8. Realowa szkoła.

Poniedziałek. Monday. Lundi. Lunes. Segunda-feira. Pondìlek.
Tak, znajomość języków obcych mam rozwiniętą. Co z tego? Dziś dam czadu w klasie sportowej. Na razie bez żadnej koszulki. Ronaldo się tak zapowietrzył, że musi wygrać, więc obawiam się, że to zrobi.
Gdy zeszłam na dół miałam na sobie czarne szorty i granatowy podkoszulek. To wykupiły dziewczyny w sobotę. Na ramieniu zawiesiłam białą torbę z logiem Realu Madryt. To Iker. Kiedy?  Nie wiem. Moje rzeczy zniknęły. Ciekawe, nie?
-Cześć – uśmiechnął się na mój widok Iker.
-Cześć – usiadłam przy stole. Sara nawet mnie nie zauważyła tak była pochłonięta pisaniem czegoś na laptopie.
-Pracuje. W środę mecz – wyjaśnił mi Iker.
-Casillas, gdzie są moje graty?! – Warknęłam. – Co to ma być! – Wskazałam mu torbę.
-W tym się nosi rzeczy, no wiesz. – Wgryzł się w kanapkę z szynką i pomidorem.
-Nie chcę iść do tej szkoły. Oddawaj rower, jadę do starej budy! – Położyłam twarz na stole.
-Koteczku – przełknął. – Zawiozę cię do nowej szkoły, gdzie będziesz tylko kilka tygodni. Dasz radę.
-Ale dlaczego to musi być szkoła sportowa zapatrzona w Real Madryt! – Walnęłam dłonią w stół.
-Bo tylko tam przyjęli cię tak szybko. Gdyby nie Mourinho, mielibyśmy problem.
-Iker! – Fuknęłam. – Trener Realu Madryt interweniował w mojej sprawie? Czyś ty rozum postradał?! – Ja oszaleje. ZWARIUJE!
-Jose nam pomaga. Przestań się denerwować. Zjedź coś i zaraz jedziemy – napił się kawy.
-Nie, zdechnę z głodu i w końcu będę mieć spokój.
-Dobrze – pokiwał głową. – Tam w przedpokoju stoją torby z ciuchami dla ciebie. Pomyślałem, że wolisz coś luźnego do szkoły sportowej. – Uśmiechnął się radośnie. Wstałam i poszłam we wskazanym kierunku. Stało tam kilka wielkich toreb z logo Adidasa i jedna z Nike. Gdzie Casillas robi zakupy? No oczywiście w sklepach sportowych! Aż dziwne, że nie dorwał niczego z Reeboka.
Od razu zabrałam się do przeglądania zawartości toreb. Dostałam sześć bluz, dwie kurtki, trzy koszulki, dwie pary szortów, dwie pary długich spodni, korki (nie wiem po co mi one?), cztery zegarki i dwie pary butów z Nike.
-Po co mi cztery prawie identyczne zegarki? – Zapytałam Ikera. – I cztery identyczne bluzy, różniące się kolorami?
-Czarna ma paski inaczej! – Zawołał w swojej obronie.
-Szalona różnica – mruknęłam. Teraz bądź mądry człowieku i połącz ten kolorowy cyrk w coś normalnego.
Wzięłam różowe szorty, białą bluzę z kapturem, hiszpańską koszulkę i białe buty z Nike. Na rękę założyłam czarny zegarek, a po namyśle wrzuciłam do torby korki. Torbę nadal miałam z Relu. Już o większej ilości Casillas nie pomyślał.
-Chodź – Iker pociągnął mnie do wyjścia. – Rosa posprząta.
-Kto to jest Rosa? – Zdziwiłam się.
-Sprzątaczka.

Pod Bernabeu stało już kilka samochodów, gdy zaparkowaliśmy.
-Real Madryt? – Zagwizdał Marcelo na widok mojej torby. Skrzywiłam się, ale nie powiedziałam nawet słowa. Będę grzeczna i nie będę pyskować do tych pacanów.
-Pójdziesz prosto tą ulicą i trafisz do szkoły – poinstruował mnie Iker.
-Znaki szczególne? – Spojrzałam we wskazanym kierunku.
-Dwie flagi. Realu i Hiszpanii – poklepał mnie po plecach i poszedł.
-Zajebiście! Poskarżę się Davidowi! On by nie pozwolił na to, żebym chodziła do realowej szkoły! – Warczałam pod nosem.
-Cześć Annabelle – usłyszałam obok siebie tak dobrze znany mi głos.
-Cześć Sergio – odwróciłam się i uśmiechnęłam delikatnie.
-Jak ty dziś sportowo wyglądasz. O! A jaka torba! – Roześmiał się.
-Canales nie zmuszaj mnie do tego, żebym zawaliła w ten twój pusty łeb! – Syknęłam.
-Spokojnie. Chodź, odprowadzę cię – puścił mi oczko. Nieźle. Kiedyś miałam poważanie w szkole, bo nakopałam szefowi ulicy, a teraz, bo odprowadza mnie piłkarz, o którego biły się największe kluby w Europie. No co? Internet jest ogólnie dostępny, więc wiem takie rzeczy. – Masz wszystko co potrzeba?
-A co potrzeba mi w szkole? – Zdziwiłam się nie po raz pierwszy tego dnia.
-W tej szkole to wszystko. Korki to podstawa. Strój piłkarza – uśmiechnął się radośnie. – To będziesz mieć za kilka dni.
-Chciałbyś! Będziesz robić za mojego szofera jak nic! – Pokazałam mu język.
-Raczej nie. Real ma dobrą passę!
-Barca też.
-Szczerze. Znasz chociaż kilku piłkarzy Barcelony? – Stanęliśmy pod jakimś okazałym budynkiem, który na masztach miał dwie, wskazane przez Ikera flagi.
-Tylko Hiszpanów – mruknęłam. – No kojarzę też Messiego.
-To czemu im tak kibicujesz? – Zajrzał mi w oczy.
-Bo chcę mieć przystojną taksówkę za darmo – wyszeptałam i pomaszerowałam do szkoły. Gdy byłam w środku spojrzałam na ulicę. Canales drapał się po głowie i patrzył pod nogi. Wolno wracał na Bernabeu. Może przegięłam? Może, ale to było takie spontaniczne. Tak samo jak mam problemy z poskromieniem złości, tak samo ze słowami, które wymykają się z moich ust zanim pomyśle.
Do klasy trafiłam błyskawicznie. Jak? Z głośników usłyszałam, że Annabelle Rodriguez ma udać się do sali numer 144 na zajęcia z języka hiszpańskiego. Więc się udałam. Nie było cyrku z przedstawianiem mnie całej klasie. Były w niej same dziewczyny, bo jak zrozumiałam chłopcy z mojego rocznika byli równorzędną klasą. Taki podział miał ułatwić lekcje wychowania fizycznego i treningi.
-Annabelle co trenujesz? – Spytała mnie nauczycielka. Zaprzestałam kręcenia się na krzesełku i spojrzałam na nią.
-Nic – odpowiedziałam. Na swoje szczęście wcześniej podwinęłam rękawy bluzy i było widać mój bandaż.
-A trenowałaś? – Westchnęła.
-Gimnastykę artystyczną i jazdę konną – powiedziałam z zadowoleniem.
-Inny sport? – Mruknęła zrezygnowana.
-Golf – Iker pożałuje, że mnie tu zapisał.
-Za chwilę idziecie na Bernabeu. Jak zawsze proszę was o zachowanie się i nie zbliżanie do piłkarzy. Jesteśmy elitarną szkołą, wybraną – uniosła głowę i wyszła. Cała klasa za nią.
W tej samej chwili dostałam SMS-a. Oczywiście telefon też miałam nowy! Casillas w łaskawości swojej zostawił mi starą kartę. Dostałam czarnego Blackberry, którego jeszcze nie umiałam obsługiwać. Wiadomość jednak udało mi się otworzyć.
Cześć Annabelle ;) Jak tam w szkole?” przeczytałam. Numer oczywiście był nieznany.
„Zajebiście. Kto Ty?”
Twój niedoszły, przystojny szofer ;p
Roześmiałam się pod nosem. Nie zwracałam uwagi na idące wokół mnie dziewczyny ubrane w stroje Realu Madryt. Każda miała na plecach jakieś nazwisko i numer. Było dużo Casillasów, ale przeważał Ronaldo. Raz nawet widziałam Beckhama!
„Szofer to Ty jesteś przyszły ;p Nie trenujesz?”
Mam masaż i mi się nudzi. A Ty? Nie uczysz się?
„Och, uczę! Jak szalona ;D Właśnie idziemy na Bernabeu.”
Zamieniamy się? Skurczę się i będę udawał Cb, a Ty poleżysz za mnie? ;p
„Super, ale odpada ;p Nie chcę, żeby dziewczyny myślały, że mam takie wielkie, umięśnione nogi!”
Mam wielkie, umięśnione nogi?!
„Sorry, że wpędzam Cię w kompleksy ;p”
-Dziewczyny! – Weszłyśmy na Bernabeu. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłyśmy się w siłowni. – Każda na coś wskakuje. Rodriguez ty na razie masz zwolnienie. Usiądź sobie gdzieś.
-Spoko – mruknęłam i usiadłam na ławce przy drzwiach.
-Pst! – Usłyszałam za sobą. Gdy się odwróciłam zobaczyłam uśmiechniętą twarz Canalesa. – Cześć Ana! – Wyszczerzył się radośnie.
-Już po masażu?
-Zwiałem – oczy mu zalśniły. – Chodź! – Podał mi rękę. Chwyciłam ją i po chwili pędziliśmy korytarzem śmiejąc się jak dzieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz