33. Realowa kolacyjka.

Gdy weszliśmy do restauracji, gdzie miała odbywać się kolacja szczęka mi opadła. Wokół siebie widziałam czerń, granat, biel i wszystkie odcienie niebieskiego.
-Ana! – Podeszła do nas Irina i wycałowała mnie w policzki. – Mogłabyś zostać modelką! -Klasnęła w dłonie.
-Kotek, nie z tym wzrostem – uśmiechnęłam się. – Gdzie mamy siedzieć? – Spytałam Sergio.
-Niestety nie obok mnie. – Cristiano z zawiedzioną minął spojrzał na swoje zaproszenie. – Ale zatańczysz ze mną, co? – Puścił mi oczko.
-Naturalnie Żeluś – powiedziałam po portugalsku. Irina i Sergio nie zrozumieli, ale też nie zareagowali.
-Koło Tomasa Mejiasa i… – Urwał Sergio. Jak zaczarowany wpatrywał się w zaproszenie, a mnie od razu podniosło się ciśnienie.
-Nie mów, że przyjdzie mi siedzieć obok tego upośledzonego Moraty! – Warknęłam.
-On nie jest upośledzony – odpowiedział zdziwiony Cristiano. Uraczyłam go morderczym spojrzeniem, ale nie załapał.
-Jest kochanie, jest – Irina wzięła tego tumana i odciągnęła ode mnie.
-Ja nie miałem wpływu na wybór miejsca! – Bronił się Sergio.
-Mam nadzieję, że masz wygodne buty – syknęłam biorąc go pod rękę.
-Czemu? – Spojrzał na swoje błyszczące pantofle.
-Bo będziemy ciągle tańczyć. Chyba, że wolisz zbierać zwłoki Moraty z każdego w zasięgu kilometra – odparowałam.

Przez całą kolację milczałam jak zaklęta. Canales przyglądał mi się uważnie, ale nie komentował. Byłam bliska wybuchu i wbicia widelca w ślepia Moraty za każdym razem, gdy śmiał na mnie zerknął. Opanowałam się tylko dla Sergio… I Ikera. Tamten na bank poskarżyłby się Torresowi i Villi, a ja wylądowałabym w Londynie albo Barcelonie. Nie ma głupich!
-Zatańczymy? – Spytał Sergio, gdy skończyła się nudna kolacyjka polegająca na wznoszeniu toastów, biciu brawa jakimś bucom i wzdychaniu w zachwycie. Nie wiem jakie licho mnie podkusiło, że zgodziłam się tu przyjść. Popatrzyłam na Canalesa i wiedziałam… Niebieskookie stworzenie dla którego całkowicie oszalałam.
Sergio porwał mnie do tańca, a ja czułam się zajebiście. Jego uśmiech, błysk w oku, zapach… Moje ciało reagowało nawet na jego najmniejszy dotyk.
-Canales? – Dotoczył się do nas Benzema. Poważnie dotoczył, bo tego nie dało się nazwać chodem. – Kimniemy się u ciebie z Gonzalo, co? – Wyszczerzył się.
-Dobra, ale bez przyprowadzania dup! – Zastrzegł Sergio i Benzema się odtoczył.
-Dlaczego u ciebie? – Zainteresowałam się.
-Bo mieszkam niedaleko – wzruszył ramionami. – Siądziemy na chwilkę?
-Pewnie – kiwnęłam głową. Usiedliśmy przy stole, a ja wsunęłam nogi pod długi obrus i zdjęłam buty. Nogi mi odpadały, ale nie mogłam tego powiedzieć, bo się nasłucham, że mogłam nie brać takich wysokich szpilek. Wiedziałam, że wstać będzie mi teraz cholernie trudno. Nogi paliły mnie żywym ogniem i nie czułam ich pewnych części.
-Wyglądasz dziś przepięknie – powiedział Sergio i odgarnął kosmyk z mojego policzka. Drgnęłam zaskoczona jego gestem. – Przewietrzymy się? – Wstał. – Strasznie tu duszno – chwycił marynarkę, która dotychczas wisiała na oparciu jego krzesła.
Szybko założyłam buty i też wstałam. Zacisnęłam zęby i poszłam za nim.
Wyszliśmy na dwór i z ulgą odetchnęłam nocnym powietrzem Madrytu. To było moje powietrze, oddech mojego miasta.
-Proszę. – Sergio narzucił mi na ramiona marynarkę, a ja uśmiechnęłam się z wdzięcznością. – Przejdziemy się? – Spojrzał na mnie szelmowsko. Wiedział!
-Ratuj mnie! – Objęłam go ramionami za szyję i zrzuciłam buty z nóg. Trzymał mnie w pasie, a ja wisiałam kilka centymetrów nad ziemią.
-Widziałem jak je zdejmujesz – roześmiał się. – Jesteś niemożliwa, wiesz?
-Ratuj mnie, a nie tylko gadasz i gadasz! – Prychnęłam.
-Załóż buty. – Zrobiłam o co poprosił. – Pojedziemy do mnie – zamarłam w połowie kroku.
-Niby po co? – Udałam idiotkę.
-Jak chcesz możemy iść potańczyć – wzruszył ramionami i udał się w kierunku drzwi.
-Dobra! – Jęknęłam. Na samą myśl, że mam jechać do jego mieszkania zrobiło mi się gorąco.
-Chodź – wziął mnie pod rękę i zaprowadził do swojego samochodu. Usiadłam, zapięłam się pasem i westchnęłam. – Mam PlayStation – powiedział zadowolony. – Pogramy sobie – ruszył.
-Nie czuje nóg – naśladowałam jego radosny głos. – Amputują mi je!
-Proszę! – Zatrzymał auto na jakimś strzeżonym osiedlu niedaleko restauracji. Wysiadłam i jęknęłam. – Oj Annabelle… – Pokręcił głową i wziął mnie na ręce. – Słodko pachniesz… – Wtulił twarz w moje włosy. Przez ciało przeszedł mi dreszcz, co nie uszło uwadze Canalesa.
-Nie podniecaj się tak – syknęłam. Weszliśmy do budynku, a po chwili do windy, która zawiozła nas na szóste piętro. Gdy weszliśmy do mieszkania byłam totalnie wykończona. Nogi przestały mnie trochę boleć, ale zdawałam sobie sprawę, że jutro nie dam rady zrobić kroku. Nagle coś zaczęło mnie po nich lizać! Zaczęłam piszczeć i mocnej przytuliłam się do chłopaka.
-Spokojnie – roześmiał się. – Coon, zostaw jej nogi. Idź sobie! – Rozkazał, a wielkie bydle pomaszerowało w głąb mieszkania. – To moja psinka.
-Niezła mi psinka – mruknęłam.
-Chcesz wziąć prysznic czy coś? – Postawił mnie na podłodze.
-Tak, daj mi coś do ubrania – zdjęłam z nóg te przeklęte buty i rzuciłam je w kąt. W mieszkaniu Sergio czułam się dziwnie. Kiedyś po tej podłodze chodziła Cristina. Kto wie? Może ona też narzekała na ból nóg od szpilek… Chociaż nie, ona wygląda na myślącą osobę, w przeciwieństwie do mnie.
-Proszę – podał mi jakąś bluzkę. Rozłożyłam ją i przyłożyłam do siebie. – Jaja sobie robisz? Toż to namiot cyrkowy! – Koszulka sięgała mi do kolan.
-Trochę na mnie za duża – wzruszył ramionami. – Tam jest łazienka – wskazał jakieś drzwi. Weszłam do środka i szczęka mi opadła nie po raz pierwszy tego wieczoru. Nie chodziło mi o wygląd tej łazienki, bo nie raz widziałam luksusowe. W końcu sama mam taką w domu. Zapach który się wokół mnie roztaczał sprawiał, że miałam dreszcze. Wzięłam do ręki perfumy Sergio i aż jęknęłam z zachwytu. Ciężki, zielonkawy flakonik utwierdził mnie w przekonaniu, że były nieziemsko drogie.
Zrzuciłam z siebie ubranie i weszłam pod prysznic. Uwielbiam, gdy gorąca woda obmywa moje ciało. Zamykam oczy i mogłabym od razu zasnąć.
Jednak teraz nie zasnęłam. Wytarłam się czystym ręcznikiem, założyłam bieliznę i tą nieszczęsną koszulkę. Wyszłam i od razu wiedziałam, gdzie mam szukać Sergio. Po mieszkaniu rozchodził się cudowny zapach gorącej czekolady. Momentalnie znalazłam kuchnię. Obok blondyna siedziała ta jego psinka. Nie, żebym nie lubiła zwierząt, skąd! Kocham małe kotki, pieski i wszystko co jest malutkie. Jednak pies Sergio był ogromny! Jego głowa była większa od mojej, a zęby rozszarpały by mnie za strzępy, gdybym chciała skrzywdzić jego pana.
-Ale zapach – westchnęłam i usiadłam na krześle.
-Proszę – podał mi granatowy kubek z Myszką Miki. – Pogramy w pytania?
-Pytania? – Roześmiałam się. – Możesz mnie zapytać o co chcesz bez głupich gierek.
-Ulubiony kolor? – Oczy mu rozbłysły.
-Niebieski, biały, granatowy i czarny. Twój?
-Zielony. Ulubiona potrawa?
-Gazpacho. A twoja?
-Paella! – Oblizał się, a ja wybuchłam śmiechem. – Film?
-”Szkoła Uczuć”. Twój?
-Wszystkie części Harry’ego Pottera! – Roześmiał się wesoło. – Największe marzenie z dzieciństwa?
-Chyba na łeb upadłeś jeśli myślisz, że powiem ci moje marzenie! – Prychnęłam.
-Powiedz… – Szepnął i przysunął się blisko. Oparłam czoło na jego torsie.
-Być częścią Realu… – Mruknęłam. – A twoje? – Odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy. Byliśmy bardzo blisko siebie, za blisko! Ten cudny błękit mnie hipnotyzował i nie byłam w stanie się ruszyć.
-Grać dla Realu. – powiedział. Jego usta były coraz bliżej…
-CANALES!!! – Zawyło coś za drzwiami. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, a Coon zaczął szczekać jak opętany.
-Real przyszedł – uśmiechnął się Sergio i uspokoił psa. – Na nikogo tak nie ujada, jak na nich.
-Ja nie wiem czemu on zamyka te blokadę! – Jęknęło coś. Canales wstał i poszedł odtworzyć drzwi. Wyjrzałam i mogłam obserwować jak Benzema z Higuainem wpadają do przedpokoju. Karim leżał na Gonzalo i mruczał coś pod nosem. Po chwili dotarło do mnie, że to najzwyklejsze w świecie „Hala Madrid”.
-Możecie wstać i przetransportować swoje zapite cielska do salonu? – Fuknął Canales.
-To trzeba… – Zaczął Higuain, ale czknął. – …dźwigu – dokończył.
-Jak się miziałeś z Aną u mnie to nie mówiłem nic! – Oburzył się Karim – O! – Jęknął na mój widok.
-Anna… – Czknął Gonzalo. – …belle. – Roześmiałam się i podeszłam do Sergio.
-Chłopaki daliście z siebie tak wiele i dotarliście aż tu! Teraz dojdźcie do salonu i możecie spać ile chcecie! – Klasnęłam w dłonie. Na czworakach powędrowali do salonu i opadli na puszysty dywan. – Może ich nakryć? – Zastanowiłam się patrząc jak Coon liże ich po twarzach.
-A po co? – Wzruszył ramionami Canales i poszedł do kuchni. Udałam się na nim i usiadłam na kuchennym blacie. Z dala od niego, żeby nie przyszło mi coś głupiego do głowy. Już miałam otwierać usta, gdy niespodziewanie do kuchni wtoczył się Higuain. Czknął potężnie i wskazał na mnie palcem. Aż mi dreszcz strachu przeszedł po plecach. Co ta realowa cipa ode mnie chce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz