Wpatrywałam się w Cristinę i miałam ochotę jej przywalić. Ona to jak zwykle ma refleks!
Odsunęłam
się od Sergio, ale nadal trzymałam go za rękę. W obecnej sytuacji pół
Realu trzymałoby mnie w pasie, np. Morata lub Pepe, a drugie pół
puściłoby wolno, żeby zobaczyć co się stanie np. Benzema i Ronaldo.
Sergio nie zdawał sobie sprawy co może się zdarzyć, albo chciał
sprawdzić jak daleko się posunę.
-Jednak to prawda – spojrzała na mój wisiorek.
-Prawda – pokiwał głową Sergio. – Przyjechałaś do dziadków? – Zainteresował się.
-Wpadłam
na weekend. Potem planuję małe wakacje – uśmiechnęła się do mnie
delikatnie. Nie spodobało mi się to w jaki sposób wypowiedziała
„wakacje”.
-Skarbie, a może i my się wybierzemy do moich dziadków? W Pueblo del Sol jest wielkie pole golfowe – zwrócił się do mnie.
-Poważnie?! – Oczy zalśniły mi radośnie. – Uwielbiam golfa! Jedziemy!
-Jak wrócę – pocałował mnie w policzek.
-Pogram trochę na jachcie Benzemy… – pokiwałam głową z przekonaniem.
-Benzema da ci golfa na jachcie – zaśmiał się.
-Muszę iść. Miłych wakacji. Pa! – Pomachała nam Cristina i poszła.
-Nienawidzę jej! – Wysyczałam.
-To już wiem – objął mnie i spojrzał w oczy.
-Jak ty mogłeś nią chodzić? Jak? To jest debilka! Sadystka!
-Teraz mam narwańca, który kocha Real, ale nie potrafi wysiedzieć na meczu – roześmiał się.
-Canales, grabisz sobie – pogroziłam mu palcem, ale też się roześmiałam.
Wieczorem byłam już w Madrycie. Cieszyłam się, gdy zobaczyłam rozglądającego się Moratę.
-Alvarek! – Zapiszczałam i rzuciłam się mu na szyję.
-Cześć, zołzo! – Pocałował mnie w policzek i uśmiechnął się szeroko. – Poznaj mojego kumpla Pablo.
-Sarabia? – Wskazałam na niego placem.
-Rodriguez! – Puścił mi oczko. Roześmiałam się wesoło i wręczyłam Moracie moją walizkę.
-Znamy
się – machnęłam ręką. – To co tam, Pablo? – Wzięłam go pod rękę i
wyszliśmy z terminalu. Sarabię znam od dawna, bo od dziecka był w
młodzieżowych klubach Realu. Nie kumplowaliśmy się jakoś strasznie, ale
się znaliśmy.
-Jedziesz z nami na działkę do moich rodziców? – Spytał Alvaro, gdy jechaliśmy do domu Ikera autem Moraty.
-Karim w piątek ma być w Madrycie. Potem leci na Ibizę. Może śmigniemy z nim? – Zaproponowałam.
-No nie wiem… – zawahał się brunet. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na niego uważnie.
-Jesteś
moim przyjacielem, a ja tak bardzo chcę spędzić z tobą trochę czasu!
Pablo pojedzie z nami, co nie, Sarabia? – Spojrzałam na drugiego
chłopaka.
-Pewnie – pokiwał głową. – Na Euro jedziemy w połowie lipca to jeszcze zdążymy pojechać na tą działkę.
-Ines będzie zła – mruknął.
-Pewnie. Lepiej zostań. Twoja pani jeszcze się, nie daj Boże, obrazi! – Zironizowałam.
-Zaraz wysiądziesz – warknął zły.
-Może najlepiej już, co? – Zmierzyłam go morderczym spojrzeniem.
-Ej!
– Krzyknął Pablo. – Weźcie się ogarnijcie. Ana ma świetny pomysł z tym
jachtem. Ibiza to fajne miejsce. Potem damy czadu w Madrycie.
-Widzisz
– pokazałam język Alvaro. Jednak ta zaraza błyskawicznie chwyciła go w
dwa palce i ścisnęła z całej siły. – Ała! – Zapiszczałam. – Pojebalo
cię? Kulwa, co za zjeb – wymamrotałam sepleniąc. – Twoje scęście, ze nie
zobacę się telaz z Selgio, bo bym się mu poskalzyła.
Alvaro i Pablo
roześmiali się wesoło. Mnie jednak do śmiechu nie było! No, język mnie
bolał i mówić nie mogłam! To nie jest zabawne!
Gdy wysiadałam pod domem w środku paliły się światła. Pożegnałam się z chłopakami i pognałam do Sary.
-Cześć! Jak było? – Uśmiechnęła się na mój widok. Siedziała w saloniku i oglądała telewizję.
-Super – usiadłam obok niej. – Tęskniłaś za mną? – uśmiechnęłam się. Język mi się odblokował na szczęście.
-Bardzo! – Objęła mnie ramieniem i pocałowała w nos. – Jak Sergio?
-Nie widać? – Roześmiałam się. – Kocham go z każdym dniem coraz mocnej. Jedzie teraz z przyjaciółmi do Meksyku na tydzień.
-A
ty? Masz wakacyjne plany? Wybieramy się z Ikerem do Ameryki Łacińskiej i
zarezerwował trzy miejsca – spojrzała na mnie znacząco.
-O nie! –
Pokręciłam szybko głową. – Nie ma mowy, żebym pojechała z wami na
wakacje. Macie się cieszyć sobą, ja się nie będę plątać. Wybieram się z
Karimem na Ibizę. Namówiłam Moratę i Sarabię, więc będzie fajnie.
-Ślicznie wyglądasz – pogłaskała mnie po policzku. – Promiennie niczym małe słoneczko.
-To
zasługa Sergio – przytuliłam się do niej. – To był najpiękniejszy
weekend mojego życia – powiedziałam zgodnie z prawdą. Canales dał mi
tyle szczęścia co nikt. Był dla mnie najważniejszy i nic więcej się nie
liczyło.
Przez cały tydzień grzecznie kończyłam swoją edukację. Nie uciekałam z
lekcji, bo niby z kim? Morata spędzał każdą chwilę ze swoją Ines, bo
chciał jej wynagrodzić czas, gdy go nie będzie. Sergio wybył do Meksyku i
ograniczyliśmy się do pisania e-maili. Byłam spokojna i szczęśliwa.
W piątek, gdy zasiadałam do komputera przyszedł Karim.
-Gotowa na zabawę na Ibizie? – Rozwalił się na moim łóżku.
-Oczywiście – włączyłam pocztę. – Walizka czeka na dole. Morata i Sarabia będą na lotnisku.
-Naprawdę potrzebujesz jeszcze ich do szczęścia? – Westchnął.
-Tak.
Alvaro i ty jesteście dla mnie jak bracia. – Odwróciłam się i
spojrzałam mu w oczy. – Tacy bracia na równi ze mną. Nie jesteś
nadopiekuńczy jak Villa i troskliwy jak Torres. Niby masz mnie w dupie, a
jednak kochasz.
-Nie da się kochać takiej zmory – powiedział od drzwi Morata.
-Miałeś stawić się na lotnisku! – Krzyknęłam. – Gdzie Sarabia?
-Spoko – roześmiał się i usiadł obok Karima. – Pablo dojedzie sam. Mnie stary podwiózł do ciebie. To co mówiłaś na temat braci?
-Gówno – odwróciłam się w stronę laptopa. – Wiadomość od Trueby? – Zdziwiłam się.
-Może Canalesowi coś się stało? – Zażartował Alvaro. Zignorowałam go i szybko otworzyłam okno.
„Ana!
Piszę do Ciebie, bo się stęskniłem za Tobą! Nie mów Sergio, bo dostanę! Hahaha…
My się tu opalamy, jeździmy rowerami i pijemy! Jest czadowo! Wczoraj Maribel wpadła do basenu! Hahaha głupia cipa ;D
Obecnie siedzę pod parasolką i sączę drinka ;D hahaha z parasolką
Carlos
i Fer pływają w basenie, a Maribel i Bretanie się opalają. Sergio i
Cristina poszli na rowery. Ja nie wiem jak to można jeździć rowerem w
taki upał!!!
Pozdrawiam Cię gorąco i mam nadzieję, że przyjedziesz do Santander z Canalesem ;p”
Przeczytałam i krew się we mnie zagotowała. Cristina? Rowery? Canales?
Kurwa, już ja mu zrobię meksyk jak przyjedzie!
-Nieźle – mruknął Alvaro pochylony nad moim prawym ramieniem.
-No… – dodał Karim z lewej strony.
-Zabiję go – szepnęłam. – Nie powiedział mi nawet słowa! Nie umarłby od tego!
-Może wiedział, że się zdenerwujesz? – Podpowiedział Morata.
-A i tak się dowiedziała i będzie większy ambaras – podsumował Benzema.
-Karimku? – Uśmiechnęłam się do niego słodko.
-Co? – Spytał podejrzliwie.
-Chodzą za tobą paparazzi? – Nadal się uśmiechałam.
-Niestety – westchnął.
-No, to Sergio pożałuje – szepnęłam złowrogo. – Już ja mu pokażę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz