Patrzyłam na matkę
Sergio i dopiero po chwili olśniło mnie, żeby zejść z Moraty. Zsunęłam
się z jego pleców i stanęłam przed nim.
-Dzień dobry – odpowiedziałam.
-Kim jesteś? – Spojrzała na mnie przenikliwie, a Yuli za nią schowała twarz w dłoniach.
-Ana Rodriguez – powiedziałam szybko.
-Annabelle – wtrąciła Yuli, jakby to miało coś wyjaśnić.
-TA Annabelle? – Pani Madrazo spojrzała na córkę.
-Raczej – pokiwała głową pisząc SMSa i nie odrywając wzroku od ekraniku komórki.
-Jak to raczej? – Syknęła.
-Jak
widziałam ją ostatnio miała na sobie damskie ciuchy, a nie ubrania
Sergio. Dodatkowo szyję miała usianą malinkami i nie była taka trupo
blada – mruknęła.
-Wejdźmy – wskazała mieszkanie. Przepuściłam ją w drzwiach i zrobiłam głupią minę do Moraty.
-Zostać z tobą? – Wyszeptał.
-Daruj sobie – westchnęłam. – Cristina to przy tym nic. Cześć – cmoknęłam go w policzek i poszłam do salonu.
Pani
Madrazo siedziała na kanapie i spoglądała na telewizor przy którym
stało kilka puszek po pepsi i leżało pudełko po pizzy. Miałam zamiar tu
wrócić wieczorem!
Yuli oparła się o drzwi tarasowe i spoglądała raz na mnie, raz na matkę. Nie rozstawała się z telefonem.
-Nie
będę tego tolerować – powiedziała spokojnie i wstała. – Mój syn i mąż
nie mogą się ciebie nachwalić. Yuli nie wypowiedziała na ciebie złego
słowa, ale to! – Wskazała drzwi, za którymi zniknął Alvaro. – To
przesadziłaś!
-Ale… – zaczęłam.
-Nie! – Machnęła ręką. – Nie
pozwolę na to, żeby byle karierowiczka zniszczyła życie mojego syna!
Sądziłam, że dziewczyna, która nosi moje rodzinne pamiątki jest kimś
wspaniałym. Jednak się pomyliłam. Zamydliłaś oczy mojemu synowi!
-To nie tak – westchnęłam i spojrzałam na Yuli. Tak tylko wzruszyła ramionami.
-Nie interesuje mnie jak. Poproszę klucze – wyciągnęła rękę. – Swój związek z Sergio możesz uznać za skończony.
-Słucham? – Wyszeptałam.
-Kluczyki!
– Powoli wyjęłam je z torebki i podałam jej. – A teraz pierścionek i
zawieszkę – zażądała. Krew się we mnie zagotowała.
-Proszę – zdjęłam pierścionek i jej podałam. – Zawieszkę oddam tylko Sergio! – Warknęłam i wyszłam. Tak, na bosaka.
-Chodź – stojący za drzwiami mieszkania Morata, wziął mnie na ręce.
-Ona mnie nienawidzi i nawet nie dała sobie nic powiedzieć – wyszeptałam w jego szyję.
-Chcesz być z nim, a nie jego matką – mruknął.
-Taaa… – szepnęłam.
Gdy wróciłam ze szkoły w domu panowała cisza. Sara była jeszcze w pracy.
Chyba
zacznę nienawidzić wakacje. Nikogo nie ma w tym zasranym mieście!
Jedynie Morata, ale nie będę go ciągle terroryzować swoją osobą.
Ciekawe
co robi Unai? Chociaż nie. Nie dam rady i nie mam ochoty na bezsensowne
dyskusje z nim. Potrzebuję odpoczynku. Potrzebuję Sergio…
Było mi tak pusto bez tego pierścionka. Jak debilka oddałam moją obietnicę szczęścia! Chyba mnie pojebało!
Po
dowleczeniu się do swojego pokoju i otworzeniu szafy zdumiał mnie fakt,
że oprócz ciuchów, które kupuje dla mnie Sara (to te, w których mogę
się pokazać w szkole i na ulicy), obok ikerowego Adidasa znajduje się
też coś z Nike. Ciekawe, że ciągle mam szmaty z Adidasa, skoro Casillas
ma podpisany kontrakt z Reebokiem. O! Przepraszam! Z Reeboka też coś
jest, chociaż niewiele. Może on w porozumieniu z Realem dostaje damskie
fatałaszki dla mnie? Kto go tam wie.
Wyciągnęłam
spodenki z Nike, bluzę i bluzkę z Adidasa i japonki z Reeboka. Do tego
tradycyjnie zegarek. Zastanawiające jest to ile zwykła dziewczyna (bo za
taką się uważam, mieszkanie z Ikerem to przypadek) posiada zegarków.
Takie cacka nie były tanie, ale widać Ikerek po pracy nie miał co robić i
na co wydawać szmalu. Na jego łapsku też co dziennie widziałam inne
cudo.
Wystrojona, z koszulką Canalesa na ramieniu, przemaszerowałam
do saloniku na dół. Włączyłam telewizor i położyłam się na kanapie.
Nigdy nie sądziłam, że moja przyszła teściowa będzie taka… nie fajna.
Wyobrażałam sobie, że będziemy sobie gawędzić i będzie sympatycznie. Z
matką Marcosa się lubiłam. Alonso strasznie się bulwersował, gdy
przychodziłam do niego, a więcej czasu spędzałam z jego mamą. Z
perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że to nie była miłość. Tylko
zwykłe zauroczenie.
Mimowolnie spojrzałam na półkę z książkami. Może by coś tak poczytać?
Wstałam
i podeszłam do biblioteczki. Otworzyłam ją i przejechałam palcem po
grzbietach tomów. Dawniej uwielbiałam siadywać na parapecie swojego
pokoju, puszczać cicho jakąś symfonię i czytać. A teraz? Latam jak kot z
pęcherzem i nic nie robię. Przecież ja dawniej znałam całego Harry’ego
Pottera niemal na pamięć! Po przeprowadzce na dzielnicę dostałam kilka
tomów od Daniego. Przeczytałam, a potem ciotka je spaliła. Głupia
szmata.
Nagle mój wzrok spoczął na błękitnej okładce i napisie „Annabelle Sol Rodriguez Dietl” na grzbiecie. Wyjęłam to bez wahania.
Rany! Mój pamiętnik! Zostawiłam go u Ikera kilka dni przed wypadkiem rodziców. Nie pisałam w nim dużo, ale jednak coś.
Wróciłam na kanapę i otworzyłam. Poznałam swoje niecierpliwie stawiane literki. Zawsze się gdzieś śpieszyłam. Zawsze!
„MÓJ IDEAŁ.
Chłopak, który skradnie mi serce musi być:
1. Piłkarzem Realu Madryt. Obojętnie której drużyny. Real to Real.
2. Musi być ode mnie wyższy!
3. Mapę Madrytu musi mieć w jednym palcu.
4. Nie może dać mi sobą pomiatać.
5. Ma mieć brązowe włosy.
6. Koniecznie czekoladowe oczy.
7. Musi być cierpliwy, bo ja nie jestem.”
Przeczytałam i zamarłam. Wszystko idealnie pasowało do… Moraty!
Zawsze
trzymałam się swoich punktów, a jak spotkałam Canalesa wszystko trafił
szlak. Był piłkarzem Realu, ale już niedługo. Był wyższy to fakt. Madryt
niby znał, ale pomagał mu w tym GPRS. Nie dawał mi sobie wejść na głowę
i był cierpliwy. Jednak był niebieskookim blondynem. Blondynem!
Przełożyłam kartkę.
„Dzisiaj
kończę szesnaście lat. Jest dokładnie 12 marca 2008 roku. Siedzę w
salonie Ikera i udaję, że nie słyszę jak Unai liczy świeczki na torcie.
Jebane cioty myślą, że jestem głucha! Zaraz zwali się cała drużyna, a ja
mam tyle motyli w brzuchu! Nie, nie z powodu miłości. To znaczy tak,
ale nie do chłopaka, tylko do klubu. Real Madryt to moje życie. Chociaż
ciężko mi wysiedzieć na meczu, bo mnie nosi. Wolę być na ławce
trenerskiej, albo przy linii boiska. Podawać piłki, ręczniki czy wodę.
Marcos dziś też przyjdzie. Wkurza mnie ostatnio. Chyba mu przywalę w ten
durny łeb. Powiedział, że jestem za zaborcza! Ja? Zaborcza?! Jak
powiedziałam o tym Gutiemu to się tylko roześmiał. Reza popukała się w
czoło i powiedziała, że posiadanie chłopaka to straszny kanał. Ciekawe
dlaczego ona nikogo nie ma? Jest taka ładna, potrafi grać w piłkę i
wytrzymuje cały mecz! Raul kazał mi uciekać, bo miał coś do załatwienia.
Marcelo wsadził mnie do szafki i dopiero Pepe mnie uwolnił. Oni są
chorzy, ale kocham ich z całego serca. Wczoraj podpatrzyłam co kupił mi
Higuain. Piękny srebrny pierścionek z granatowym oczkiem. Znaczy się nie
wiem czy srebrny, bo to może jakiś inny metal. W każdym razie cacko.
Jak mnie zobaczył to aż krzyknął i kazał spadać. Wtedy właśnie
przypałętał się Robinho i chciał mnie wyłaskotać, ale ocalił mnie Dudek.
O! Idą z tortem! Higuain ma pudełeczko!”
Przejrzałam zeszyt dalej, ale były z nim pojedyncze zdania typu: „Pepe to gnida.” „Marcelo już nie żyje!”, „Unai jest dnem dna!!! Zasrana kupa.„, „Reza powinna się zakochać to nie będzie taka upierdliwa.” Nawet był dopisek Gutiego! „Hahahaha,
Reza powinna się wyprowadzić do Barcelony, zacząć pracować w Espanyolu i
być z Vazquezem! Wtedy każdy odetchnie z ulgą, Alvaro dostanie o czym
marzył, a Reza będzie miała do kogo się przytulać i przestanie
napastować małych Ziadane’ów!”. Jakim Vazquezem? Nie pamiętam nikogo takiego.
Potem jednak pośród moich dziwnych obrazków trafiłam na rarytas.
„11 PRZYKAZAŃ DLA MOJEGO CHŁOPAKA.
1. Rozmawia ze mną.
2. Dzieli się ze mną tajemnicami.
3. Daje mi swoją bluzę.
4. Całuje mnie.
5. Akceptuje moich przyjaciół.
6. Pozwala mi siadać na swoich kolanach.
7. Nie okłamuje mnie.
8. Jest przy mnie kiedy mnie potrzebuje.
9. Staje w mojej obronie.
10. Ociera mi łzy, kiedy płacze.
11. Kocha mnie mimo wszystko.”
Marzenia smarkatej dziewczyny. Jaka ja kiedyś głupia byłam.
Odłożyłam zeszyt i zakryłam twarz koszulką Sergio. Już jutro będziesz mój, już jutro…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz