68. Odmienne zdanie.

Po południu siedziałam na fotelu w mieszkaniu Giany i oglądałam bajkę z siedzącym obok mnie Pablo. Byłam gotowa do wyjścia. Miałam na sobie beżową sukienkę i zajebiste fioletowe szpilki.
Malec chyba też je dostrzegł, bo zamiast wpatrywać się w telewizor utkwił wzrok w moich butach.
-Ciociu? – mruknął. Dobija mnie z tą ciocią. Żadne dziecko z mojego otoczenia tak do mnie nie mówi! No, nie licząc Olayki Villi, ale ją szybko przekabacę jak spędzimy razem kilka dni.
-Słucham? – Pogłaskałam go po główce. Pablo jak na małego eleganta przystało miał na sobie czarny garniturek, białą koszulę, czarny krawat i lakierki.
-Nie bolą cię nogi?
-Pewnie, że nie – uśmiechnęłam się.
-Uważaj, bo będziesz mieć nos jak Pinokio – powiedział Sergio stojący w drzwiach.
-Zabawne – pokazałam mu język.
-Gotowi? – Do salonu weszła Giana ubrana w śliczną czarną sukienkę.
-Tak! – Pablo podbiegł do mamy i wziął ją za rękę.
-Chodź – Sergio podszedł i wziął mnie za ręce.
-Dziś też obejrzymy wschód słońca? – Wyszeptałam mu do ucha.
-Oczywiście – roześmiał się.

Ślub był przepiękny. Panna młoda miała śnieżnobiałą suknię i wyglądała zjawiskowo.
Wpatrywałam się w nią uważnie i trzymałam Sergio za rękę.
Jestem osobą zmienną, wiem. Raz chciałam z nim być, raz chciałam uciekać od niego jak najdalej. Jednak muszę to przyznać. Od pierwszej chwili, gdy tylko go poznałam wiedziałam, że to ten jedyny. Długo nie mogliśmy do siebie dotrzeć. Kombinowałam jak mogłam, Sergio nie potrafił się zdecydować. Miłość spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Może, gdyby to było zwykle zauroczenie to dalibyśmy radę, a tak? Uczucie było tak wielkie, że oboje zgłupieliśmy. Teraz jednak jestem tu obok niego. Udało się.
Oparłam głowę na jego ramieniu i uśmiechnęłam się. Udało.
Na weselu poznałam chyba całą rodzinę! Jakiś wujek rozprawiał jak to mały Sergio był grzeczny! Ciocia truła, że wcale grzeczny nie był. Z tego wszystkiego nie miałam czasu rozejrzeć się za Higuainem. Wiem, że tu jest! Los Blancos wyczuje drugiego Los Blancos!
-Siemka! – Na wolnych krzesłach usiadł Miguel i… Maribel. Spojrzałam zaskoczona na Sergio, a on tak samo na mnie.
-Przegapiłem coś istotnego? – Mruknął.
-Owszem – wyszczerzył się Miguel i wziął dziewczynę za rękę. – Zmarnowała u twego boku dwa lata, ale przekonam ją, że z młodszym Canalesem będzie jej lepiej.
-Zabawne – skrzywił się blondyn.
-Sergio! – Maribel szturchnęła go w ramię. – Przecież się przyjaźnimy.
-Dawno mnie nie było w Santander skoro mój brat zdążył znaleźć sobie dziewczynę – westchnął.
-Zainteresowałam się nim dopiero wtedy, gdy to ty stałeś się czarną owcą rodziny po zostawieniu Cristiny. A twój brat nagle okazał się świetnym facetem.
-Gonzalo! – Wstałam gwałtownie. Po drugiej stronie sali siedział Higuain. Akurat coś zajadał. Yuli nie było w pobliżu. – Zaraz wracam – mruknęłam i potruchtałam do niego w moich szpileczkach. Na mój widok zrobił wielkie oczy.
-Annabelle? – Szepnął.
-Nie, może być królowa hiszpańska! – Syknęłam. – Czemu się, ohydna kreaturo, nie przyznałeś, że idziesz z Yuli?
-Jakoś tak wyszło – wzruszył ramionami i przysunął się do mnie bliżej. – Znam ją od roku.- mruknął. – Podoba mi się i uważam ją za niesamowitą dziewczynę. Rozumiem Canalesa, naprawdę.
-A co on ma do tego? – Zdziwiłam się.
-Wiem, które cechy mu się w tobie podobają. Yuli co prawda osiągnęła najwyższy poziom w byciu wredną, ale tobie też niewiele brakuje. Między nami ciągle coś iskrzy, a jak mam wrażenie, że będzie coś więcej to ona… – pstryknął palcami. – Jedzie do Santander!
-Kicha – skomentowałam i podrapałam się po brodzie. – Przy takich typach jak Yuli musisz być cierpliwy, ale w końcu się zbuntuj. Sergio nie daje sobie wejść na głowę. Ja naprawdę nieźle daję czadu, ale on twardo trzyma mnie w ryzach.
-Myślisz? – Zadumał się.
-Zaryzykuj. Nie masz nic do stracenia – puściłam mu oczko. – Miłej zabawy, Gonzalo – pocałowałam go w policzek i wróciłam do Sergio.
Bardzo się ucieszyłam, gdy w końcu daliśmy w długą na „naszą” plażę.
Do mieszkania Giany wróciliśmy, gdy dochodziła szósta rano. Sergio, który wcześniej zdążył się wykąpać w wodach Zatoki Biskajskiej, rozebrał się do bokserek i od razu wskoczył do łóżka. Niestety ja nie miałam tak dobrze. Musiałam wziąć prysznic i dokładnie wymyć piasek z włosów.
Gdy się położyłam dochodziła siódma. Zasnęłam niemal błyskawicznie tuląc się do blondyna.
Obudziły mnie podniesione głosy. Otworzyłam oczy i spojrzałam na drzwi. Sergio spał w najlepsze z poduszką na twarzy. W progu stała Giana, Yuli i Higuain.
-Co jest? – Mruknęłam.
-Obudź gnoja i do domu! – Wysyczała Giana do Yuli, totalnie mnie ignorując. – Ja nie chcę mieć na głowie mamy! Już wczoraj zmyła mi głowę, że daję mu na wszystko przyzwolenie.
-Weź się ogarnij! – Warknęła Yuli – To dorosły facet, a nie zasmarkany bachor! Robicie wielką aferę, bo zostawił jedną dziewczynę dla drugiej! I co z tego?!
-Z Annabelle jest o wiele szczęśliwy niż z Cristiną – wtrącił Gonzalo. Na razie nikt nie dostrzegł, że się im przysłuchuje.
-To niech sobie będzie, ale nie pod moim dachem! – Zdenerwowała się Giana. – Ja do Any nic nie mam, nie podoba mi się zachowanie Sergio! Wracają o świcie, nie wiadomo gdzie byli.
-Wiadomo – Higuain wysypał z mojego buta piasek.
-Nie udawaj takiej cnotki! – Yuli zaatakowała siostrę. – Sama też nieźle dawałaś czadu! Nagle się ocknęłaś, gdy miałaś brzuch! Cieszę się, że on nie mieszka w tym cholernym wariatkowie! Jesteś tak samo popierdolona jak mama! Każdy ma prawo do własnego życia! – Pociągnęła Higuaina za rękę i wyszła.
Giana spojrzała na mnie, westchnęła i zniknęła w swojej sypialni.
-Sergio! – Szturchnęłam blondyna.
-Słyszałem – westchnął i zdjął z twarzy poduszkę. – Nienawidzę tego mówić, ale Yuli ma rację. Przejdźmy się, zjedźmy coś i odprowadzę cię na samolot – wstał. – Wrócę za pół godziny – ziewnął i szybko się ubrał.
Szliśmy przez park i trzymaliśmy się za ręce. Sergio milczał. Widziałam, że nad czymś duma. Nad klubem? Rodziną? Nami?
Spuściłam głowę i wpatrywałam się w swoje fioletowe szpilki, które rytmicznie uderzały o chodnik. Dziś ubrałam się elegancko. Fioletowe szpilki, żółta spódnica i czarna bluzka. Do tego założyłam złotą bransoletkę i śmieszne kolczyki w kształcie serc.
-Wiesz – zatrzymał się gwałtownie. – To – wyjął mi spod bluzki łańcuszek na którym wisiała zawieszka od niego i manchesterski diabełek. – Teraz jest pięknie. – Objął mnie ramieniem w pasie i pocałował w usta.
-Co jest? – Pogłaskałam go czule po policzku. – Ciastku?
-Pierdolę już ich wszystkich – westchnął i otoczył mnie ramionami kładąc głowę na moim ramieniu. – Co ich obchodzi z kim chodzę? Powinni się cieszyć moim szczęściem, a nie tylko marudzą!
-Yuli i Miguel cię wspierają – szepnęłam.
-Yuli nie chodzi o wspieranie tylko o zamieszanie. Im więcej krzyku tym dla niej lepiej. Boi się związków tak samo jak ja się bałem wyznać miłość. Czai się obok Higuaina rok i się zdecydować nie może. Gdy pali się jej grunt pod nogami to ucieka i wraca za jakiś czas. Nie zazdroszczę mu.
-Ty masz mnie – ujęłam jego twarz w dłonie. – Złośliwa, słodziutka i tylko twoja – uśmiechnęłam się.
-Cieszę się z tego powodu – pocałował mnie krótko.
-Cześć wam – usłyszeliśmy obok. Ten głos. Oj…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz