58. Wartość sentymentalna.

Leżałam na łóżku i próbowałam się uczyć z hiszpańskiego. Odkąd wczoraj wróciłam z Londynu nie myślę o niczym tylko o Canalesie. Chciałam się do niego przytulić i zapomnieć o wszystkim. Przez tydzień miałam mieć maturę. Nie bałam się, ale denerwowałam. Potem miałam napisać jeszcze kilka sprawdzianów i koło dziesiątego czerwca miałam być wolna.
Nudziło mi się potwornie, ale dzięki Bogu zadzwonił mój telefon!
-Słucham? – Odebrałam, nie patrząc na wyświetlacz.
~Ana… – Mruknął niewyraźnie mój ukochany głos.
-Co zrobiłeś? – Warknęłam.
~Nic - szepnął.
-Canales, do kurwy! – usiadłam szybko. – Chcesz mnie zdenerwować? O, wybacz! Już to zrobiłeś!
~Skoro i tak już się zbulwersowałaś to powiem ci od razu. Chce lecieć z kumplami na wakacje do Meksyku, po weselu – powiedział, a ze mnie opadło napięcie.
-I już?
~A co chcesz jeszcze?
-Myślałam, że to coś poważnego. Co ja mam do twoich wakacji? Będę wolna dopiero za dwa tygodnie. Rób sobie co chcesz. Nie trzymam cię na smyczy – opadłam na łóżku.
~Nie chciałabyś lecieć ze mną?
-Najchętniej to bym od ciebie nie odchodziła, ale nie możemy tak ciągle być przy sobie. Przecież nie popadnę w depresję, że polecisz z kumplami na wakacje – westchnęłam. – Poza tym ty masz swoich znajomych, a ja swoich. Nie musimy być jak papużki-nierozłączki.
~Naprawdę taka dziewczyna jak ty to skarb - roześmiał się. - Tęsknisz za mną troszkę?
-Przez ciebie się na niczym nie mogę skupić! – Fuknęłam. – Sara cztery razy kazała mi wyrzucić śmieci, aż sama je wyniosła. Nie kontaktuję.
~Kocham cię. Przyleciałbym, ale masz maturę, a ja obiecałam Giane, że będę pilnował Pablo. Ona, mama i Yuli codziennie pomagają przy weselu. Jak zaproponowałem wynajęcie cateringu to mało mnie nie zadziobały – zaśmiał się.
-Tak mi się chce do ciebie – jęknęłam.
~Ana, to tylko kilka dni. Damy radę.
-Kilka dni – prychnęłam. – Dociągnę ten tydzień, potem wesele, a zaraz ty lecisz na drugi koniec świata. Chyba udam się wtedy do Manchesteru.
~Bliźniaków nie będzie. Nani może, ale wątpię. To po co tam chcesz lecieć? - Zdziwił się.
-Ferguson zaproponował mi współpracę. Miałabym uczyć nowych zawodników angielskiego.
~Chciałabyś zostać w Manchesterze? – Spytał cicho.
-Chcę być tylko przy tobie – powiedziałam pewnie.
~Ja zostaję w Hiszpanii. Mój ojciec jest na Bernabeu i prowadzi na ten temat rozmowy. Wiesz, to mój agent.
-Wiem przecież. Muszę kończyć – spojrzałam na zegarek. – Kocham cię, pa! – Rozłączyłam się. Ojciec na Bernabeu, tak?

We wtorek po szkole powędrowałam się na stadion. Wystrojona byłam na galowo, ale weszłam bez najmniejszego problemu. Udałam się wprost do gabinetów zarządu. Bez ceregieli weszłam do sali konferencyjnej. Zgromadzeni w niej mężczyźni akurat zbierali swoje papiery.
-Dzień dobry – przywitałam się słodko.
-Cześć, Annabelle – uśmiechnął się do mnie Mourinho. – Co cię sprowadza?
-A tak wpadłam zobaczyć co słychać. Nudno tu bez piłkarzy – wzruszyłam ramionami. – Chciałam pooddychać realowym powietrzem – uśmiechnęłam się szeroko.
-Poznaj proszę Santosa Canalesa – przedstawił mnie mężczyźnie obok. – To Ana Rodriguez. Muszę państwo na chwilę przeprosić – mruknął i wyszedł.
-Jest pan ojcem Sergio? – Spytałam.
-Tak – pokiwał głową i ujął moją dłoń. W prawej trzymałam torebkę. – Miło mi poznać – ucałował ją i spojrzał uważnie na pierścionek. – Twoje pełne imię to Ana?
-Nie, proszę pana – pokręciłam głową – Annabelle, a o co chodzi? – Zdziwiłam się.
-Znasz mojego syna? – Spojrzał na mnie uważnie.
-Tak – zaczerwieniłam się lekko.
-Nie spodziewałam się, że zobaczę ten pierścionek na ręku innej kobiety – puścił moją dłoń.
-Dlaczego? – Zdziwiłam się szczerze.
-Moja żona dostała go na swoje osiemnaste urodziny od swojej matki, która dostała go od swojego męża – wyjaśnił, a ja z wrażenia aż usiadłam.
-Dlaczego Sergio dał mi coś tak cennego? – Wyszeptałam zszokowana.
-Sama pomyśl dlaczego – usiadł na fotelu obok i uśmiechnął się ciepło. – Gdy poznałem moją Rosario dałem jej piękny wisiorek z kamieniem w kolorze moich oczu. Powiesiła go obok zawieszki którą dostała od rodziców.
-Tej? – Wyjęłam spod bluzki prezent od Sergio.
-Czy mogę cię nazywać moją synową? – Zaśmiał się.
-Wiedziałam, że to jest dużo warte, ale nie spodziewałam się, że ma AŻ taką wartość – westchnęłam.
-Sergio podobnie jak jego matka nie jest zbyt wylewny w okazywaniu uczuć i rzadko mówi o tym co czuje – mruknął.
-Często słyszę, że mnie kocha – szepnęłam z uśmiechem. – Jest pan jego agentem? – Przypomniałam sobie nagle.
-Owszem – pokiwał głową.
-Niech pan załatwi dla niego jak najlepszy kontrakt. On musi zostać w Hiszpanii, bo musi grać! Real na niego czeka, ale niech się rozwinie! Tu jest za dużo gwiazd i za mało miejsca dla niego! Błagam niech pan mu pomoże! – Wyszeptałam.
-Pomogę – poklepał mnie po ręku. – Też chcę dla niego jak najlepiej.
-Jestem! – Do sali wpadł Mou. – Przepraszam.
-To już pójdę – wstałam. – Miło było pana spotkać. Do zobaczenia w Santander – uścisnęłam dłoń pana Canalesa i wyszłam.
Wieczorem na kanapie i oglądałam telewizor. Reszty rodziny nie było. Iker wywalił już na zgrupowanie.
Gdy zadzwonił dzwonek wsunęłam na nogi japonki i podreptałam do drzwi. Nie przejmowałam się, że spodenki spadają mi z tyłka, a bluza wisi tylko na jednym ramieniu.
-No? – Otworzyłam drzwi, a na progu zobaczyłam uśmiechniętą Leighton. Wyszłam z domu i rozejrzałam się po okolicy. Nawet kucnęłam, żeby zobaczyć czy pod krzakami nic się nie czai. – Gdzie Villa? – Spytałam.
-Na zgrupowaniu. Nie wie, że tu jestem. Musisz mi pomóc!
-Ja? – Zdziwiłam się i weszłyśmy do środka. Dałam jej szklankę soku i usiadłyśmy na kanapie w saloniku.
-Znasz Davida bardzo długo i wiesz jak go podjeść, przetłumaczyć mu co trzeba – odstawiła szklankę na ławę i zaczęła wyłamywać palce.
-Znowu mu odjebało? – Ziewnęłam. – Czemu? – Usiadłam wygodnie.
-Pokazałam mu kilka odcinków Plotkary, ale specjalnie nie przykładałam wagi do tego, co to za odcinki. To był mój błąd – westchnęła.
-Nie spodobało mu się? Villa uwielbia seriale i bajki – mruknęłam.
-Znienawidził Chucka i Nate’a – wyszeptała. – Miałam mu przedstawić Eda i Chace’a, ale teraz to chyba sobie odpuszczę.
-Fiu, fiu… – zagwizdałam przypominając sobie fabułę Plotkary. – A księcia nie chcę zajebać?
-Nie, uważa, że książę to dobry materiał na męża. Musisz mu wytłumaczyć, że to tylko fikcja i nie istnieje żadna Blair Waldorf!
-To jest popierdoleniec jebany. Mówiłam, że piłka zniszczy mu mózg, mówiłam… – mamrotałam, gdy szukałam telefonu. Nieoczekiwanie sam się odezwał pod pudełkiem po pizzy. Na ekraniku pojawiła się krzywa morda i podpis „El Guaje ;)
No to zaczynamy panie Villa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz