17. Kolejne podejście.
Od piątku postanowiłam zmienić swoje życie. Zaczęłam od ciuchów. Sara pozwoliła mi skorzystać z jej szafy. Nie mogłam ze swojej, bo znajdowały się w niej jedynie stroje sportowe! Tak, tak. Kochany Ikerek.
Wybrałam obcisłe jeansy, sweterek w paski, szpilki z zabawną wisienką i torebkę. Od siebie wzięłam tylko biały zegarek z Adidasa.
Iker na mój widok uśmiechnął się szeroko.
-Piękna jesteś. – Objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. Nic nie odpowiedziałam. Poszliśmy do samochodu. Drogę na stadion pokonaliśmy rozmawiając o jakiś bzdurach. Casillas chciał mnie zagadać, ale mało skutecznie. Ja próbowałam uruchomić w sobie pokłady złości, żeby pyskować każdemu, kto się nawinie.
Iker podwiózł mnie pod samą szkołę i odjechał. Weszłam do środka z bojową miną. Koniec tego dobrego.
Pierwszy był angielski. Słuchając niemrawych i koślawych wypowiedzi moich koleżanek wpatrywałam się w okno.
-Rodriguez może opowiesz nam co tam widzisz za tym oknem? – Spytała nauczycielka po angielsku. Spojrzałam na nią spokojnie.
-Nic ciekawego – odparłam w tym samym języku. – Mogę coś zmyślić jeśli pani tego chce.
-Byłaś kiedyś w Anglii? – Zainteresowała się. – Albo w jakimś kraju anglojęzycznym?
-Nie, ale wybieram się do Torresa, do Londynu. Nie musi się pani podniecać tym jak płynnie mówię po angielsku. Znam też portugalski, francuski i czeski. Gdy moje koleżanki…. – Rozejrzałam się z pogardą po klasie. – Oglądały bajeczki, albo piszczały na widok jakiegoś piłkarza, ja uczyłam się języków, trenowałam gimnastykę i grałam w piłkę z waszymi idolami. – Zadzwonił dzwonek, ale nikt nie drgnął. – Wybaczy pani, ale nie mam zamiaru się dziś przebierać. – Wstałam. – Ani dziś, ani nigdy. – Wyszłam z klasy przy stukocie moich szpilek. Proszę. Teraz nie jestem ewenementem tylko dla piłkarzy Realu Madryt. Dla klasy też.
Na stadionie strasznie się nudziłam. Czemu Iker mi to zrobił i zapisał mnie do tej szkoły? Czemu?!
Siedziałam na trybunach i wpatrywałam się w trenujących piłkarzy. To, że nie będę się zbliżać do Canalesa nie oznacza, że mam zrezygnować z oglądania piłki nożnej.
-Zagramy o coś? – Obok mnie niepostrzeżenie pojawił się Mourinho.
-Jak to? – Nie zrozumiałam. Usiadł przy mnie i uśmiechnął się szelmowsko.
-Zagrasz z chłopakami. Jeśli twoja drużyna wygra, a zaliczysz asystę, albo sama strzelisz gola, nie będziesz nigdy chodzić na zajęcia na Bernabeu z klasą.
-I co będę w zamian za to robić? – Zaciekawiłam się.
-Kilka ulic dalej jest szkoła średnia. Językowa. Znasz cztery dodatkowe języki. Poradzisz sobie.
-Po portugalsku mówię jak rodowita Portugalka – powiedziałam w tym języku.
-Wiem – uśmiechnął się szeroko.
-Chętnie zagram, ale pod warunkiem, że nie gram z hiszpańskojęzycznymi piłkarzami.
-Stoi – uścisnęliśmy sobie dłoń. – W szatni czeka na ciebie strój.
-Korki mam swoje – wstałam. – Tak na wszelki wypadek je noszę – uśmiechnęłam się szeroko i popędziłam do szatni. Znalazłam tam strój Realu Madryt z moim nazwiskiem. Na plecach miałam numer piętnaście. Obok leżała lista piłkarzy, którzy nie mają narodowego języka hiszpańskiego. Błyskawicznie się przebrałam i wyszłam na murawę. Włosy związałam w kucyk i nałożyłam opaskę. Wyglądałam jak zawodowa piłkarka.
-ANNABELLE!!! – Ryknął Marcelo.
-Zagramy mecz – powiedział Mourinho. – Oto składy… – Podałam mu kartkę. – Casillas, Ramos, Arbeola, Albiol, Gago, Ozil, Granero, Alonso, Di Maria, i Canales. Druga drużyna: Dudek, Carvahlo, Pepe, Marcelo, Kaka, Lassana, Adebayor, Ronaldo, Benzema i Rodriguez.
-Co za Rodriguez? – Zainteresował się Marcelo. Odwróciłam się do niego plecami, by zobaczył nazwisko, a on aż pisnął z radości.
-Dlaczego my nie mamy żadnego napastnika i gramy tylko po dziesięć osób? – Spytał Canales.
-Bo chcę, żebyś przegrał – odpowiedziałam i odbiegłam kawałek, żeby się rozgrzać. Widziałam jak na trybuny wchodzi moja klasa. Pewnie zwiedzają Bernabeu w nadziei, że spotkają jakiegoś piłkarza.
-Ana o co chodzi? – Podszedł do mnie Ronaldo.
-O moje być albo nie być – puściłam mu oczko i dalej się rozciągałam.
-To oczywiste, że wygramy – powiedział Benzema.
-Wiem. Mam prośbę. Rozmawiajcie między sobą jedynie po portugalsku.
-Ale ja nie znam! – Zawołał Karim.
-Ty po francusku. Dudek ty po polsku, znam czeski to może coś zrozumiem. Jestem waszym łącznikiem. Mamy nad nimi przewagę, bo znamy hiszpański – wstałam z murawy. – Idę na atak, bo muszę strzelić gola.
-Podamy ci – pokiwał głową Cristiano.
Mourinho zagwizdał i zaczęliśmy grać. Przy nich byłam cienka, ale chłopcy naprawdę mi pomagali. Mogłam stać przy bramce Ikera i by nic się nie stało.
-No, Ana! – Krzyknął Canales, gdy go podcięłam.
-Mówiłam, że dla ciebie Rodriguez! – Wzruszyłam ramionami i pobiegłam dalej.
-ANA! – Wrzasnął Benzema. Podał mi, a ja tylko prosto kopnęłam. Iker chyba był w lekkim szoku, bo nawet nie próbował zatrzymać piłki.
-Gol! – Ucieszyłam się.
-Super! – Ronaldo wziął mnie na ręce i zaczął się kręcić w kółko. Piszczałam jak głupia, ale mnie nie puścił.
-To o co graliśmy? – Dociekał Marcelo.
-O moją nową szkołę – spojrzałam na Ikera, który się uśmiechnął. – ŻEGNAJCIE FRAJERKI! – Wrzasnęłam w stronę trybun i pokazałam środkowy palec. Mourinho się roześmiał i wszedł do tunelu.
-Idziemy się myć! – Zarządził Benzema i puścił do mnie oczko.
-CO??? Ja z wami nigdzie nie idę! – Zaczęłam się wyrywać.
-Nie, iść nie pójdziesz. Zaniesiemy cię – roześmiał się Cristiano.
Postawił mnie dopiero w szatni. Rozejrzałam się spanikowana. Gdzie do cholery jest Casillas?!
-Miałeś być moim opiekunem! – Wypomniałam Ronaldo i schowałam się za jego plecami. Widziałam jak Canales zdejmuje koszulkę i drapie się po głowie tworząc na niej uroczy bałagan.
-No przecież jestem – odwrócił się do mnie twarzą i uważnie spojrzał w oczy. – Chcesz go, co? – szepnął po portugalsku. Znowu zerknęłam na Sergio i z trudem przełknęłam ślinę. Nie było sensu zaprzeczać. – Marcelo! – Odwrócił się Ronaldo. – Zamknij gdzieś młodego – rozkazał.
-Młodego? – Spytałam.
-Jest z nas najmłodszy i cholernie zdolny – uśmiechnął się. Po chwili po szatni poniósł się krzyk wściekłego Sergio. Oparłam czoło na torsie Cristiano.
-Iker mnie zamorduje. Miałam się do niego nie zbliżać! – Odepchnęłam go i wybiegłam stamtąd. Canales to nie moja bajka. Muszę się tego trzymać.
Usiadłam na ławce trenerskiej i ukryłam twarz w dłoniach.
-Może powinnam wrócić na dzielnicę? Nie miałam tam wszystkiego, ale miałam chociaż święty spokój. Dani dawał mi poczucie bezpieczeństwa, może mogłabym z nim zamieszkać? Nie pił za dużo, nie palił często, uczciwie pracował. Kto wie? Może za kilka lat zostałabym jego żoną i matką jego dzieci?
-Nie – usłyszałam gdzieś blisko. Podskoczyłam jak oparzona, gdy zobaczyłam przed sobą Sergio.
-Czy ja to wszystko powiedziałam na głos? – wyszeptałam.
-Tak – usiadł obok. – Przysięgam ci… – Wziął mnie za rękę, a po moim ciele przeszedł dreszcz. – Że będę tylko twoim przyjacielem. Nie dotknę cię, nie pocałuje, ale nie wyjeżdżaj. – Spojrzał mi w oczy, a ja przepadłam z kretesem. Niebieskie oczy mnie hipnotyzowały i sprawiały, że miałam problemy z myśleniem.
-Zgoda – wyrwałam rękę. Nie wiem skąd ja biorę tyle silnej woli. – Tylko przyjaciele – wstałam. – To idź do szatni i zabierz moje rzeczy, bo ja tam raczej nie wejdę – uśmiechnęłam się.
-To jaki numer, Rodriguez? – Też wstał.
-Piętnaście, Canales.
-Obok mnie – puścił mi oczko i odszedł. Westchnęłam ciężko. Tylko przyjaciele, tylko przyjaciele, tylko przyjaciele!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz