Gdy wróciliśmy do
Madrytu każde z nas pojechało do siebie. Byłam zmęczona i nie wyspana. W
duszy miałam mecz, który nie był rozgrywany w Madrycie. Canales
nazapraszał kolegów i miał oglądać. Ja wzięłam prysznic i poszłam spać.
W poniedziałek rano obudziłam się sama. Tak się cudownie składało, że
nie było mnie w szkole prawie od tygodnia. Moja edukacja leżała i
kwiczała. Nie miałam pojęcia o matematyce, chemii, biologii czy fizyce.
Geografia i języki to nie był problem. Historia też nie była tragedią.
Z trudem podniosłam się z łóżka i ubrałam. Jak zwykle elegancko, bo przecież szłam do szkoły. Jak dziś spotkam Evę i będę w złym nastroju to ją dotłukę.
Nałożyłam
różową kieckę, biały podkoszulek i jasną marynarkę. Do tego czarne
dodatki i oczywiście szpilki. Tak wystrojona zeszłam na dół.
-Śniadanie – Sara podsunęła mi talerz z kanapkami. – Jedz i podrzucę cię do szkoły.
-A Iker? – Wzięłam go ust kawałek ogórka.
-Pojechał na jakieś spotkanie promocyjne z Villą. No chodź – wyszła, a ja poszłam za nią.
Świetnie bawiłam się w Barcelonie jednak to Madryt dawał mi poczucie bezpieczeństwa. To w końcu moje miasto.
W szkole panowało
codzienne zamieszanie. Eva patrzyła na mnie przestraszona. Gdy usiadła w
ławce bała się odezwać. Na moje nieszczęście pierwsza była matematyka.
Jednak zamiast odrobić pracę domową ja… Bawiłam się z małym Ronaldo! A
potem bawiłam się w Barcelonie, ale to szczegół.
Wyjęłam telefon i napisałam wiadomość do Cristiano.
„Przez to, że tak kocham spędzać czas z Juniorem teraz dostanę opierdol, że nie odrobiłam lekcji!„
Gdy weszła nauczycielka w klasie panowała idealna cisza. Nikt się nawet nie ruszał.
-Rodriguez, pokaż pracę domową – powiedziała nagle belferka. Serce podeszło mi do gardła. Jak mnie Iker dorwie to zabije.
-Źle się czuję! – Poderwałam się i wrzuciłam wszystko do torby. – Muszę do pielęgniarki!
-Annabelle, wiem, że nie masz pracy domowej – warknęła. Modliłam się o cud, ale wiedziałam, że to niemożliwe.
-Mam, ale źle się czuję. Muszę iść! – Ruszyłam do drzwi.
-Witam! – Do klasy wparował Ronaldo, a mnie naprawdę zrobiło się słabo. Boże, czemu mnie tak każesz?!
-Cześć! – Za nim wszedł Pepe i Benzema. Nie!!!
-Ale czad! – Wrzasnął Marcelo i wskoczył do klasy. Tak, wskoczył!!! – Dawno nie byłem w szkole!
-A to ciekawostka – warknęłam.
-Wpadliśmy
z wizytą do naszych świetnych dziennikarzy! – Zawołał Benzema. – Co
tam? – Usiadł na pierwszej ławce i spojrzał jakiejś dziewczynie w oczy.
Nadal nie znam większej połowy klasy i mam to w dupie. Jestem jednak
pewna, że ta laska ma już mokro w gaciach chociaż ta ofiara nawet jej
nie zaczęła wyrywać! Co za świat? Co za ludzie?
-Koleżanka jakaś
blada – zauważył Cristiano z diabelnym błyskiem w oku. – Chodź – wziął
mnie pod rękę. – Zaprowadzę cię do lekarza – wyprowadził mnie z klasy.
-Na
łeb ci padło?! – Wyrwałam się za drzwiami. – Zabiję cię, ty kupo żelu! –
Uderzyłam go torebką. – Ty portugalska szmato! – Pisnęłam.
-Spokojnie Ana! – Roześmiał się. – Mam propozycję – objął mnie ramieniem i wyszliśmy na dwór.
-Mogłeś mnie zaprosić na dobry obiad a nie robić cyrk na cały Madryt! – wysyczałam.
-Dwudziestego drugiego maja zostaniesz chrzestną małego – powiedział jakby mnie nie słyszał.
-Pytasz czy stwierdzasz fakt? – Syknęłam.
-Przecież wiem, że chcesz – puścił mi oczko. – A teraz skoczymy na zakupy i coś ci wybierzemy.
-Zapomnij,
pacanie. Muszę wrócić na resztę lekcji – usiadłam na ławce. – Ty
myślisz, że ja mogę tak ciągle zwiewać? W tamtym tygodniu byłam w szkole
tylko w poniedziałek! – Wrzasnęłam.
-To i tak dużo. Potrzebujesz
odpoczynku nie fizycznego, ale psychicznego – spojrzał na mnie z troską.
– Za dużo myślisz o innych. Słyszałem o akcji z Villą, super! – Wyjął
telefon i do kogoś zadzwonił. – Siemka. Słuchaj przyjedź pod szkołę
Annabelle… Natychmiast. Masz jej się pomóc zrelaksować… Dobra –
rozłączył się. – Nic ci tak nie pomoże jak Canales – uśmiechnął się
radośnie.
-Tak – zgodziłam się i nawet ucieszyłam się, że mam takiego durnowatego Ronaldo.
-A my powiemy nauczycielce, że się źle czujesz – wyszczerzył się i pomaszerował do szkoły.
W
następnej chwili podjechał bus. Zatrzymał się na chodniku i wyskoczyło z
niego kilku gości z kamerami i aparatami fotograficznymi. Olali mnie
totalnie i popędzili do szkoły. Jeden został i rozstawił kamerę przy
mnie.
-Co jest? – Spytałam go. Facet spojrzał na mnie uważnie.
-Piłkarze Realu Madryt – burknął.
-Spoko
– pokiwałam głową i wyszłam na ulicę. Nie mogę dopuścić, żeby Canales
wpadł wprost pod obiektyw kamer! Znając jego to tak właśnie by się
stało.
-Cześć! – Zawołał gdzieś za mną. Podbiegłam do niego i zakryłam mu usta dłonią.
-Ani słowa. Dziennikarze tu są, bo w środku szaleje Ronaldo, Benzema, Pepe i Marcelo.
-A po co oni tu przyszli? – Złapał mnie za rękę i poszliśmy chodnikiem.
-Bo
nie miałam pracy domowej z matmy i powiedziałam Ronaldo, że to jego
wina – westchnęłam. – Gdy nauczycielka chciała mnie pytać zjawił się
Cristiano i banda.
-Ech, Ana – objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. – Głodna?
-Nie. Jestem padnięta chociaż spałam tak długo. Ej… – Przypomniało mi się nagle. – Wczoraj Real wygrał i co? Nie było biby?
-Była – odpowiedział. Zagotowało się we mnie.
-Canales, któregoś pięknego dnia tak ci przypierdolę, że nic po tobie nie zostanie! – Warknęłam.
-Gdy
Karim zadzwonił do was do domu odebrała Sara i powiedziała, że śpisz.
Oczywiście chcieli cię budzić, ale powiedziałem, żeby dali spokój. Iker
mnie poparł i nikt się nie sprzeciwił. Nie martw się- roześmiał się. – W
środę gramy mecz charytatywny z Murcją, więc też będzie biba.
-W sumie już nie potrzebujemy imprez. Możemy się całować, gdzie nam się podoba – wsiadłam do jego samochodu.
-Co ty nie powiesz? – Roześmiał się i ruszył.
-Sergio? – Zapytałam po długiej ciszy, kiedy on skupiony był na wpatrywaniu się w drogę i GPRS-a, a ja podziwiałam Madryt.
-Tak? – Mruknął i zatrzymał się na czerwonym świetle.
-Jak
się zachowuje typowa para? – Wypaliłam. Spojrzał na mnie zaskoczony. –
No wiesz co robi oprócz całowania się i miziania? Nie miałam zbyt
normalnego związku – podrapałam się po głowie. – My z Danim głównie… –
Urwałam, a on ruszył dalej.
-Ja głównie oglądałem z Cristiną
telewizję i filmy. Czasem chodziliśmy do kina, ale nie miałem zbyt
wielkiego pola do manewru. Ona nie lubiła moich znajomych, a ja nie
znałem miasta.
-Nadal nie znasz – wzruszyłam ramionami. Stwierdziłam tylko fakt. Jego szczęście, że ja Madryt znam jak własną kieszeń.
-Tak właściwie to na czym polegał twój związek z Danim? – Zainteresował się, gdy wysiedliśmy na jego osiedlu.
-Nie chcesz wiedzieć – ruszyłam do windy.
-Chcę! – Wszedł do niej za mną. – Więc mi odpowiedź!
-Teraz tego nie chcę – położyłam mu dłonie na piersi. – Nie chcę – szepnęłam.
-Co wy takiego robiliście? – Wystraszył się.
-To
– przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Oparłam się o ścianę, a on
położył na niej ręce. Mój żołądek świrował, serce waliło jak szalone.
-To nie tak źle – wymruczał mi do ucha i poszliśmy do niego.
-Źle,
bo poza tym i chodzeniem do łóżka nie było nic – westchnęłam i zdjęłam
buty. – Nie miałam dreszczy, motyli w brzuchu, serce nie chciało mi
wyskoczyć z piersi… Czułam do niego jedynie pociąg fizyczny – zdjęłam
marynarkę i rzuciłam ją na podłogę. Sergio podniósł ją i powiesił na
wieszaku. – Był i już – położyłam torebkę i zegarek na ławie w salonie. –
To było takie puste – usiadłam na kanapie i zaczęłam głaskać leżącego
tam Coona. Na mój widok zamerdał wesoło ogonem. – Kochałam go, ale jak
przyjaciela. Takiego przyjaciela do łóżka.
Sergio usiadł obok mnie i założył moje nogi na swoje kolana.
-A teraz jak jest? – Uśmiechnął się.
-Patrzę
w te twoje oczka… – Ujęłam jego twarz w dłonie. – I nic więcej mi nie
trzeba. Dajesz mi to wszystko czego chcę. Dani przy tobie to jedna setna
– spuścił głowę, a ja położyłam sobie ręce na brzuchu.
-Wiesz… –
Zaczął masować moje stopy. Natomiast ja zaczęłam się zastanawiać czy on
nie ma jakiegoś dodatkowego zmysłu wyczuwającego moje potrzeby. Skąd on
wiedział, że bolą mnie nogi? Nie skarżyłam się i nawet szłam normalnie! –
Nigdy tak zacięcie o nic nie walczyłam jak o ciebie – uśmiechnął się
delikatnie. – Uczucie do ciebie było silniejsze niż mój zdrowy rozsądek,
niż przywiązanie do Cristiny. Pojawiłaś się, a ja oszalałem.
-Żałujesz? – Szepnęłam i zamarłam. Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy.
-Nie. Niczego. Każdy nasz gest, każde słowo zmierzało właśnie do tego. Bóg tak chciał – wzruszył ramionami.
-Wierzysz w Boga czy przeznaczenie?
-Boga, który ma wobec każdego określony plan. Wie o każdym naszym posunięciu.
-Pięknie
– usiadłam mu na kolanach i objęłam ramionami za szyję. – Jak nie wiem
jak mogłam pokochać piłkarza?! – Westchnęłam. – I to dodatkowo piłkarza
Realu! – Prychnęłam.
-Ciągnie wilka do lasu – puścił mi oczko. – Chcesz wracać do szkoły czy jednak zostaniesz?
-A co będziemy robić? – oboje zerknęliśmy na telewizor i PlayStation. Tak, byliśmy ludźmi z podobnymi zainteresowaniami.
-To jak? – Spytał.
-Jak wygram to zrobisz obiad! – Rzuciłam się po joystick.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz