28. Dwa zaproszenia.

Gdy obudziłam się w poniedziałek rano miałam tylko jedną myśl: Sergio!
To na pewno jest jakaś choroba umysłowa i serio trzeba mnie gdzieś zamknąć.
Ubrałam się elegancko, jak zwykle do szkoły. Sama nie wiem skąd mam w szafie spódnicę, bluzkę i niebieską marynarkę. Nie wspomnę o torebce. Może Sara albo Oli robią zakupy, a potem mi je podkładają?
Zeszłam na dół, ale odmówiłam jedzenia śniadania. Po co mam wciskać w siebie żarcie na siłę?
Iker odwiózł mnie pod szkołę i tym razem pojechał do miasteczka sportowego Realu Madryt. Znajdowało się daleko, ale spokojnie bym tam trafiła.
-Cześć! – Krzyknęła na mój widok Eva. – Co tam? – Wzięła mnie pod rękę i poszłyśmy do klasy.
-Spoko, a u ciebie? – Uśmiechnęłam się i usiadłam w ławce.
-Nuda. Co robiłaś w sobotę? – Usiadła obok mnie.
-Byłam na imprezie. Nie wyspałam się. – Ziewnęłam i starym zwyczajem położyłam telefon na ławce. Eva podskoczyła jakby zaraz miał zadzwonić.
-I kto był? Co się działo? – Wyszeptała podekscytowana.
-Był Real i nic się nie działo – usiadłam wygodnie.
-Nie było mnie w piątek i nie mogłam ci powiedzieć! Moja przyjaciółka zerwała z tym piłkarzem!
-Serio? – Mruknęłam. A co mnie obchodzi z kim zerwała?
-Okazał się straszną świnią, bo… – W tym momencie zadzwonił dzwonek, a ja odetchnęłam z ulgą.
Przez cały dzień Eva jak nakręcona nawijała o lekcjach i pracach domowych, więc miałam spokój.
Po południu, gdy wyszłyśmy ze szkoły zadzwonił mój telefon.
-Czołem babciu! – Zawołałam po portugalsku, gdy odebrałam.
~Cześć kochanie! – Zaskrzeczał Cristiano. – Ale jazda! – Roześmiał się.
-Co jest? – Zainteresowałam się i weszłyśmy do jednej z kawiarni. Nawet nie odpaliłam mu żadnego zgryźliwego tekstu taki miałam dobry humor.
~Będzie uroczysta kolacja w Realu Madryt! Taki mini bankiet! Mają obowiązywać barwy klubowe! Wyobrażasz to sobie?! Tylko granat i biel!
-Masz granatowy garnitur? – Zaśmiałam się wesoło. – Czy przywalicie w sportowych ciuchach?
~Mamy mieć czarne garnitury z logo klubu na piersi. Fajnie, nie?
-Zajebiście. Tylko czemu mi to oznajmiasz? Mam ci przyszyć to logo czy jak? – Wskazałam Evie co chce zamówić i zerknęłam na ulicę.
~Mówię ci, bo to ma być z osobami towarzyszącymi. Irinka ma dla ciebie świetny zestaw!
-Super Cristiano, tylko jest małe „ale” – westchnęłam.
~Tak? A niby jakie? – zdziwił się.
-Nikt mnie nie zaprosił, czyli nigdzie nie idę.
~Ale to jest dopiero w środę! Czyli zdążysz się zaprosić!
-Czy u was wszystko naprawdę rozgrywa się tak szybko?
~A na co mamy czekać i życie marnować? – Zaśmiał się. – Canales bankowo cię zaprosi tylko nie odbieraj telefonów od nikogo innego! - Zastrzegł.
-Czemu? – Nie zrozumiałam.
~Bo nie tylko on chce z tobą iść, ale tylko on ma moje i Karima błogosławieństwo.
-Niby kto jeszcze chce ze mną iść? – Zainteresowałam się.
~A mało to takich? Tylko pamiętaj! Nie odbieraj! Najlepiej wyłącz telefon. Nawet Canales niech się pofatyguje osobiście.
-Madryt to takie wielkie miasto. Real ma ponad dwudziestu piłkarzy… Jakim cudem co krok któregoś spotykam? – Westchnęłam, patrząc na ulicę.
~Kogo widzisz? Kogo?! – Wrzasnął. - Chowaj się! Szybko!
-Canalesa – odpowiedziałam spokojnie.
~A to luz – uspokoił się. – Pomachaj mu. Może cię zauważy. Chociaż to wątpliwie, bo młode to a ślepe jak kret!
-Pa – rozłączyłam się. Sergio zauważył mnie już dawno. Wszedł do kawiarni i podszedł do nas.
-Cześć – powiedział na powitanie. Cmoknął mnie w policzek i się uśmiechnął. – Mogę?
-Pewnie! – Krzyknęła Eva. Przewróciłam oczami, ale nie mogłam ukryć, że cieszę się na jego widok.
-Ana, mam sprawę. – Ujął moją dłoń w swoją.
-Jaką? – Udałam, że nie wiem o co chodzi.
-Chwilka – wziął mój telefon i go wyłączył. – Pójdziesz ze mną na uroczystą kolację Realu Madryt? – Spytał. Spojrzałam w te niebieskie oczy i uśmiechnęłam się szeroko.
-Pójdę – kiwnęłam głową.
-Super – pocałował mnie w dłoń. – Obowiązują barwy klubowe.
-Daj telefon – poprosiłam. Wyjął swój sprzęt i mi go podał. Wybrałam numer Cristiano i czekałam aż odbierze.
~Czego chcesz Canales? Miałeś poszukać Any i ją zaprosić! Machała do ciebie! Nie zobaczyłeś?! Mówiłem, żebyś szerzej te gały otwierał! – Syknął Ronaldo.
-Babciu, powiedź Irince, że chętnie skorzystam z tego zestawu – powiedziałam po portugalsku.
~Ana! Bomba! Super, zaraz powiem! – Rozłączył się. Oddałam Sergio telefon i się uśmiechnęłam.
-Co tam w szkole? – Spytał i spojrzał na Evę, która wyglądała jakby miała zaraz paść na zawał.
-Dobrze – odpowiedziałam mu i spojrzałam na zegarek. – Muszę iść – wstałam. – Mam odebrać książki z księgarni.
-Pójdę z tobą – Sergio też wstał. – Miło cię było zobaczyć – powiedział do Evy. Wyszliśmy nadal trzymając się za ręce. – To gdzie ta księgarnia? – Rozejrzał się po ulicy.
-Tu. – Objęłam go ramionami za szyję i pocałowałam krótko.
-Ciekawe miejsce – zaśmiał się.
-Zajebiste, nie? – Przytuliłam się. – Ładnie się starasz.
-Gdy mam wrażenie, że jest dobrze ty uciekasz jak wczoraj – westchnął.
-Poniosło mnie trochę – zaśmiałam się.
-Lody? – Wziął mnie za rękę i ruszyliśmy spacerkiem przez słoneczną ulicę Madrytu. Oczy Sergio błyszczały, usta się śmiały, a mnie szczęście rozpierało od środka. Tak, było mi dobrze, bardzo dobrze. – Wiesz… – Zaczął, ale urwał. – Skoro ty powiedziałaś mi wczoraj dwie tajemnice to ja też zdobędę się na odwagę.
-Odwagę w związku z czym? – Zaciekawiłam się.
-Zaproszenie na kolację idzie wprost z mojego serca, ale to Ronaldo mnie zmotywował do tego by cię zaprosić.
-Cristiano? Niby jak? – Roześmiałam się wesoło.
-Powiedział, że Benzema i Higuain nie mają z kim iść.
-Ciekawe… – Ci piłkarze to nie tylko doskonały kanał plotkarski, ale też dobre oszukańce.
Zatrzymałam się przy budce z lodami. – Dwie gałki rumowych – zwróciłam się do sprzedawcy.
-Dla mnie pistacjowe – powiedział Sergio. Wzięliśmy lody i zapłacił. – Moja siostra cioteczna bierze ślub.
-Mówiłeś, że ma złamane serce – oblizałam swoje słodkie już usta.
-Cioteczna siostra, nie rodzona. Dina Rehlo Canales – uśmiechnął się. – Na początku czerwca wychodzi za mąż. Ślub i  wesele odbędzie się w Santander. Pójdziesz ze mną? – Spytał i spojrzał na mnie niepewnie.
-Jako kto? – Wyrwało mi się.
-Koleżanka? Przyjaciółka? Obiecuję, że włos ci z głowy nie spadnie! – Położył sobie dłoń na piersi.
-Zgoda – uśmiechnęłam się radośnie. – Ale zamień się, bo już mi niedobrze. – Oddałam mu swojego loda i zabrałam jego. – Duże to wesele?
-Nie wiem – wzruszył ramionami. – Yuli dzwoniła do mnie wczoraj i ostrzegała, żebym lepiej nie pokazywał się jej na oczy z Cristiną.
-Bomba! – Roześmiałam się wesoło. – Co jej odpowiedziałeś?
-Że Cristina to już nieaktualne. Więc siostrzyczka zaczęła mnie maglować co jest teraz aktualne i czemu porzuciłem jej ulubienicę – skrzywił się. – To moja siostra i w dodatku dziewczyna, ale kiedyś jej przywalę! – Warknął, ale po chwili się uśmiechnął.
-Nie może być taka zła.
-Dogadasz się z nią w ułamku sekundy. Zwłaszcza jeśli coś ci się nie spodoba. Najprawdopodobniej ofiarą waszych jadowitych jęzorów będę ja – przewrócił oczami.
-Wiesz, że musisz się niezwykle wysilić, żeby doprowadzić mnie do stanu furii? – Pogłaskałam go po policzku.
-Och, wiem – zaśmiał się.
-Ana! – Obok nas przejechała Sara. – Wskakuj! Musimy jechać do Iriny!
-Sukienka! – Olśniło mnie. – Pa! – Cmoknęłam Sergio w policzek i wsiadłam do samochodu.
-Promieniejesz malutka – uśmiechnęła się Sara.
-Bo jestem szczęśliwa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz