześmiałam się.
-Widzisz, widzisz ile dla mnie znaczysz? – Też się zaśmiał.
-Muszę iść – spojrzałam na zegarek i wstałam. – Widzimy się w sobotę – cmoknęłam go w usta i wyszłam z sypialni. Marcosa i Karima już nie było. Chwyciłam swoje rzeczy, kluczyki do Audi i mieszkania i wyszłam. Nie chciałam się żegnać z Sergio bo nienawidzę pożegnań. Rozpłakałabym się i na tym, by się skończyło. Gdy wróciłam do dawnego życia, wróciłam do prawdziwej siebie. Szybko się wzruszałam i okazywałam uczucia.

Gdy wpadłam do domu, siedzący w kuchni Iker nie skomentował mojego wyglądu. Patrzył na mnie tylko z kpiną. No pewnie! W końcu nie miałam spodni, tylko bluzkę, która spokojnie robiła za sukienkę.
-Jakiś problem, Casillas? – Rzuciłam na stół kluczyki i swoje ubrania.
-Nie. Miło cię widzieć, kochanie – uśmiechnął się słodko. – Cieszę się, że wracasz do domu upojona miłością, a nie alkoholem. Jestem rad, że masz na sobie aromaty Canalesa – pociągnął nosem – i Benzemy, a nie papierosowe. Z twoich ust nie roztacza się fetor rozkładającego się alkoholu, tylko gumy truskawkowej. Nawet nie mam nic przeciwko twojej szyi pokrytej malinkami i jego ubraniom – zakończył swój dziwny wywód.
-Co jest? – Zmartwiłam się i usiadłam obok niego.
-Sara zabalowała. Chrapie w salonie na kanapie – burknął.
-Czemu? – Zadałam bardzo inteligentne pytanie.
-Nie wiem – wzruszył ramionami. – Nie poznaje jej.
-Iker, nie przesadzaj. Każdemu się zdarza zaszaleć – prychnęłam. – Sara jest dorosła, ale nie znaczy, że nie może się zapomnieć. Wrzuć na luz – wstałam i zebrałam swoje rzeczy.
-Sergio cię przywiózł? – Przypomniał sobie nagle.
-Sergio jest w obecnej chwili niedysponowany. Dał mi samochód – podrzuciłam w dłoni kluczyki.
-I coś jeszcze – spojrzał na moją dłoń.
-To obietnica – uśmiechnęłam się delikatnie.
-Obietnica? – Zdziwił się.
-Mojego szczęścia u jego boku – puściłam mu oczko i poszłam do siebie.
Kolejne dni mijały mi na nauce i tęsknocie. Oczywiście Sergio do mnie dzwonił, ale dla mnie to było za mało. Uświadomiłam sobie, że nasza znajomość nigdy nie opierała się żadnej technologii. Poznałam go osobiście i zakochałam się tak samo. Nie pisaliśmy do siebie nocami, bo zazwyczaj byliśmy razem w nocy na jakiejś bibie. Nie rozmawiałam z nim za pomocą wiadomości, czy listów. Ja z nim gadałam twarzą w twarz. Pokochałam żywego Sergio, a nie jakiegoś wirtualnego. Dlatego teraz tak ciężko znosiłam rozstanie. Jestem chora! Uzależniłam się od własnego chłopaka.
Zmieniłam nieco swoje plany dotyczące finału Ligi Mistrzów. Udałam się do Londynu już w piątek.
Na lotnisku czekał na mnie Cesc i Lei.
-Ana! – Zapiszczał Fabregas i mnie przytulił.
-Opanuj się, bo ci zaraz przywalę! – Wysyczałam, gdy zaczął mnie całować po policzkach. Nie żebym się specjalnie malowała, ale nie należę do dziewczyn, które są zachwycone, gdy Francesc je ślini.
-Cześć, Ana. Pięknie wyglądasz – powitała mnie Lei. Ku mojemu zaskoczeniu powiedziała to po hiszpańsku!
-Wow! Szacun dla Villi, że robi coś poza byzkaniem – mruknęłam do Cesca.
-Ona nic więcej nie umie – zaśmiał się.
-David puścił cię z Fabregasem? Z chuja spadł? – Zwróciłam się do Lei po angielsku.
-David jest na treningu – uśmiechnęła się słodko.
-Po co ten frajer się męczy skoro i tak wygra Manchester? – Westchnęłam i ruszyliśmy do samochodu Cesca.
-Skąd wiesz, że wygra? Barcelona jest doskonałym zespołem – powiedziała szybko. Czuję tu Ville… Nauczył ją tego! Co? Powtarzał jej to między jednym pchnięciem, a drugim?
-Lei! – Syknęłam i spojrzałam na nią uważnie, gdy już wyjechaliśmy z lotniska. – Barcelona to pozerzy. Gwiazdki kilku sezonów. A Manchester ma coś więcej. Ma Alexa Fergusona, najlepszego trenera na świecie! Mou to przy nim pryszcz! – Strzeliłam palcami.
-Czyli nie muszę pytać komu kibicujesz? – Zaśmiał się Cesc.
-Zastanów się – popukałam się w czoło. – Nie mogę kibicować Barcelonie. Nigdy. Tak samo jak nigdy nie prześpię się z Ikerem – westchnęłam. – Fabregas, jakie atrakcje przewidujesz na noc? – Spojrzałam na miasto za szybą.
-Impreza z FC Barceloną.
-Dalej, bo to nie będzie impreza, ale mordobicie – burknęłam.
-Wyjście do kina z moją Carlą.
-Może, a dalej?
-Pilnowanie Torresiątek? – Powiedział bez przekonania.
-I tu, Francesc, trafiłeś w sedno! – Klasnęłam. – Nora, Leo i Oli. Tego potrzebuję.
-A jak tam twoja nowa miłość? Najpierw Alonso, potem jakiś Dani, a teraz Canales. Niezła jesteś – zagwizdał.
-Do trzech razy sztuka. Ten trzeci jest ostatni – spojrzałam na swoją dłoń, gdzie lśnił pierścionek i się uśmiechnęłam.
-Bardzo pewna jesteś. Ja nie byłem taki pewny.
-Ja jestem. Sergio jest tym jedynym. Nie po to się tak męczyłam, żeby okazał się pudłem! – Fuknęłam. – Zresztą jedź i nie gadaj, Fabregas. Nie umiesz łączyć dwóch rzeczy na raz – odpyskowałam.
Nie ważne co powiedzą mi ludzie. Najważniejsze jest to co czuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz