Kwiecień tego roku był wyjątkowo ciepły i piękny. Madryt kusił kolorami i zapachami.
Jak
co roku miałam ambitne plany. Po pierwsze będę się lepiej uczyć i
przygotuję się do matury… Wiem, że tego nie zrobię. Jestem mistrzynią w
obiecywaniu sobie różnych rzeczy, a potem w niedotrzymywaniu ich. Mogę
się jedynie starać. Codziennie staram się nie pyskować do ciotki, która
się mną niby zajmuje. Nie powiem, że wychowuje, bo ta kobieta tylko mnie
karmi i daje dach nad głową. Jak na nią to i tak dużo. Szczerze wątpię,
żeby była z tego powodu szczęśliwa. Przejadam jej pieniądze, za które
mogłaby się napić. Och ja niedobra…
Mieszkam z ciotką od trzech lat,
czyli od początku liceum. Mam miniaturowy pokoik, gdzie mieści się łóżko
i niewielka komódka, w której trzymam swoje ciuchy. Cioteczka
codziennie jest pijana w trzy dupy i właśnie tam mnie ma. Nie, nie
przejmuje się tym. Wręcz przeciwnie, nawet mnie to cieszy. Nie muszę jej
słuchać, ani się nią przejmować. Robię co chcę i jest mi z tym dobrze.
Czemu
z nią mieszkam? Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Nie było
nikogo innego, kto mógł się mną zająć. W ten cudowny sposób opuściłam
śliczne mieszkanko w centrum Madrytu, zmieniłam numer telefonu i całe
życie. Nie byłam już szczęściarą, która chodzi do prywatnej szkoły,
jeździ konno i trenuje gimnastykę. Życie otrzeźwiło mnie bardzo szybko. Z
dnia na dzień musiałam nauczyć się gotować i zająć sobą. Ciotka przez
pierwsze dni była zapłakana i nie miała czasu dla mnie. Potem zaczęła
pić i tym bardziej nie miała czasu. A ja? Brakowało mi rodziców,
tęskniłam za nimi, ale obiecałam sobie, że się nie dam. Nigdy nie
poddam, nie ważne jak źle będzie. Szwendałam się po ulicach i szukałam
przyjaciół. Częściej wychodziło, że problemów. Już tak mam, że czasem
coś powiem zanim pomyślę… No dobra, zawsze tak mam. Nie traktuję tego
jako wadę, raczej jako zaletę, którą muszę doszlifować.
Przez trzy
lata łapałam się różnych zajęć. Sprzedawałam gazety, myłam samochody,
byłam kelnerką, opiekunką do dzieci, nawet dawałam korki z
hiszpańskiego. Pieniędzy, które otrzymywałam jako rentę po rodzinach,
nigdy nie widziałam. Raczej nie zobaczę.
Na dzielnicy szacunek
zdobyłam szturmem. Pobiłam się z największym cwaniakiem i wygrałam. Nie
wiem jak delikatna i niewielka szesnastolatka tego dokonała, ale stało
się. Każdy się ze mną liczy i chadzam na wszelkie imprezy.
W ciągu
trzech lat zmieniłam się nie do poznania. Z dawnego życia zostały mi
maniery, umiejętność posługiwania się pięcioma językami, kilka numerów
do „przyjaciół rodziców” i już.
Nigdy nie byłam bogata. Moi rodzice
to typowa klasa robotnicza. Mama była Czeszką i po niej odziedziczyłam
słowiańską urodę. Ponoć miała jakiś kuzynów w Czachach i Polsce, ale
komu by się chciało ich szukać, żeby się mną zajęli? Natomiast mój tato
to Hiszpan. Jeździł na TIR-ach, a mama była sprzątaczką. Zarabiali
całkiem przyzwoicie. Mogli mnie wysłać do prywatnych szkół, na dodatkowe
zajęcia i do szkół językowych. Jeździłam na wakacje z dziećmi
pracodawców mamy.
Teraz też jeździłam, rowerem po Madrycie w wakacje.
Obecnie wracałam ze szkoły i niespecjalnie chciało mi się gadać z wlaną cioteczką. Czy przeczuwałam coś złego? Skąd!
Weszłam do domu i stanęłam jak wryta. Nie było w nim nic! NIC! ZERO! NADA! NULL!
Za to na jednej ze ścian był napis.
-”Mam dość. Spadam stąd. Radź sobie sama.” – Przeczytałam i usiadłam na podłodze.
-Zajebiście
– warknęłam. Co ma zrobić dziewiętnastolatka, która po raz drugi
straciła wszystko? Najprościej rzucić się z mostu. Tylko, że najprościej
to dla mnie nie najlepiej.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i przejrzałam listę numerów. Nie było nikogo, kto mógł mi pomóc. Po chwili wybrałam numer kumpla.
~Siemka! – Odebrał. - Co tam mała?
-Ciotka zwiała – westchnęłam. – Nie mam nic, oprócz domu, który pewnie jest zadłużony i mi go odbiorą.
~Czyli nie masz nic – podsumował. – Czego chcesz?
-Pomocy.
~Ile masz kasy?
-Czekaj… – Wyciągnęłam z kieszeni pieniądze i szybko przeliczyłam. – Piętnaście euro – mruknęłam.
~Lipa. Nic ci nie skołuje za tyle. Chyba, że pojedziesz na bogate dzielnice i komuś się rzucisz pod auto.
-Rzuciło to ci się na mózg! – Warknęłam.
~To dworzec jest twój. Możesz też zostać prostytutką.
-Zawsze
o tym marzyłam! – Fuknęłam. – Dobra, nara. – Rozłączyłam się i wstałam.
Ciotka nie pierwszy raz zniknęła, ale nigdy nie zabierała ze sobą
gratów i nie bazgrała po ścianach! Byłam pewna, że już nigdy jej nie
zobaczę. Przede mną rysowały się czarne scenariusze. Chociaż pomysł z
rzucaniem się pod koła nie był taki zły. Może mnie przejadą i zginę
próbując poprawić swój los.
Wskoczyłam na rower i popędziłam do metra. Metrem w kierunku dzielnic bogaczy.
Jeździłam
wśród ogromnych willi i zastanawiałam się, czy ludzie tu mieszkający są
szczęśliwi. Ja bym była, miałabym co jeść i… Właśnie, jeść. Nagle
okropnie zgłodniałam, a zaczynało robić się coraz ciemniej.
Wśród tych wielkich domów nie było nawet jednego sklepu spożywczego! Jakiś żal!
Usiadłam
na ławce, o którą oparłam rower. Co mam robić? Rzeka odpada, żaden
znajomy mi nie pomoże, bo ma swoje problemy. Nie mam nikogo. Straszne
jest to, że przez te lata żyłam jak jakaś śpiąca królewna. Z dnia na
dzień, bez myślenia o przyszłości. To teraz mam…
Położyłam się na tej nieszczęsnej ławce i zamknęłam oczy.
Ana, witamy w dorosłym życiu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz